Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
Powstała niby taka kolegialna rada obrony.

      Istotnie, decyzje podejmowano w trybie dość operatywnym.

      Niemieccy dywersanci szturmują Łubiankę

      22 lipca zaszło nieprzyjemne wydarzenie. O świcie zszedłem na parter Komisariatu, z widokiem na plac Dzierżyńskiego. Zadzwoniono ze sztabu obrony przeciwlotniczej, że w pobliżu Moskwy zauważono niemiecki samolot, przypuszczalnie Junkers-88 (Ju-88).

      Kiedy wszedłem do sekretariatu, zastałem panikarzy Abakumowa, Kobułowa, Mamułowa i innych. Razem ze mną wszedł W.W. Czernyszow, wojskowy, zastępca szefa NKWD. Naraz usłyszeliśmy strzały armatek obrony przeciwlotniczej. Rzuciliśmy się do okien. Zauważyłem obłoczki po wybuchach szrapneli. Rozległy się wrzaski: „Spadochroniarze!”. Psychoza doszła i do nas.

      Tłumaczę, że to wybuchy szrapneli. Z pianą na ustach mi udowadniają, że to spadochroniarze. Rozeźliłem się i mówię do Czernyszowa: „Wasiliju Wasiliewiczu, jako wojskowy powiedz swoje zdanie. To wybuchy szrapneli czy nie?”. Po chwili wahania odrzekł: „Wygląda na szrapnele”.

      Trwało to jeszcze ze 40 minut, po czym zaczęły napływać „meldunki” z różnych dzielnic Moskwy o desantach niemieckich spadochroniarzy – z Chimek, Sokolników, Mytiszcz itd. Napływały przed bite dwie godziny.

      Pogłoski dotarły do Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa, która zasięgnęła opinii dowództwa obrony przeciwlotniczej Moskwy, generałów Gromadina* i Żurawlowa*. Tamci się speszyli i przyznali, że niestety zaszła pomyłka.

      Stalin się zezłościł i wyznaczył komisję z Malenkowem, Berią i ze mną. Pojechaliśmy do sztabu OPL przy ulicy Kirowa. Gdy kierownictwo się usprawiedliwiało, spytałem młodszych oficerów, jak mogło dojść do takiej pomyłki.

      Opowiedzieli, że kiedy otrzymali doniesienie o Ju-88, sztab rozkazał, by pułk lotniczy poderwał trzy nasze samoloty myśliwskie celem przechwycenia intruza. Obsługa działek przeciwlotniczych, niemająca doświadczenia w rozpoznawaniu sylwetek samolotów przeciwnika, wolała na wszelki wypadek ostrzelać je szrapnelami. No i się zaczęło. Stąd ta panika ze „spadochroniarzami”.

      Podobnie zeznawało kierownictwo OPL. Wielu generałów z Komisariatu Obrony wzięło jednak ten fałszywy alarm na serio i potem woleli nie mówić podwładnym prawdy, by nie obniżać poziomu czujności i stopnia gotowości wojsk.

      Łzy marszałka Mierieckowa

      W początkach sierpnia wpadł do mnie w pewnej sprawie pracownik wydziału śledczego, podległego Kobułowowi. Kiedy rutynowo spytałem, jak mają się sprawy na powierzonym mu odcinku, poinformował, że zajmują się grupą wojskowych oskarżonych o szpiegostwo i że Włodzimirski*, jego przełożony, pozwala sobie na bicie zatrzymanych. Inni oficerowie śledczy też uciekają się do rękoczynów.

      Po tej rozmowie od razu udałem się do ludowego komisarza bezpieczeństwa Mierkułowa i zdałem mu sprawozdanie. Wysłuchał mnie jak zawsze uważnie, pomilczał chwilę, po czym rzekł: „A tobie nie zdarzało się przyłożyć wrogom na Ukrainie?”.

      Odpowiedziałem: „Gdybym jako komisarz sobie na to pozwolił, za moim przykładem poszliby podwładni”. On na to: „Przed twoim przyjściem tam mocno bili”. Odparłem, że tamto bicie skończyło się tym, że były komisarz Uspienski uciekł, musiano go schwytać i rozstrzelać. Mierkułow zamilkł78.

      Wiedziałem, że Mierkułow do roku 1938 pracował w Gruzji w aparacie partyjnym, dlatego też po namyśle dodałem: „Nie sądzę, że były szef Sztabu Generalnego Armii Czerwonej Mierieckow mógł być japońskim czy niemieckim agentem, co próbuje mu wmówić Włodzimirski”.

