Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner
Widać takie tutaj i tutaj… Podejrzewam, że to odbicia. Pył strasznie zakłóca odczyty detektorów.
– Poruczniku! – odezwał się pierwszy. – „Boston” właśnie wypadł z formacji! Zaraz… Szlag! „Ateny” też padły.
Pochylił się do operatora, który mamrotał nerwowo. Kiedy się wyprostował, twarz mu pobladła.
– „Budapeszt” i „Trypolis” zgłosiły poważne uszkodzenia od trafień laserem.
– Ale skąd? Kto do nas strzela? – Rudd podniósł głos. – Detektory! Mamy namiary na jednostki Niebieskich?
Oficer pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Nie ma żadnych okrętów Niebieskich! Na ekranach nie widać ani jednego.
A potem, po kolejnym meldunku operatora, dodał:
– „Trypolis” zgłasza utratę mocy. „Nicea” jest pod ostrzałem i zawraca do chmury pyłu…
I wtedy Rudd nareszcie zrozumiał, co się dzieje. Wredna, podstępna suka! Zaminowała całą cholerną chmurę! Zwabiła porucznika i jego Czerwonych, aby ukryli się w pyle, a potem go załatwiła bez pudła. Rudd wbrew własnej woli musiał się uśmiechnąć. Załatwiony przez zupełnie zieloną kursantkę!
– Uwaga, wszystkie jednostki, chmura pyłu jest zaminowana. Skręt w lewo! Wyjście z chmury. Oczyszczajcie sobie drogę, strzelając przed dziobem z laserów!
Tylko dwa z siedmiu okrętów Rudda zdołały wydostać się z pułapki. Porucznik odetchnął z ulgą i…
– Jezu Chryste! – wykrzyknął pierwszy oficer. Przed okrętem Rudda pojawiła się formacja sześciu Niebieskich niszczycieli w pełnej gotowości bojowej. Dziesięć sekund później resztki oddziału Czerwonych Jeden wysyłały już kod Omega.
Na ekranach Rudd mógł nadal obserwować bitwę, choć jego okręt został zniszczony. Z grymasem przyglądał się, jak Niebiescy wrócili pod bezpieczną osłonę pasa asteroid. Drugi oddział Czerwonych rozsądnie nawet nie próbował ścigać przeciwnika – przypominałoby to macanie na oślep. Porucznik przygarbił się z westchnieniem. Cóż, osiągnął cel misji, zdobył stację zaopatrzeniową Alamo. Ale za jaką cenę!
Na sali zapaliły się światła, gdy ćwiczenie dobiegło końca. Na komunikatorze porucznika Rudda pojawiła się twarz kapitan Grey.
– No, Alex, to twój pierwszy raz – oznajmiła chłodno głównodowodząca. – Nie spodziewałam się, że mój instruktor taktyki poniesie tak sromotną klęskę w starciu z własnym kursantem.
Rudd powstrzymał się od kolejnego westchnienia.
– Straty okazały się większe, niż przewidywałem, pani kapitan, ale osiągnąłem cel. Zdobyliśmy Alamo i odebraliśmy Niebieskim pięćdziesiąt tysięcy ton przetworzonego zyrydu.
Kapitan przechyliła głowę.
– Nie powiedziano ci?
Rudd zmrużył oczy.
– Czego, pani kapitan?
– Kiedy Czerwoni Dwa przycumowali do stacji, okazało się, że magazyny są puste.
Rudd otworzył szeroko oczy.
– Puste?
Grey z trudem opanowała uśmiech, zdradziło ją drgnienie kącika ust. Młody, pulchny porucznik należał do jej protegowanych. Przemądrzały, ale zdolny dzieciak. Ledwie mogła się powstrzymać od śmiechu na widok jego zbolałej miny.
– Tak, Alex. Zdaje się, że porucznik Tuttle przeniosła zyryd na frachtowce…
– Przecież nie było żadnych frachtowców! Miała tylko dziesięć niszczycieli… – Rudd urwał w pół słowa. Zrozumienie zaciążyło mu w żołądku jak głaz. Kapitan Grey pokiwała współczująco głową.
