Uziemieni. Tanya Byrne

Uziemieni - Tanya  Byrne


Скачать книгу
to samo. Bez niej dni szkolne są boleśnie długie, minuty i sekundy ciągną się jak ser na pizzy.

      Tyler i jego grupa śpiewali aż do momentu, gdy nasz autobus stanął na parkingu UKB półtorej godziny później.

      „Zamknijcie się. Nie umiecie się zachować?”, chciałem na nich syknąć, gdy niechętnie usunąłem z uszu kulki z chusteczki. „Jesteście w UKB, nie na meczu. To instytucja narodowa”. Jednak gdybym to zrobił, byłbym skończony. Ludzie tacy jak Tyler nie słuchają ludzi takich jak ja, czyli „kujonów”. Dla Tylera „ambicja” to słowo zakazane.

      Wyszliśmy z autobusu i chaotyczną grupą podążyliśmy za panią Harley w kierunku wejścia. Szkoda, że nie mamy jakichś eleganckich mundurków szkolnych: marynarki sportowej czy choćby krawata. W zamian nosimy tanie spodnie z poliestru i granatowe bluzy, na których wyszyte logo szkoły wydaje się bardziej ostrzeżeniem, że jesteśmy dosłownym przeciwieństwem inteligencji. Sam próbuję nadrobić te braki wizerunkowe dobrymi butami i noszeniem rzeczy w lakierowanej postarzanej torbie skórzanej, którą upolowałem na eBayu, ale ogólny efekt jest daleki od ideału.

      Zaraz przede mną Tallulah Roberts i Marzina Khan rozmawiały o tym, jak bardzo kręci je zobaczenie studia, w którym kręcą „Taniec z gwiazdami”.

      – To nie ta stacja.

      Odwróciły się do mnie, identycznie marszcząc twarze.

      – Co powiedziałeś? – warknęła Tallulah.

      Odchrząknąłem.

      – To nie ta stacja telewizyjna – powtórzyłem. Poza tym „Taniec z gwiazdami” nagrywany jest w Londynie…

      – Żartujesz? – rzuciła Marzina. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.

      – Nie. Przykro mi.

      – No to po co my tu jesteśmy? – krzyknęła Tallulah. – Zapisałam się na to wszystko tylko po to, by zobaczyć kogoś z tego programu!

      Skrzywiłem się, gdy zaczęły powtarzać wiadomość kolejnym osobom.

      Kiedy w końcu weszliśmy do środka, w holu aż szumiało od ludzi w naszym wieku. A jednak byliśmy jedynymi w mundurkach. No i jedynymi, którzy zachowywali się jak stado zwierzaków po ucieczce z zoo.

      Pani Harley zostawiła nas w kącie i poprosiła o „rozsądne zachowanie”.

      – Jestem Harley z liceum św. Tomasza Moore’a – ogłosiła przepraszającym tonem wyjątkowo mocno zrobionej recepcjonistce. – Przyszliśmy na oprowadzanie po studiu.

      Recepcjonistka rzuciła na nas beznamiętnym spojrzeniem i podniosła telefon.

      Odłączyłem się od reszty grupy i pozwoliłem sobie na obejrzenie holu. Był jasny i przestronny, a gdy przez szyby do środka wlewało się słońce, dawał poczucie nadziei i pełni możliwości. Na widok ogromnego logo UKB nad recepcją po całych plecach przeszły mi ciarki.

      Kiedy byłem mały, nie marzyłem o zostaniu piłkarzem, astronautą czy weterynarzem, ani o żadnym innym zawodzie, jakie zwykle wpadają do głowy dzieciom, gdy dorośli pytają je, kim będą, kiedy dorosną. Odkąd skończyłem sześć lat, marzyłem o pracy w telewizji. Nie jako aktor, prezenter albo ktoś podobny – ale za kulisami, jako producent… taki wysoko postawiony, od którego zależy wszystko. Może zabrzmi to trochę dramatyczne, ale telewizja to chyba jedyne w moim życiu (poza Ivy), co utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach. No i jest to prawdopodobnie jedyne, co mam wspólnego z resztą rodziny. Może nie mamy pojęcia, jak rozmawiać o sprawach emocjonalnych, ale możemy spędzić wiele godzin, debatując nad tym, kto stworzył najlepszą kreację Doktora (ja: David Tennant, tato: Jon Pertwee, mama: Tom Baker), cytując sobie nawzajem co lepsze fragmenty „Monty Pythona” czy wspominając pierwsze odcinki „Sherlocka”. Nasze rodzinne życie obraca się wokół programów zakreślonych na czerwono w naszej cotygodniowej kopii „Radio Times”; telewizja to klej, który trzyma nas razem. Dlatego właśnie pewnego dnia chcę być tym kimś w telewizji.

