Śmierć słowika. Lene Kaaberbol
samo dobrze jak reszta mieszkańców ośrodka wiedziała, jakimi przyjeżdżają samochodami.
Z drugiej strony zaatakowanie policjanta kostką brukową również nie było szczególnie rozważnym posunięciem. Ninie trudno było uwierzyć, że Natasza zrobiła to, co pośpiesznie przekazał jej Magnus, kiedy biegli do swoich samochodów. Oczywiście można było ją sprowokować do agresji – tak naprawdę każdy jest do niej zdolny. Jednakże kiedy dźgnęła narzeczonego nożem myśliwskim, wcześniej to on miesiącami się nad nią znęcał. Zaatakowała go dopiero wtedy, gdy go przyłapała, jak dobierał się do Riny. Potem przez cały czas spędzony w Vestre pozostawała niemal niepokojąco opanowana i bierna.
Aż do teraz.
– Co cię do diabła napadło? – mruknęła Nina do siebie, brnąc chodnikiem tylko z grubsza odśnieżonym do niewielkiego budynku mieszczącego klinikę. Coś musiało ją wyprowadzić z równowagi, ale co?
Tupiąc mocno w metalową kratę przed wejściem głównym, próbowała otrzepać buty ze śniegu. Zlodowaciałe grudki z całego tygodnia powciskały się w kratki i strząsanie śniegu przypominało raczej wycieranie nóg w wielką górę kostek lodu. Za to kiedy otwarła drzwi, ciepło ze środka uderzyło w nią jak młot. Magnus stanowczo nie godził się na żadne oszczędności w tym względzie. „Ludzie, którzy tu przychodzą, są chorzy albo ranni i przerażeni – odpowiedział na protesty przewodniczącego rady ośrodka do spraw oszczędzania energii – więc do ciężkiej cholery, niech przynajmniej nie marzną!”
Znalazła Rinę na wpół leżącą na łóżku w końcu gabinetu lekarskiego. W kącie przy szafce siedział agresywnie wyglądający gładko ogolony młody mężczyzna w bluzie z kapturem, która wyglądała na nim bardziej jak strój sportowy niż codzienny. Usiadł tak, aby przez okno nie było go widać, i Nina się domyśliła, że przyjechał jednym z mondeo. Kiedy weszła do gabinetu, na chwilę wzmógł czujność, ale zaraz wrócił do pozycji wyczekiwania, najwyraźniej uznawszy, że chociażby z powodu wieku i wyglądu jest raczej niegroźna.
– Witaj, skarbie – powiedziała Nina i ścisnęła bezwładną, trochę zbyt zimną dłoń Riny. – Tym razem naprawdę nie najlepiej z tobą.
Coś w wąskiej twarzy drobnej ośmiolatki przypominało Ninie małe gimnastyczki z Europy Wschodniej z lat siedemdziesiątych: Olhę Korbut, Nadię Comăneci i inne, których nazwisk zapomniała. Nie na szeroko uśmiechniętych zdjęciach z podium, lecz na tych, na których przed wykonaniem układu dziewczynki skupiały się ze zbyt dorosłą jak na swój wiek powagą, z podkrążonymi oczami i śmiesznymi kucykami rażąco kontrastującymi z zapadniętymi policzkami i cierpieniem wymalowanym na twarzach. Rina, podobnie jak jej matka, miała jasne włosy – gęste, w kolorze ciemnego blondu i bez najmniejszego śladu loków czy fal. Teraz były zaczesane do tyłu i przytrzymane jasnoniebieską opaską jak ta, którą miała Alicja z Krainy Czarów. Czasem jednak można było mieć wrażenie, że Rina czuje się, jakby przez króliczą norę trafiła do świata równoległego, to najwyraźniej ten świat nie miał dla niej nic z baśni. Wciąż z trudem łapała oddech, a popękane naczynka wokół półprzymkniętych oczu pokazywały, jak bardzo musi walczyć, by dostarczyć dość tlenu udręczonym oskrzelom. Ale nie z powodu stanu fizycznego Riny serce Ninie się ścisnęło, jakby było czymś innym, mądrzejszym niż zbudowana z mięśni pompa.
– Skarbie… – powiedziała tylko, usiadła koło niej i przytuliła ją. Nawet w najlepszych dniach lęk niczym lądolód zalegał w Rinie tuż pod cienką warstwą dziecięcej ufności w świat dorosłych. Teraz przepadł bez śladu. Jej szczupłe ciało nie reagowało na kontakt. Pozwalało Ninie sobą poruszać i przenosiło odpowiednio ciężar, lecz nie miało to nic wspólnego z bliskością.
