Psychoterapia dziś. Отсутствует

Psychoterapia dziś - Отсутствует


Скачать книгу
do domu to powrót do takiego doświadczenia, w którym drugi człowiek odpowiada na nas, na nasz wewnętrzny świat, odczytuje go, nazywa. Czasem jest to odzyskiwanie takiego doświadczenia, a czasem budowanie go na nowo. Ten ktoś, terapeuta, staje się stopniowo – jak to nazywamy w naszym języku – „dobrym obiektem”. Jest reprezentantem tych właściwości, których zabrakło rodzicom pacjenta, daje nadzieję na świat lepszych możliwości w człowieku i w życiu w ogóle. Dzięki dobremu obiektowi można liczyć na bycie zrozumianym i przyjętym, można nauczyć się rozumieć i przyjmować innych.

      AN: Terapia pozwala dotrzeć do różnych uczuć z wczesnego dzieciństwa. Pomaga wydobyć te uczucia na światło dzienne, doświadczyć ich, przeżyć je i wyrazić w bezpiecznych warunkach gabinetu psychoterapeutycznego. Emocjonalne doświadczenie pomaga objąć siebie samego oraz bliskich refleksją i zrozumieniem. Daje szansę na nowe spojrzenie. Niezwykle istotne jest, aby pacjent mógł pozwolić sobie przeżywać wszystkie swoje uczucia do ważnych ludzi. Wszystkie. A więc żeby w terapii znalazło się miejsce i na żal, i na gniew, na smutek i na pretensje, ale także na miłość, wdzięczność i uznanie. Bo przecież nasi pacjenci, podobnie jak my, doświadczyli ze strony swoich bliskich nie tylko krzywd, ale również troski i miłości. Chociaż w skrajnych przypadkach była to troska minimalna – taka, która pozwoliła przeżyć. Powrót do domu, czyli rozplątanie tej splątanej nitki, jest ponownym, świadomym przeżyciem tych wszystkich uczuć, uporządkowaniem, domknięciem. To przynosi ulgę, ukojenie.

      MM-N: I daje wewnętrzną integrację. Zmiana zaś jest możliwa dzięki kontaktowi z terapeutą, dzięki rozmawianiu i dzieleniu się myślami. To nie tylko kontakt emocjonalny, to też uczenie się myślenia, przyjmowania innej perspektywy rozumienia siebie. Często zupełnie nowej, zważywszy, że mówimy też o procesach nieświadomych, które samemu trudno zobaczyć. Można powiedzieć, że pacjent, przychodząc na terapię, nie zna swojej nieświadomości, choć ma poczucie, że ona istnieje. To wyraża się w pytaniach na przykład o to, dlaczego ciągle wybiera podobnych partnerów albo dlaczego nic mu się nie udaje w życiu i wszystko psuje. Czy w zastanawianiu się nad swoimi snami. W toku terapii poznaje nieświadome procesy, które kierują jego wyborami życiowymi i mogą leżeć u podłoża objawów; tego, że ktoś boi się ciemności albo obsesyjnie sprząta. Albo powodują, że przypisuje innym cechy, na przykład uwodzicielstwo czy zazdrość – broniąc się przed uznaniem ich za własne. Włączenie nieświadomości w obszar wiedzy o sobie daje poczucie scalenia i wzmacnia wewnętrznie.

      Terapia nieograniczona w czasie trwa kilka lat. Czy może spowodować uzależnienie od terapeuty?

      AN: Terapia długoterminowa to doświadczenie budowania więzi, bliski kontakt, przywiązanie, ale nie uzależnienie. Żebyśmy mogli zbudować bliską relację z drugim człowiekiem, potrzeba nam odwagi, zaufania, a potem wspólnych doświadczeń i czasu. Więzi nie buduje się szybko, zwłaszcza że często nasi pacjenci nie mają dobrego wzorca takiej bliskiej i bezpiecznej relacji.

      A potem trzeba się „odwiązać”?

      AN: Tak, trzeba przyjąć i zaakceptować fakt, że wszystkie więzi w naszym życiu z czasem tracimy. To doświadczenie jest wpisane w naszą egzystencję. Koniec terapii konfrontuje nas więc z tym, co już utraciliśmy, i z tym, co utracimy wraz z biegiem życia. Z takiej perspektywy zakończenie terapii jest jednym z wielu pożegnań, jakich doświadczamy.

      Czyli, terapeuta to… szukam słowa… wychowawca?

      MM-N: Nie, to za mało. To tak, jakby bycie rodzicem sprowadzić do uczenia zachowań i norm. W terapii proces jest i głębszy, i rozleglejszy. Stajemy się kimś bardzo bliskim naszym pacjentom, jesteśmy obecni w ich życiu, teraźniejszym i przeszłym; często jako pierwsi poznajemy ich przeżycia, czasem pozostajemy na długo jedynymi, którzy je poznali.