– Tam była kolonia górnicza, pamiętasz? Gdy zaczęły się ćwiczenia, ta dziewczyna rozkazała przejąć wszystkie statki górnicze, opróżnić ich ładownie i przyprowadzić pod stację. Przeładowała cały zapas zyrydu i wysłała do najbliższego świata Victorii.
– A lasery górnicze w chmurze pyłu?
– Wredny podstęp, co? – skrzywiła się Grey. – Tuttle kazała zabrać lasery ze statków górniczych. Miała ich czterdzieści trzy. Przymocowała je do platform z detektorami, od czterech do dziesięciu na każdą, i ustawiła w chmurze pyłowej. Oczywiście zasięg miały ograniczony, ale okazały się bardzo mocne.
Rudda ogarnęła niechęć do samego siebie.
– Zatem straciłem osiem okrętów i zyryd? – upewnił się ze skrywanym rozczarowaniem.
– Dokładniej straciłeś dziesięć okrętów. – Grey pozwoliła sobie wreszcie na uśmiech. Czuła się trochę winna, że cieszy się z porażki podwładnego, ale jego mina była po prostu bezcenna. – Tuttle zaminowała także stację, Alex. Wysadziła ją, gdy twoje okręty znalazły się blisko. „Dublin” został zniszczony, a „Stein” poważnie uszkodzony.
Rudd musiał się roześmiać.
– Zaminowała stację? Stację wartą pięć milionów unitów?
To było piękne. Sam postąpiłby podobnie, gdyby pełnił rolę obrońcy.
Kapitan Grey pochyliła się do ekranu i ściszyła głos.
– Jak myślisz, Alex, nadaje się? – Temat był dość delikatny. Od wielu lat Druga Flota odbierała Ojczystej utalentowanych oficerów, a podsyłała tych, których odrzuciła. Admirał Douthat protestowała, rzecz jasna, ale dział kadr zwykle pozwalał admirałowi Skiffingtonowi robić, co chciał. Jednym z takich odrzuconych był Michael Bishop, służący obecnie na „Nowej Zelandii” jako główny oficer taktyczny. Był zarozumiały, brakowało mu wyobraźni, na dodatek uwielbiał wyżywać się na podwładnych. Grey od wielu miesięcy szukała kogoś, kto go zastąpi.
Rudd z namysłem skinął głową.
– Jest niedoświadczona, ale wykazała się kreatywnością i odwagą – przyznał z uśmiechem. – Ale posiada dobre zadatki na kapitana. Proponuję przydzielić ją najpierw na stanowisko asystentki oficera taktycznego.
Skrzywił się na samą myśl.
– Będzie na łasce porucznika Bishopa, ale jeżeli szybko ją pani weźmie pod swoje skrzydła, to może za dziewięć miesięcy…?
– Dobrze – zgodziła się kapitan Grey, a potem uśmiechnęła się znowu. – Kiedy będziesz pisał jej opinię, Alex, postaraj się, żeby wyglądała naprawdę nędznie. Nie chcę stracić też Tuttle.
Kiedy Rudd się rozłączył, Grey usiadła przy panelu łączności i wybrała numer. Właściwie łączyła się z własnym serwerem, aby przez niego przekierować rozmowę szyfrowanym pasmem do małego gabinetu na pokładzie stacji Atlas.
– Halo? – odezwał się głęboki męski głos.
– Sir Henry? Mówi Julie Grey.
Przez chwilę panowała cisza, potem włączył się ekran i pojawił na nim starszy, elegancki mężczyzna ze starannie przyciętą brodą i gęstymi siwymi włosami.
– Zawsze miło mi z panią rozmawiać, kapitan Grey – przywitał się formalnie.
Grey zdusiła śmiech. Z jego tonu można by sądzić, że ledwie się znali. Jednak sir Henry Truscott zawsze był ostrożny i skryty. Grey znała go od dzieciństwa, gdy jeszcze jako pięciolatkę kołysał ją na kolanach i opowiadał o dalekich światach, które miał okazję odwiedzić. Ojciec Julie Grey zmarł, zanim skończyła rok. Sir Henry stał się „bardzo bliskim przyjacielem”