Bezgwiezdne morze. Erin Morgenstern

Bezgwiezdne morze - Erin Morgenstern


Скачать книгу
świtowi. Mogłaby tak je zostawić, ale nie chce. Z tych drzwi jest dumna, to udana praca, a ona chce ją jeszcze ulepszyć.

      Zmienia pędzle, wyciągając cieńszy z wachlarza przyborów wystającego z jej kucyka grubych, czarnych włosów, poplamionych granatem, który w tym świetle ginie. Szpera po cichu w leżącym u stóp plecaku i wymienia farbę z ciemnoszarej na metaliczne złoto.

      Szczegóły lubi najbardziej. Tu zacienić, tam rozjaśnić i nagle płaski obraz nabiera głębi.

      Maleńki pędzel zostawia złote ślady na rękojeści miecza, rowkach klucza, paskach pszczoły. Skrzą się w mroku, zastępując blednące gwiazdy.

      Kiedy jest zadowolona z gałki, znów zmienia pędzle, dopieszczając dzieło.

      Dziurkę od klucza zawsze zostawia na koniec.

      Może kojarzy się jej z podpisem, dziurka od klucza na drzwiach, do których nie ma klucza. Detal, którego obecność ma walor sam w sobie, niepodporządkowany wymogom konstrukcyjnym. Coś, co dopełni dzieła.

      – Bardzo ładne – komentuje jakiś głos za jej plecami i dziewczyna podskakuje, pędzel wypada jej spomiędzy palców i ląduje przy stopach, nie omieszkając po drodze w dół poplamić jej sznurówek czernią godną dziurki od klucza.

      Odwraca się, za nią stoi jakaś kobieta.

      Mogłaby uciec, ale nie jest pewna, w którą stronę. W blasku prawie świtu ulice wyglądają inaczej.

      Zapomina, jak brzmi powitanie w tym konkretnym języku, i nie jest pewna, czy powinna powiedzieć „dzień dobry”, czy „dziękuję”, więc nie mówi nic.

      Kobieta przygląda się nie dziewczynie, ale drzwiom. Ma na sobie puchaty szlafrok barwy niedojrzałej brzoskwini i trzyma kubek z napisem „Prawdziwa wiedźma”. Włosy ma związane tęczową chustką i jest obwieszona kolczykami. Na nadgarstkach widać tatuaże: słońce i rząd księżyców. Jest niższa od dziewczyny, ale wydaje się większa – zajmuje w zaułku więcej miejsca, niż można by się spodziewać. Dziewczyna kuli się, znikając w swojej bluzie z kapturem.

      – Wiesz, że tu nie wolno malować – mówi kobieta. Popija łyk z kubka.

      Dziewczyna przytakuje.

      – Ktoś przyjdzie i to zamaże.

      Dziewczyna spogląda na drzwi, potem znów na kobietę i wzrusza ramionami.

      – Chodź, napijesz się kawy – zachęca kobieta, odwraca się i nie czekając na odpowiedź, przemierza zaułek i znika za rogiem.

      Dziewczyna się waha, ale w końcu wciska pędzel do kucyka, do pozostałych, bierze torbę i idzie za kobietą.

      Za rogiem jest salon. Zgaszony neon w kształcie uniesionej dłoni z okiem wisi pośrodku dużego okna, otoczony aksamitnymi storami zasłaniającymi wnętrze. Kobieta stoi w drzwiach, przytrzymując je dla dziewczyny.

      Drzwi zamykają się za nimi, towarzyszy temu dźwięk dzwonka. Dziewczyna nigdy w życiu nie widziała takiego salonu, pełnego świec i meblowego miszmaszu. Powiązane kolorowymi nitkami pęczki wysuszonej szałwii zwieszają się z sufitu, otoczone migoczącymi światełkami na sznurkach i lampionami z papieru. Na stole leży kryształowa kula i paczka papierosów goździkowych. Figurka boga z głową ibisa zerka przez ramię dziewczyny szukającej dla siebie miejsca, w którym nie będzie zawadzać.

      – Usiądź – poleca kobieta, wskazując machnięciem ręki aksamitną kanapę pokrytą szalami. Po drodze na kanapę dziewczyna potrąca abażur z frędzlami, które pląsają jeszcze, kiedy ona już siedzi, z torbą na kolanach.

      Kobieta wraca z dwoma kubkami, na nowym widnieje pięcioramienna gwiazda w okręgu.

      – Dziękuję – mówi cicho dziewczyna, odbierając kubek. Ogrzewa nim zmarznięte dłonie.

      – Czyli umiesz mówić – komentuje kobieta, sadowiąc się na starym pikowanym fotelu ze skóry, który wzdycha i skrzypi pod jej ciężarem. – Jak się nazywasz?