      Zaczął zbliżać się do nas facet z plakietką UKB i szerokim uśmiechem. Przedstawił się jako Toby, nasz dzisiejszy przewodnik, po czym rozdał nam identyfikatory gości.

      – Zwykle nie jest tu tak tłoczno – wyjaśnił pani Harley, gdy przypinałem identyfikator do kieszeni spodni. – Ale dzisiaj przyjmujemy stażystów.

      Podniosłem głowę.

      Stażyści?

      Teraz podniosłem także rękę.

      – Co takiego, Joseph? – zapytała pani Harley, lekko wzdychając.

      – Co takiego, Józefino? – przedrzeźnił ją Tyler wysokim głosem. Taka śmieszna riposta od moich durnych kolegów.

      – Powiedział pan: stażyści? – zapytałem przewodnika, ignorując Tylera.

      – Tak jest – powiedział, wskazując rosnący tłum za nami. – Dziś mają szkolenie wprowadzające. Nie martw się, to nie będzie kolidowało z naszą dzisiejszą trasą. Stażyści spędzą cały ranek na dziewiątym piętrze.

      Poczułem się, jakbym oberwał w żołądek.

      Na początku roku pytałem o możliwość odbycia mojej tygodniowej praktyki zawodowej w UKB, ale pani Kirk, doradca zawodowy, zaśmiała mi się w twarz.

      – Masz jeszcze jakieś propozycje? – powiedziała, chichocząc i składając jakieś papiery. – Staż w Disneylandzie?

      Skończyło się na tym, że spędziłem tydzień, nosząc czepek na włosach w Champion Biscuits, podobnie jak pół mojego rocznika.

      Powinienem już dawno zdać sobie sprawę, że nie mogę ufać pani Kirk. Za każdym razem, gdy mówię, że chcę pracować w telewizji, ignoruje moje słowa i opowiada mi zamiast tego jak nawiedzona o stażu menedżerskim w Champion Biscuits („Taki bystry chłopak jak ty mógłby zaliczyć wszystkie szczeble kariery, aż do przełożonego!”).

      Spojrzałem na innych wokół. Rozmawiali ze sobą, śmieli się, nosili ładne, normalne ciuchy – takie, które i ja noszę, gdy nie mam na sobie łatwopalnych spodni i bluzy wstydu. Tak bardzo chciałem być jednym z nich, że rozbolało mnie dosłownie wszystko.

      Rękę podniosła Tallulah.

      – Tak? – powiedział przewodnik.

      – Czy to prawda, że „Taniec z gwiazdami” kręcą w Londynie? – zapytała, rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie.

      – Obawiam się, że tak – odpowiedział przewodnik Toby z bolesnym uśmiechem, wskazującym na to, że to pytanie słyszał już nie raz. – Ale tutaj także powstaje wiele popularnych programów…

      Po czym wymienił sześć tytułów, które są prawdziwymi petardami. Nie żeby to zrobiło jakieś wrażenie na Tallulah.

      Nawet nie zadała sobie trudu ukrycia swojego rozczarowania, skrzyżowała ramiona i wykrzywiła twarz, jakby właśnie poczuła smród zgniłego jaja.

      Świetnie, teraz nasz przewodnik pewnie założył, że jesteśmy bandą idiotów niemających pojęcia o telewizji, a to na pewno wpłynie na odpowiednie dostosowanie trasy dla nas.

      – Czy jeszcze są jakieś pytania, nim wystartujemy? – zapytał bardzo wyraźnie.

      Nie było.

      – W takim razie proszę, byście poszli za mną. Jest nas raczej dużo, dlatego wybierzemy schody.

      I ruszył.

      Jeszcze raz spojrzałem za siebie i na grupę stażystów. Nie zauważyłem jak do tej pory żadnych różnic między ich identyfikatorami a tym, który sam dostałem.

      Interesujące.

      Moi


Скачать книгу