Nasz Dom. Francisco Cândido Xavier
gubernatora. Ten rodzaj przezorności jest zresztą postępowaniem przynoszącym duże korzyści. W annałach przeczytać można, że kolonia sto lat temu walczyła z ogromnymi trudnościami, gdyż mieszkańcom ciężko było przyzwyczaić się do reguł prostoty. Wielu z tych, którzy dopiero co przybyli do „Naszego Domu”, podwajało swoje wymagania. Pragnęli suto zastawionych stołów, napojów alkoholowych. Ich dawne ziemskie przywary nabierały większych rozmiarów. Jedynie Ministerstwo Jedności z Bogiem pozostało poza kręgiem takich nadużyć ze względu na właściwe mu cechy; natomiast pozostałych przytłaczały niepokojące problemy tego rodzaju. Obecny gubernator jednak nie szczędził wysiłków. Spędził mnóstwo czasu, by podołać obowiązkom administracyjnym i przedsięwziął właściwe środki. Dawni pracownicy kolonii mówili mi o dziwnych zdarzeniach z tamtego okresu. Wspominali, że na prośbę gubernatora przybyło dwustu instruktorów z bardzo wysokich sfer w celu rozpowszechnienia nowej wiedzy dotyczącej zasad oddychania i przejmowania elementów witalnych z atmosfery. Zorganizowano liczne zgromadzenia. Wielu współpracowników technicznych „Naszego Domu” okazywało swój sprzeciw, twierdzili bowiem, że miasto jest strefą przejściową, więc nie jest sprawiedliwym ani możliwym przenosić natychmiast ziemskich zmarłych do zupełnie nowego środowiska i że wprowadzenie wymagań tego rodzaju wiąże się z poważnym ryzykiem. Gubernator jednak nie stracił zapału. Zebrania i działania związane z podejmowaniem odpowiednich środków trwały trzydzieści lat. Doszło do tego, że część wysoko postawionych osób publicznie zaprotestowała. Ponad dziesięć razy Ministerstwo Pomocy przepełniało się chorymi, którzy twierdzili, iż są ofiarami niedoboru środków do życia. W tym czasie przeciwnicy redukcji mnożyli oskarżenia. Gubernator mimo to nigdy nikogo nie ukarał. Wzywał przeciwników pomysłu do pałacu i niczym ojciec przedstawiał im projekty i cele, które pragnął osiągnąć, stosując tego rodzaju dyscyplinę; podkreślał wyższość metod duchowych, najbardziej zatwardziałym wrogom nowego procesu umożliwiał wyjazdy na wyprawy badawcze do sfer wyższych niż nasza i zdobywał w ten sposób coraz większą liczbę zwolenników.
Gdy mój rozmówca zamilknął na dłuższą chwilę, zaciekawiony poprosiłem:
– Proszę, mów dalej, mój drogi Lizjaszu. Jak skończyły się te zmagania?
– Gubernatorstwo przez dwadzieścia jeden lat wytrwale dawało przykład, po czym dołączyło do niego Ministerstwo Rozwoju Duchowego i również ograniczyło wszelkie zbytki. Nie podążyło za nim jednak Ministerstwo Informacji, które potrzebowało wiele czasu, by przyjąć to zobowiązanie. Spowodowane to było dużą liczbą pracujących tam Duchów, które poświęciły się naukom matematycznym. To one były najbardziej upartymi przeciwnikami. Ponieważ ich umysły przywykły do pojęć protein i węglowodanów niezbędnych w życiu fizycznym, nie chciały przyjąć koncepcji odpowiadających tutejszej rzeczywistości. Każdego tygodnia wysyłały do gubernatora długie elaboraty i ostrzeżenia pełne analiz i wyliczeń, co nie zawsze było roztropnym działaniem. Leciwy zarządca nie działał jednak wyłącznie na własną rękę. Zwrócił się z prośbą o pomoc do wielkodusznych mentorów, którzy wskazują nam właściwą drogę poprzez Ministerstwo Jedności z Bogiem i zawsze poddawał dogłębnej analizie każdy naukowy biuletyn. Gdy naukowcy prezentowali swoją argumentację, a gubernator jej ulegał, pojawiały się niebezpieczne zaburzenia w dawnym Departamencie Regeneracji, który dziś przekształcony jest w ministerstwo. Mniej rozwinięte Duchy, zachęcone buntem współpracowników Działu Informacji, znajdowały tam schronienie i zaczęły się w nieprzyjemny sposób manifestować. Wszystko to doprowadziło do ogromnych rozłamów w organach zarządczych „Naszego Domu”, otwierając tym samym drogę niebezpiecznym atakom mnóstwa Duchów przybywających z Umbralu, które próbowały napaść na miasto, wykorzystując luki w pracach działu Regeneracji. Wielu z jego przedstawicieli prowadziło potajemnie handel, chcąc zdobyć pożywienie, od