Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner
a potem na ekranie detektorów Emily rozbłysnął czerwony trójkąt.
– Mam go! – ostrzegła pozostałych. Inni również widzieli przeciwnika na swoich ekranach.
– Załatwmy drania! – warknęła Salazar. – Do boju!
Zepsuła swój zagrzewający okrzyk, bo parsknęła śmiechem. Dziesięć okrętów uformowało nierówną tyralierę i zaczęło zbliżać się do skutecznego zasięgu.
A potem sto pocisków pomknęło w przestrzeń, prosto w kierunku jednostki porucznika Rudda.
Emily westchnęła, cofnęła się od konsoli i założyła ramiona na piersi.
„Zbyt łatwo” – pomyślała z rezygnacją. „O wiele za łatwo”.
Zastanawiała się, jak Rudd sobie poradzi. A potem zmarszczyła brwi i zaczęła rozważać, co sama by zrobiła, gdyby była na jego miejscu. Jak mogłaby załatwić dziesięcioro niewyszkolonych oficerów taktycznych podczas pierwszego zadania? Dziesięcioro dowódców, z których każdy chce pokazać, że jest bardziej agresywny od innych? Dziesięcioro debiutantów, gotowych zaatakować wroga przy pierwszej nadarzającej się okazji?…
„Och, niech mnie szlag!”
Ustawiła łączność na pasmo do porozumiewania się tylko z Ruddem.
– My, którzy zaraz zostaniemy załatwieni, pozdrawiamy cię – rzuciła z grymasem.
Przez chwilę panowała cisza, a potem w słuchawkach rozległ się sarkastyczny śmiech.
– Tuttle? – spytał Rudd.
– Tak, poruczniku.
– No proszę… W twoich aktach wspomniano, że jesteś bystra. Domyśliłaś się już wszystkiego?
– Wszystkiego nie – przyznała Emily. – Ale wiem, że zaraz zostaniemy zmiażdżeni.
A potem uśmiechnęła się lekko.
– Musi pan być bardzo zajęty, w końcu ma pan do zlikwidowania dziesięć celów.
– Nie aż tak zajęty, jak ci się wydaje, Tuttle. Przecież tak dobrze wykonujecie za mnie czarną robotę – odpowiedział Rudd radośnie. – No, ale czas na mnie, Tuttle. Moja kolej, żeby się postarać. Wiesz, okręty do zniszczenia i takie tam drobiazgi… – Rozłączył się.
Tymczasem niszczyciele studentów nerwowo ładowały kolejne pociski.
– Gdy tylko wszyscy załadujemy, wystrzelimy drugą salwę na moją komendę – oznajmiła Laura Salazar z naciskiem.
Miała dobry plan – druga salwa pomknie tuż za pierwszą, która już dotrze do celu. Jeżeli pierwsza nie zniszczy okrętu wroga, kolejna na pewno tego dokona.
Emily wstała, żeby lepiej się przyjrzeć holograficznemu obrazowi starcia w przestrzeni. Dziesięć niebieskich trójkątów zbliżało się do czerwonego. A potem na oczach kobiety czerwony okręt rozpadł się na dwa, potem na cztery i na osiem, a każdy z nowych celów poleciał w inną stronę i zaczął wykonywać szerokie manewry. Pociski zgrupowały się, aby ścigać najbliższe cele. Troje studentów nie czekało na rozkaz i wystrzeliło drugą salwę, gdy tylko skończyło się ładowanie. Na ten widok pozostali też wypuścili nierówno swoje pociski. Ekran Emily wypełniły kropki światła mknące za wrogimi jednostkami.
Nie, to nie były wrogie okręty.
„Przynęty” – pomyślała Emily. „Szlag, wszystkie te jednostki to przynęty”.
Ale w takim razie gdzie był Rudd?
Emily spoglądała to na jeden, to na drugi ekran, wypełnione chaosem setki pocisków, innymi okrętami, przynętami Rudda i…
Bez ostrzeżenia trzy niszczyciele znikły, ich niebieskie znaczniki zmieniły się w jasnopomarańczowe. Zabici kapitanowie krzyknęli z niedowierzaniem. Zaraz potem eksplodowały dwie kolejne jednostki.
