12 dni świąt Dasha i Lily. Rachel Cohn
który w najlepszym razie toleruje mojego chłopaka, a w najgorszym jest dla niego po prostu niegrzeczny. Martwię się relacjami Langstona i Dasha, choć zdają się traktować wzajemną wrogość jak sport. Gdyby Lily była kategorią w teleturnieju, odpowiedź brzmiałaby „Ona w ogóle tego nie rozumie”, a pytanie – „Co to jest mężczyzna?”.
– Chcę, żebyś robił to, co chcesz – odpowiedziałam, ale tak naprawdę powinnam powiedzieć: „Zostań, Dash. Proszę. Ten bożonarodzeniowy prezent, choinka, jest cudowny i jest dokładnie tym, czego nie wiedziałam, że potrzebuję – w tej chwili, od ciebie. I choć mam teraz milion innych rzeczy do zrobienia, niczego bardziej nie pragnę, niż ubrać z tobą to drzewko. Albo żebyś usiadł na kanapie i patrzył, jak je stroję, i rzucał uszczypliwe komentarze o pogańskich tradycjach źle interpretowanych przez chrześcijaństwo. Żebyś był blisko”.
– Podoba ci się choinka? – zapytał Dash, ale wkładał już wełnianą kurtkę, za grubą na tak ciepły dzień, i spoglądał na ekran telefonu, jakby dostał SMS-y wzywające go do miejsc lepszych niż mój dom.
– Jak mogłaby mi się nie podobać? – odparłam, nie chcąc już rozwijać tych podziękowań. Ledwie zdążyłam wyjąć kartony z ozdobami, kiedy Dash oznajmił, że zbiera się do wyjścia, w dodatku zrobił to dokładnie w tym momencie, gdy otwierałam pudełko ze Strandu, które podarował mi 19 stycznia, by uczcić urodziny pisarki Patricii Highsmith. W środku znajdowała się czerwono-złota ozdoba z rysunkiem Matta Damona jako Utalentowanego Pana Ripleya. Komu innemu niż Dashowi spodobałaby się świąteczna ozdoba z twarzą znanego seryjnego zabójcy z literatury i kto dałby ją swojej dziewczynie w prezencie? To sprawiło, że uwielbiałam Dasha jeszcze bardziej. (Bohater literacki, nie to, że był seryjnym mordercą). W lutym włożyłam pudełko do schowka razem z innymi świątecznymi dekoracjami, wydając westchnienie pełne nadziei, że Dash i ja wciąż będziemy razem, gdy przyjdzie czas, by znowu ozdobić choinkę. No i byliśmy razem. Tyle że nasz związek zrobił się do świąt efemeryczny (w końcu jakieś egzaminacyjne słowo, które pasowało do mojego prawdziwego życia). Nie wydawał się już prawdziwy. Stał się bardziej obowiązkiem, zadaniem byle tylko przetrwać do świąt, bo w święta się rozpoczął. Żebyśmy mogli w końcu przyznać, że to, co czuliśmy na początku, było takie prawdziwe i właściwe, a teraz… wciąż było prawdziwe, ale zdecydowanie niewłaściwe.
– Bądź dobra dla Oscara – odezwał się Bumer i zasalutował choince.
– Kto to jest Oscar? – zapytałam.
– Choinka! – odparł Bumer, jakby to było oczywiste i jakbym obraziła Oscara, nie znając jego imienia. – Chodź, Dash, nie chcę przegapić reklam.
– Dokąd idziecie, chłopcy? Daleko? – zapytał ich dziadek nieco zdesperowanym głosem. Od kiedy miał zawał i upadł, niemal cały czas spędza w domu. Nie ma już siły, by chodzić dalej niż dwie przecznice, więc gości zawsze wypytuje, co robią. Dziadek nie należy do ludzi, którzy zaakceptują to, że podcina im się skrzydła.
Ale tak naprawdę dziadek powinien zapytać Bumera i Dasha: „Jak możecie być tak niegrzeczni, przynosić taką piękną choinkę i wychodzić, zanim choinka – to znaczy Oscar – zostanie porządnie przystrojona? Te dzisiejsze dzieciaki to źle wychowane gagatki!”.