      AN: Terapeuta to ktoś, kto towarzyszy w procesie głęboko emocjonalnym; ktoś, kto pomaga mierzyć się z trudnościami otaczającej rzeczywistości; przy kim płaczemy nad sobą, swoim życiem; z kim też dzielimy się swoimi sukcesami. Nie, my nie wychowujemy naszych pacjentów, choć uczymy ich różnych rzeczy. Uczymy bycia uważnym na siebie, traktowania siebie z szacunkiem i uwagą, zauważania swoich potrzeb, bycia z drugim człowiekiem.

      Kim zatem jest terapeuta?

      MM-N: To ktoś, kto jest pomiędzy przeszłością a teraźniejszością pacjenta. Pomiędzy jego uczuciami, myślami, światem marzeń i fantazji; ktoś, kto łączy różne fragmenty, nazywa je, nadaje im znaczenie. Czasem mediator, obserwator, ktoś kto wspomaga, sprzymierzeniec. Ale najbardziej – sojusznik rozwoju.

      AN: Jest takie nasze żargonowe słowo – kontener.

      Co to znaczy?

      AN: To ktoś, kto udostępnia siebie, swoje wnętrze, dla przeżyć i stanów emocjonalnych pacjenta. Udostępnia siebie i pomaga mu przetworzyć to, co dzieje się w jego życiu psychicznym. W przeżyciu pacjenta możemy być kimś, kto po raz pierwszy w życiu poświęca uwagę, cierpliwie słucha, podejmuje wysiłek, żeby zrozumieć.

      MM-N: Jesteśmy kontenerem, który ma taką pojemność, by przyjąć pacjentów z całym ich światem, z pełnym spektrum ich trudności, z całym ich życiem. Jesteśmy po to, żeby to objąć i wytrzymać. Ten smutek, żal, wstyd, agresję, wściekłość, nienawiść… Bliscy nie byli czy nie są w stanie tego przyjmować. Często zresztą nie ma powodu, żeby to robili, na przykład mąż nie musi przyjmować wybuchów złości żony sfrustrowanej jakąś jego krytyczną uwagą, bo w niej odżyła wściekłość na niezliczone krytyki, które kiedyś otrzymywała od ojca. Od przeżywania i rozumienia tych emocji są sesje terapeutyczne.

      Czy psychoterapia jest rodzajem treningu?

      MM-N: To nie jest trening. Nie zajmujemy się ćwiczeniem z pacjentem umiejętności emocjonalnych. Ale na skutek terapii pacjent otwiera się na swoje uczucia, przypomina je sobie, jeśli wcześniej się przed nimi bronił, bo w jego dziecięcym doświadczeniu były z jakiegoś powodu niemożliwe do przeżycia, okazania. A dziś nie rozumie, czemu na przykład nie umie płakać, kiedy dzieje mu się krzywda, albo walczyć, kiedy ktoś go wykorzystuje. To otwieranie się dotyczy także okazywania uczuć, które dla wielu pacjentów zaczyna się w gabinecie, a potem jest włączane w codzienne życie.

      AN: To praca, wysiłek w odnajdowaniu zagubionych uczuć i poukładaniu tych, które – bywa, że latami – niszczą życie. Proszę pomyśleć: jakby to było, gdyby pan nie odczuwał nigdy wdzięczności, miłości czy smutku? Albo gdyby niewyrażany gniew i złość niszczyłyby pana życie każdego dnia? Jak sobie poradzić z takimi uczuciami? Co zrobić, by zacząć odczuwać te, których brakuje? Co zrobić, żeby ukoić żal do rodziców, którzy wielokrotnie zawodzili, rozczarowywali? To duży wysiłek dla pacjenta, a także dla terapeuty – przejść razem przez te skłębione uczucia. Nie możemy zmienić naszej przeszłości, ale możemy zmienić nasz stosunek do niej. I na to potrzebujemy czasem dużo czasu.

      Jak to się odbywa?

      MM-N: To proces: rozmawiania ze sobą i otwierania się jednego człowieka na drugiego, pacjenta na terapeutę, a terapeuty na pacjenta w coraz bardziej pogłębiającym się kontakcie.

      Co to znaczy?

      MM-N: To opowieści pacjentów o ważnych wydarzeniach z ich życia, o różnych, zwłaszcza tych dla nich trudnych, myślach i przeżyciach. Zazwyczaj rozmawiamy z pacjentami o zwykłych, codziennych sprawach, tej prozie życia, która najlepiej pokazuje trudności, ale też jest poligonem pracy nad zmianą. Często bieżące sprawy powodują skojarzenia prowadzące do przeszłości, często


Скачать книгу