Pięć niebieskich symboli zmieniło się w pulsujące pomarańczowe kółka. Nadal pozostało jednak pięć sprawnych niszczycieli… i jeden czerwony za nimi. W pustej jeszcze niedawno przestrzeni pojawił się okręt Rudda. Wystrzelił kolejne pociski i niemal bez pośpiechu wykonał manewr, aby zabić ostatnich przeciwników.
– Kurwa! – krzyknęła nerwowo Salazar. – Odwrót! Odwrót! Włączyć lasery obronne krótkiego…
I było po wszystkim. Dwa okręty zostały zupełnie zniszczone, trzy uszkodzone i niezdolne do walki, w tym jednostka Emily. Zapadła cisza, przerywana tylko mamrotanymi pod nosem przekleństwami. I wtedy rozległ się głos Rudda w słuchawkach. Emily spodziewała się niewybrednych żartów, może sarkazmu, ale porucznik był poważny i spokojny.
– Ci, którzy nadali kod Omega, mają szczęście. Jednostki pozostałych są uszkodzone. Nie możecie manewrować, nie możecie zawrócić, nie możecie się zatrzymać. Może wasze systemy podtrzymywania życia wciąż działają, więc macie powietrze… na jakiś czas. Pewnie liczycie na ratunek. Ale spójrzcie na swoje detektory. Wasze okręty wciąż się poruszają, oddalają się coraz bardziej w przestrzeń kosmiczną.
Na ekranie Emily jej okręt leciał nierówno i powoli znikał w czarnej pustce.
– Nazywamy to Daleką Drogą – podjął z powagą Rudd. – To koszmar każdego oficera i marynarza Floty Kosmicznej… Dryfowanie w kosmiczną pustkę przez wiele dni, tygodni lub miesięcy, dopóki nie wyczerpie się tlen i nie nadejdzie śmierć.
Zamilkł, żeby słuchacze mogli sobie to wyobrazić.
– Właśnie takie jest zadanie oficerów taktycznych: zadbać, aby nigdy nie przydarzyło się to waszemu okrętowi i waszej załodze.
– Drań… – wyszeptała Salazar.
***
Późną nocą, gdy niemal cały okręt już spał, Emily przeszukała pokładową bibliotekę. Znalazła wreszcie programy szkoleniowe zawierające różne scenariusze potyczek. Załadowała pierwszy. Ekran zamigotał i pojawiła się kapitan Grey. Pochyliła się do kamery, a jej krótkie, srebrzyste włosy przypominały hełm. Mrugnęła, uśmiechnęła się i zaczęła mówić.
– Jeżeli używasz tego programu, oznacza to, że jesteś już po pierwszym dniu szkolenia oficerów taktycznych. – Kapitan skrzywiła się lekko. – I nie spodobały ci się rezultaty. No dobrze, jest sporo do nauki, ale zacznijmy od podstaw. Lekcja pierwsza: w walce nie chodzi tylko o siłę, lecz przede wszystkim o odpowiednie wykorzystanie tej siły. A odpowiednie wykorzystanie siły zależy od trzech czynników. – Kapitan Grey zaczęła wyliczać na palcach. – Po pierwsze, od statusu. Co to jest status? To okręt, który masz, poziom jego uszkodzeń, zasób uzbrojenia i, najważniejsze, morale załogi. Po drugie, od statusu wroga. I po trzecie, od twoich możliwości przejmowaniainicjatywy w bitwie. To nie jest marynarka, w której liczy się moc i moc wygrywa. To marynarka, w której trzeba kontrolować, jak i kiedy tej mocy użyć. – Grey uśmiechnęła się ponuro. – Oczywiście w praktyce nigdy nie jest to tak proste, dlatego musisz się szkolić i poświęcać temu, jak niczemu innemu w życiu. A zatem zaczynamy…
Rozdział 16
952 rok pd.
Koła w ruch
W sektorze Dominium Zjednoczenia Ludowego
Michael Hudis z ponurą satysfakcją obserwował przez iluminator przelatującą armadę. Osiemdziesiąt pięć jednostek – okręt flagowy, dwadzieścia krążowników opancerzonych, dziesięć krążowników uzbrojonych w broń energetyczną (przezywanych „zapalniczkami”, o ile Hudis dobrze pamiętał), trzydzieści niszczycieli, różne fregaty i jednostki wsparcia… i dwa frachtowce, każdy z pięćdziesięcioma myśliwcami z silnikami na paliwo stałe.