Przyszedł Magnus, pośpiesznie się przebrawszy i ze stetoskopem w ręce. Tuż za nim weszła Pernille, która miała akurat nocny dyżur.
– Musiałam parokrotnie podawać jej tlen – powiedziała. – Jej przepływ szczytowy nadal nie jest zadowalający, zresztą… sam widzisz.
Magnus krótko skinął głową.
– Cześć, Rina – zwrócił się do małej. – Pozwól, że posłucham twoich płuc.
Rina w odpowiedzi zerknęła tylko w bok, Nina musiała więc obrócić ją w połowie, żeby Magnus mógł ją zbadać.
– No dalej, Rina, przecież wiesz, co robić. Głęboooki wdech.
Rina oddychała dalej w tym samym bolesnym rytmie, lecz Magnus nie próbował jej upominać. Przeciwnie – pochwalił ją, jakby zrobiła to, o co prosił.
– Świetnie. A teraz z drugiej strony.
Wciąż żadnej reakcji, żadnego znaku, że Rina uczestniczy w badaniu inaczej, niż biernie mu się poddając. Nina delikatnie przyciągnęła ją do siebie, żeby Magnus mógł przyłożyć stetoskop do jej piersi. Ponad jasną głową dziewczynki Nina złapała jego spojrzenie.
– Słyszę wyraźnie, że jest lepiej – powiedział w równym stopniu do Niny jak do dziecka. – Chcesz, żeby Pernille przyniosła ci loda?
Rina uwielbiała lody i mogła je jeść przez cały rok, dlatego lody stały się symboliczną nagrodą za rozmaite badania, zwłaszcza za te, które wymagały pobierania krwi, albo za inne, w których trzeba było ją kłuć igłą. I rzeczywiście dziewczynka na moment uniosła głowę, przez chwilę rozważając ofertę. Ostatecznie jednak z powrotem ją opuściła, pokręciwszy nią raz przecząco.
– Jadłaś śniadanie?
Znów nieznaczne zaprzeczenie głową.
– Nie chciała nic jeść – powiedziała Pernille. – Nawet lodów.
Magnus usiadł na krześle obok łóżka, żeby mieć twarz mniej więcej na wysokości oczu dziecka.
– Posłuchaj, Rino. Dla twojego ciała oddychanie to wyjątkowo ciężka praca. Taka jak zagranie dziesięciu meczów w piłkę jeden po drugim, rozumiesz? Dlatego musisz być dla niego miła i dobrze je karmić, nawet jeśli tobie się wydaje, że nie masz ochoty nic jeść.
Wydawało się, że jego słowa nie robią na niej żadnego wrażenia.
– Rino, jeśli nie będziesz jadła, będziemy musieli zatrzymać cię w klinice – powiedziała Nina. – Nie wolałabyś wrócić do pokoju?
Policjant chrząknął za szafką.
– Najlepiej żeby była tam, gdzie jest zazwyczaj – powiedział.
Nina spojrzała na niego, czując, że gdzieś w dole brzucha tli się w niej gniew.
– Najlepiej? – zapytała. – A niby dlaczego?
– Żeby matce łatwiej było ją znaleźć.
Gniew buchnął w niej jasnym płomieniem i tylko przez wzgląd na Rinę zdołała go opanować. Czy on nie widzi, że ma przed sobą dziecko? Chore udręczone dziecko, a nie idealną przynętę, którą można włożyć do pułapki zastawionej na jej matkę?
– O tym zdecydują względy medyczne – powiedział Magnus bardzo ostrym tonem – a to ja jestem lekarzem.
Rina znów podniosła głowę – nagle wydawała się bardziej przytomna i żywsza niż w którymkolwiek momencie, odkąd Nina weszła do gabinetu.
– Chciałabym loda – powiedziała.
Boże drogi, pomyślała Nina. Żeby matce łatwiej było ją znaleźć. Tylko to Rina usłyszała i zrozumiała. A jeśli Natasza rzeczywiście się tu pojawi? I jeśli policja aresztuje ją na oczach małej? Nie miała nawet odwagi pomyśleć, jak coś takiego wpłynęłoby na delikatną równowagę dziecka i na jej poczucie rzeczywistości w krainie antybaśni, do której trafiła.