– Idziemy do kina, film zaczyna się za dwadzieścia minut – odpowiedział Dash. Nie wyglądał bynajmniej, jakby miał wyrzuty sumienia, choć przecież mnie nie zaprosił.
– Jaki film? – zapytałam. Jeśli Dash szedł na ten, który ja bardzo chciałam zobaczyć, i mnie nie zabierał, to był ostatni znak, jakiego potrzebowałam, by wiedzieć, że już nic nas nie łączy i może potrzebujemy oficjalnej separacji. Liczyłam już dni do ferii, żeby obejrzeć Corgi & Bess, i pewnie już widziałabym go z pięć razy, gdybym znalazła czas. Helen Mirren jako stuletnia królowa Elżbieta z podobno genialnym animatronikiem corgiego zawsze przy balkoniku swojej pani, aż do pewnego fatalnego w skutkach pokazu ogni sztucznych, przez który przestraszony corgi ucieka. Biedna stara Bess i jej balkonik muszą znaleźć psa na terenie zaczarowanego zamku Balmoral, a w międzyczasie królowej i szczeniakowi przydarzają się niezliczone przygody. Tak! Zostanę wierną klientką IMAX-a i trójwymiaru! Widziałam trailer już tyle razy, że mam pewność, iż to będzie mój ulubiony film tego roku, ale i tak miałam nadzieję, że Dash w ramach prezentu bożonarodzeniowego zabierze mnie na nocną premierę. Nie chodziło tylko o film, ale o czas spędzony razem.
– Idziemy na Niegrzecznych i Myszy! – oznajmił Bumer dziadkowi, swoim zwyczajem przekazując nawet najbardziej podstawowe informacje podekscytowanym tonem.
Do mnie zwrócił się Dash:
– Nie sądziłem, że będziesz chciała pójść, dlatego nie pytałem, czy kupić ci bilet. – Miał rację. Nie chciałabym iść na ten film, bo już go widziałam. Moim zdaniem Niegrzeczni i Myszy jest wtórny, ale Edgar Thibaud uwielbiał ten obraz Pixara o mieszkającej na strychu myszy-demonie prędkości, która startuje w równoległych wyścigach resoraków, kiedy cały dom pogrążony jest we śnie.
Nie powiedziałam Dashowi, że widziałam już Niegrzecznych i Myszy, bo obejrzałam go z Edgarem Thibaudem. Nie, żeby było tajemnicą, że się widujemy – Dash wiedział, że Edgar (z nakazu sądu) tak jak ja pomaga w ośrodku rehabilitacyjnym, do którego uczęszcza dziadek – ale nie wspomniałam, że od czasu do czasu spotykam się z Thibaudem również po godzinach. Zwykle tylko na kawę, ale wtedy pierwszy raz wyszliśmy poza kawiarnię. Sama nie wiem, dlaczego się zgodziłam. Niespecjalnie lubiłam Edgara. No, lubiłam go na tyle, na ile mogłam lubić drania odpowiedzialnego za śmierć mojego przedszkolnego myszoskoczka. Po prostu mu nie ufałam. Może Edgar stał się częścią mojego projektu rehabilitacji, którego głównym i jedynym naprawdę ważnym bohaterem był dziadek. Chciałam wbrew wszystkiemu pomóc w tworzeniu Thibauda Dobrego Człowieka, a jeśli pójście do kina z dziewczyną w pełni świadomą, że nie będzie z tego nic oprócz platonicznego zainteresowania, mogło pomóc w przemianie, postanowiłam się wysilić. Powtarzałam sobie, że od kilku miesięcy byłam tak zajęta, że potrzebowałam odpoczynku w zaciemnionym kinie, nawet jeśli oglądałam film, który mnie nie interesował, z osobą, która niespecjalnie mnie interesowała. Gdybym poszła do kina z Dashem, przez cały czas zastanawiałabym się: czy teraz mnie pocałuje? A jeśli nie, to dlaczego? Z Edgarem zastanawiałam się tylko: czy będzie chciał, żebym to ja zapłaciła za popcorn?
– Bawcie się dobrze – powiedziałam w końcu, i udało mi się to zrobić wesoło, żeby nie psuć im zabawy. Nigdy nie potrafię zbyt długo być obojętna wobec Dasha. Ale jego wyjście zabolało, jakby dał mi cudowny prezent i za chwilę go