      Dziewczyna nie odpowiada. Sączy parzącą kawę.

      – Masz się gdzie zatrzymać? – pyta kobieta.

      Dziewczyna przytakuje.

      – Na pewno?

      Kolejne przytaknięcie.

      – Nie chciałam cię tam wystraszyć – ciągnie kobieta. – Człowiek trochę się boi nastolatków na ulicy o dziwnych porach. – Pociąga łyk swojej kawy. – Twoje drzwi są bardzo ładne. Czasami dzieciaki malują na tamtej ścianie dużo gorsze rzeczy, bo chodzą słuchy, że mieszka tu wiedźma.

      Dziewczyna marszczy brwi, a potem wskazuje na kobietę, która się śmieje.

      – Co mnie zdradziło? – ironizuje i choć pytanie jest retoryczne, dziewczyna wskazuje kubek. „Prawdziwa wiedźma”.

      Kobieta śmieje się głośniej, a dziewczyna szczerzy zęby. Rozśmieszona wiedźma to dobra zapowiedź.

      – Nie, żebym starała się to ukryć – chichocze kobieta. – Ale część dzieciaków plecie banialuki o klątwach i diabłach, a ci co bardziej łatwowierni dają się na to nabrać. Nie tak dawno ktoś rzucił mi kamieniem w okno.

      Dziewczyna spogląda na rzeczone okno, zasłonięte aksamitnymi storami, potem na swoje dłonie. Czasami wydaje się jej, że zupełnie nie rozumie ludzi. Ma farbę pod paznokciami.

      – Zazwyczaj wróżę – ciągnie kobieta. – To jak czytanie książki o danej osobie, tylko ja korzystam z przedmiotu, który do niej należał. Wróżyłam z kluczyków samochodowych i obrączek ślubnych. Wróżyłam kiedyś z pada od konsoli mojego syna, nie był zachwycony, ale tak czy inaczej wszędzie go widzę, jest wszędzie, na podłodze, na tapecie, na praniu. Mogłabym pewnie powróżyć z twoich pędzli.

      Dłoń dziewczyny sięga w obronnym geście do wachlarza pędzli we włosach.

      – Tylko gdybyś chciała, miodeczko.

      Twarz dziewczyny łagodnieje na dźwięk tego zdrobnienia, tłumaczy je kilka razy w myślach i dochodzi do wniosku, że kobieta naprawdę musi być wiedźmą, żeby wiedzieć takie rzeczy, ale nic nie mówi.

      Dziewczyna odstawia kubek na stół i wstaje. Spogląda na drzwi z torbą w dłoni.

      – Już na ciebie pora? – komentuje kobieta, ale nie oponuje. Odstawa swój kubek i odprowadza dziewczynę do drzwi. – Jeżeli czegoś ci trzeba, to przychodź, kiedy tylko chcesz. Zgoda?

      Dziewczyna spogląda, jakby szykowała się, żeby coś powiedzieć, ale milczy. Zamiast tego spogląda na tabliczkę na drzwiach, wiszący na wstążce kawałek drewna z odręcznym napisem „Przewodniczka duchowa”, z gwiazdkami wzdłuż krawędzi.

      – Może następnym razem namalowałabyś mi nową tabliczkę? – dodaje kobieta. – A to dla ciebie. – Pod wpływem impulsu zdejmuje z półki talię kart leżącą na tyle wysoko, żeby zniechęcić złodziei, i wręcza ją dziewczynie. Sama rzadko wróży z kart, ale lubi dawać niespodziewane prezenty, kiedy chwila zdaje się sprzyjać, tak jak ta. – To karty z opowieściami – tłumaczy dziewczynie, która przygląda się im zaciekawiona. – Potasujesz obrazki, a te opowiedzą ci historię.

      Dziewczyna się uśmiecha, najpierw do kobiety, a potem do kart, które trzyma delikatnie, jak małe, żywe stworzenie. Rusza do wyjścia, ale po kilku krokach zatrzymuje się znienacka i odwraca, zanim drzwi zdążą się za nią zamknąć.

      – Dziękuję – mówi niewiele głośniej niż przedtem.

      – Nie ma za co – odpowiada kobieta i o świcie ich drogi się rozchodzą – wiedźma wraca do salonu, a dziewczyna wyrusza w nieznane. Dzwonek nad drzwiami ogłasza ich rozstanie.

      W salonie wiedźma podnosi kubek gościa, gwiazdą w stronę dłoni. Nie musi z niego wróżyć, ale jest ciekawa i odrobinę zatroskana o los dziewczyny, samej


Скачать книгу