Bliźniaczka. Natasha Preston
nie dosięgnął oczu.
– Dobrze – zgodziła się. – Mogę pożyczyć twoją kurtkę? Jakoś źle się czuję w swojej.
– No pewnie.
Dałam siostrze moją dżinsową kurtkę. Powiedziałyśmy tacie, co ma dla nas zamówić. Wciąż miałam ochotę na burgera, jednak zamiast frytek wybrałam sałatkę, żeby posiłek był choć trochę zdrowszy. Już w przyszłym tygodniu miałam wrócić na basen, dlatego nie chciałam przesadzać z obżarstwem.
– Dokąd masz ochotę się przejść? – spytałam.
Przecięłyśmy szosę i skierowałyśmy się ku polom.
– Chodźmy do miasta. Tak ładnie jest tam teraz, z tymi drzewami, kwiatami, sklepami.
Szłyśmy przez pole oddzielające nasz dom od miasta, gdy Iris ni stąd, ni zowąd wypaliła:
– No to… przekonaj mnie, że terapia nie jest stratą czasu.
9
C o takiego?
Czy ja się przesłyszałam: Iris chciała, żebym przekonała ją, że terapia ma sens?
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Jasne, siostra mogła powątpiewać w skuteczność psychoterapii. Ale to nie znaczyło, że należy rzucać takimi tekstami w rozmowie z osobą, która właśnie zaczęła chodzić na sesje.
– Wydaje mi się, że aby zadziałała, musisz być na nią otwarta. W przeciwnym razie nie pomoże ci.
Siostra wydęła swoje pociągnięte brokatowym różowym błyszczykiem usta.
– Hmm, może jest tak, jak mówisz.
Wyprostowałam się.
– A skąd ten pomysł, że to strata czasu? Byłaś kiedyś na terapii?
Iris parsknęła.
– Skąd! Miałabym siadać na kozetce i pozwalać, żeby ktoś badał mi głowę? Też coś!
Jej słowa, ignorancja, jaka z nich przebijała, były dla mnie niczym cios w brzuch. Przecież to moja siostra, powinna mnie wspierać.
– Wiesz, Iris, w terapii chodzi o coś więcej.
– Nieważne. Poza tym gadanie z obcą osobą i tak w niczym nie pomoże.
– Tobie może nie – ucięłam, marszcząc czoło.
Skąd ta wrogość? Przecież mogła się bez tego obejść… A poza tym sama poruszyła ten temat. Skoro nie wierzy, że psychoterapia ma sens, po co w ogóle o niej wspominała? Chyba że po prostu chciała mnie sprowokować.
Po chwili, zupełnie niespodziewanie, zadała mi kolejne pytanie.
– Poradziłaś sobie z jej śmiercią?
Uniosłam brwi. Lodowaty, pozbawiony emocji ton Iris zmroził mnie do szpiku kości.
Jej.
Jej śmiercią.
Śmiercią mamy.
– A czy z czymś takim w ogóle można sobie poradzić ? – zapytałam.
– To pytanie retoryczne, co?
Zatrzymałam się w pół kroku. Nadal byłyśmy na polu, przed nami rosły pojedyncze drzewa.
– Co cię ugryzło?
Siostra przygarbiła się.
– Przepraszam, Ivy – westchnęła. Potrząsnęła głową, zamiatając włosami z jednej strony na drugą. – Mam kiepski dzień. Przepraszam, że jestem taka zrzędliwa.
Dobrze słyszałam?
Przeniosłam ciężar z jednej stopy na drugą.
– Chcesz o tym pogadać?
Iris wybuchnęła śmiechem.
– O rany, ty naprawdę doceniasz wartość rozmowy, co?
– Możesz mi nie wierzyć, ale to pomaga. Po prostu musisz znaleźć kogoś, przy kim będziesz się czuła dobrze.
Siostra ściągnęła brwi.
Nikogo takiego nie miała.
– Ja mogłabym być dla ciebie kimś takim – wyrzuciłam z siebie.
Cóż, teraz już nie dało się ukryć, że zależało mi na tym, żeby zaczęła ze mną szczerze rozmawiać.
– Nie obraź się, ale na razie nie czuję się przy tobie komfortowo.
– Jasne, rozumiem – zapewniłam skwapliwie. Prawdę mówiąc, ja w jej towarzystwie też się średnio czułam. Nie ufałam jej na tyle, by zwierzać się z moich sekretów. – Ale przecież możemy nad tym popracować. W końcu ustaliłyśmy, że spróbujemy być dla siebie jak prawdziwe siostry, zgadza się?
Ruszyłyśmy znów przez pole. Iris szła ostrożnie w butach na obcasie, ja stąpałam pewnie w espadrylach.
– Chcę więcej czasu spędzać poza domem – odezwała się siostra. – Tata uparł się, żebym poczekała jeszcze z pójściem do szkoły. Ale zgodził się skrócić czas oczekiwania z dwóch tygodni do jednego. Muszę więc znaleźć sposób na zabicie czasu jeszcze przez tydzień.
– Mogłabyś wybrać się do biblioteki – zaproponowałam.
Iris roześmiała się i popatrzyła w niebo.
– Mowy nie ma. Nie lubię siedzieć w ciszy.
Chyba że przed świtem w kuchni…
– Po lekcjach sporo ludzi z naszej szkoły zachodzi do Baru u Dexa. Serwują tam pyszne frytki i obłędne shaki.
– Pewnie są megasłodkie.
– Oj tak, dlatego nie należy z nimi przesadzać. Ale są naprawdę znakomite.
Dotarłyśmy do granicy miasta. Już stąd widać było ciąg sklepów i restauracji. Miasteczko było bardzo małe. W centrum znajdował się duży plac, z trawnikiem pośrodku, wokół którego ulokowane były sklepy. To tutaj odbywały się wszystkie miejskie imprezy. Wkoło znajdowały się dzielnice mieszkalne.
Miasteczko jest urokliwe, ale dla mamy i Iris było za małe.
– Może zajdziemy do tego baru? Jak myślisz, twoi znajomi będą tam teraz? – spytała siostra.
– Jasne, chodźmy. Wyślę im SMS-a, ale tak czy owak możemy tam zajrzeć.
Skręciłyśmy w lewo i zaczęłyśmy się posuwać wzdłuż jednej ściany placu. Bar u Dexa mieścił się na rogu.
Na trawniku pośrodku placu siedziało na ławkach trochę ludzi ze szkoły. Pogoda dopisywała, dzięki czemu miasteczko wyglądało naprawdę uroczo.
Wysłałam wiadomość do Ty’a. Odpisał już po chwili – siedział u Dexa z chłopakami z zespołu.
Kiedy mijałyśmy ludzi ze szkoły, niektórzy zaczęli do nas machać. Też pomachałam im na powitanie. Byłam pewna, że już nas obgadują. Iris znała niektórych moich znajomych, ale kiedy nas odwiedzała, nigdy nie chciało jej się wychodzić do miasteczka. Jedyny wyjątek stanowiły wypady do restauracji. Ale te zdarzały się bardzo rzadko.
Żałowałam teraz, że nie zabierałam jej częściej na miasto. Może dzięki temu miałaby tu już jakichś znajomych. A tak musiała zaczynać od zera.
– Gapią się na nas – mruknęła, prostując się.
– To małe miasteczko, wiesz, jak to jest. Ale większość ludzi tutaj jest w porządku.
Iris wzruszyła ramionami.
– Dla mnie to i tak bez znaczenia.
Skoro tak mówisz.
– To