którego byli uzależnieni. Gdy ogłoszono alarm, gubernator zachował spokój. Straszna groźba wisiała nad wszystkimi. On jednak poprosił o spotkanie w Ministerstwie Jedności z Bogiem i wysłuchawszy naszej najwyższej Rady, nakazał zamknąć na jakiś czas Ministerstwo Komunikacji, uznał, że należy odizolować buntowników w więzieniach znajdujących się w Dziale Regeneracji, ostrzegł Ministerstwo Informacji, którego impertynencję znosił ponad trzydzieści lat pod rząd, zakazał czasowo pomagania niższym sferom i po raz pierwszy w czasie swoich rządów kazał włączyć baterie elektryczne znajdujące się na murach miasta, aby wytwarzały magnetyczne strzały broniące wszystkich przed atakami. Nie było walki ani jakiejś ofensywy ze strony kolonii – w rozsądny sposób stawiła ona jednak opór. Przez ponad sześć miesięcy wyżywienie w „Naszym Domu” ograniczono do pochłaniania zarodków życiowych z atmosfery za pośrednictwem oddechu, a także do podawania wody wymieszanej ze słonecznymi, elektrycznymi i magnetycznymi cząsteczkami. Kolonia poznała więc, czym jest oburzenie spokojnego i sprawiedliwego ducha. Gdy skończył się najtrudniejszy okres, gubernatorstwo triumfowało. Sam Minister Informacji przyznał swój błąd i wsparł prace nad przywróceniem równowagi. Mieszkańcy bardzo się tym uradowali i powiadają, że w tej ogólnej radości gubernator rozpłakał się ze wzruszenia i zadeklarował, że prawdziwą nagrodę dla jego serca stanowił fakt, iż wszyscy okazali mu zrozumienie. Miasto powróciło do normalnych prac. Dawny Departament Regeneracji przekształcono w ministerstwo. Od tej chwili większe ilości substancji żywieniowych przypominających te znane z Ziemi, znaleźć można jedynie w Ministerstwach Regeneracji i Pomocy, gdzie przebywa duża liczba potrzebujących. W pozostałych znajduje się wyłącznie to, co niezbędne, innymi słowy wszystko, co związane z wyżywieniem, podporządkowane jest niezmiernym ograniczeniom. Obecnie wszyscy uznają, że rzekoma impertynencja gubernatora była środkiem do tego, byśmy zrobili krok na drodze do naszego duchowego wyzwolenia. Zmniejszono wpływ spraw fizycznych i pojawiły się cudowne wartości duchowe.
Lizjasz zamilkł, a ja zacząłem głęboko myśleć o tym, czego się nauczyłem.
10
W Wodnym Lesie
Ponieważ byłem coraz bardziej zainteresowany procesami związanymi z żywieniem, Lizjasz złożył mi propozycję:
– Pojedźmy do wielkiego zbiornika naszej kolonii. Zaobserwujesz tam ciekawe rzeczy. Zobaczysz, że woda jest dla nas niemal wszystkim w tym przejściowym miejscu.
Niesamowicie zaciekawiony bez chwili zawahania podążyłem za pielęgniarzem.
Gdy dotarliśmy na róg placu, mój wspaniały przyjaciel dodał:
– Poczekajmy na aerobus2.
Ledwie doszedłem do siebie po tej niespodziance, gdy pojawił się duży pojazd zawieszony w powietrzu na wysokości mniej więcej pięciu metrów i wypełniony pasażerami. Gdy zniżał się w naszą stronę niczym ziemska winda, przyjrzałem mu się uważnie. Nie była to maszyna znana na Ziemi. Zbudowana z bardzo elastycznego materiału, miała ogromną długość i zdawała się być połączona niewidzialnymi kablami, ponieważ na jej dachu znajdowało się wiele anten. Nieco później potwierdziłem moje podejrzenia, gdy odwiedziłem wielkie warsztaty Działu Transportu.
Lizjasz nie pozwolił mi długo rozmyślać. Rozsiedliśmy się w wygodnym przedziale i ruszyliśmy w ciszy. Czułem zakłopotanie jak człowiek wyrwany ze swojego środowiska i umieszczony między nieznajomymi. Prędkość była tak duża, że nie pozwalała mi dostrzec szczegółów konstrukcji piętrzących się na długiej trasie przejazdu. Odległość nie była mała, gdyż dopiero po czterdziestu minutach – wliczając w to krótkie postoje co trzy kilometry – uśmiechnięty i spokojny Lizjasz poprosił, byśmy wysiedli.
Zachwycił mnie wyjątkowo piękny pejzaż. Cudownie ukwiecony las spowijał upajającym zapachem orzeźwiający wiatr. Wszystko było pokryte cudownymi barwami i ciepłym światłem. Między brzegami wyściełanymi bujną trawą, powlekaną niebieskawymi kwiatami, rzeka toczyła fale sporych rozmiarów.
2
Pojazd powietrzny, rodzaj ziemskiej kolejki.