      Mierkułow srodze na mnie spojrzał i mówi: „A ty skąd o tym wiesz?”. Zrozumiałem, że pyta dlatego, iż przy organizowaniu NKWD ZSRR Mierkułow w rozmowie z kadrą kierowniczą podkreślił, że każdy winien doskonale orientować się w sprawach na swoim odcinku i nie wykazywać zainteresowania pracą innych resortów.

      Po takim pytaniu zagotowałem się i wygarnąłem: „Decyzją Politbiura KC WKP(b) mianowano mnie pierwszym zastępcą ludowego komisarza bezpieczeństwa i uważam, że moi podwładni mogą meldować mi o sytuacji w innych resortach, a ja z kolei mam obowiązek składać raporty swemu przełożonemu”.

      Mierkułow się uśmiechnął i powiada: „Słusznie mówisz. Zgadzam się, musimy zbadać tę zaplątaną sprawę. Pójdziemy jutro do wydziału śledczego i razem przesłuchamy Mierieckowa”.

      Pomyślałem, że jeżeli mówi to szczerze, to jak na pierwszy raz w takiej ostrej wymianie zdań osiągnąłem niezły wynik. Wobec tego mu dorzuciłem: „Mierieckow jest znany w armii jako dobry dowódca wojskowy. Stary komunista z roku 1917, szef sztabu w roku 1936. Walczył w Hiszpanii, dowodził armią na fińskim froncie w roku 1940, otrzymał tytuł Bohatera Związku Sowieckiego. Pełnił obowiązki zastępcy ministra obrony ZSSR oraz szefa Sztabu Generalnego do lutego 1941 roku. W żaden sposób nie może być japońskim czy niemieckim szpiegiem”.

      Mierkułow znów się uśmiechnął, ale nic nie powiedział.

      Zadzwonił do mnie następnego ranka: „Wpadnij!”. Zastałem w jego gabinecie Kobułowa i we trzech poszliśmy do wydziału śledczego.

      W gabinecie Włodzimirskiego zobaczyłem zmęczonego i wychudzonego Mierieckowa oraz oficera śledczego prowadzącego jego sprawę. Usiedliśmy i Mierkułow zwrócił się do zatrzymanego: „No to opowiedzcie nam o swojej winie”.

      Mierieckow zrozumiał, że przesłuchiwał go będzie nie Włodzimirski, i od razu się ożywił. Zaczął mówić, że wszystko, co zeznał na poprzednich przesłuchaniach, było nie tak i zamierzał coś jeszcze dodać, kiedy Włodzimirski rzucił mu wściekłe spojrzenie i powiedział: „Mierieckow, mówcie prawdę, tak jak wczoraj mnie powiedzieliście”.

      Mierieckow się zmieszał: „Tak, tak, wszystko powiem”. Wtrącił się Mierkułow: „A wszystko, co wcześniej zeznaliście, to jest prawda czy nie?”. Mierieckow zaczął coś mówić, ale brutalnie przerwał mu Kobułow, domagając się wyznania winy w organizowaniu antysowieckiej grupy razem z Blucherem i innymi.

      Miałem już powyżej uszu takiego „śledztwa”. Wziąłem ze stołu kartkę, napisałem: „Proszę kończyć tę komedię” i wręczyłem Mierkułowowi, który ją przeczytał, zgniótł, schował do kieszeni i zwrócił się do aresztowanego: „Dobrze. My was, Mierieckow, osobno przesłuchamy”. Na tym „śledztwo” się skończyło i wyszliśmy z gabinetu.

      Kobułow na korytarzu pyta Mierkułowa z wytrzeszczonymi oczami: „Sewa, o co chodzi?” (byli po imieniu). Mierkułow wskazuje mnie ruchem głowy i mówi: „Sierow nie zgadza się z zeznaniami Mierieckowa”. Wściekły Kobułow patrzy na mnie spode łba. „Oczywiście” – odpowiadam spokojnie.

      Kiedy przyszliśmy do gabinetu Mierkułowa, zadzwonił do Włodzimirskiego z poleceniem, by doprowadzono aresztowanego do niego. Kobułow siedział obrażony, na mnie nie patrzył i ćmił papierosa.

      Powiedziałem do Mierkułowa, że byłoby lepiej, gdyby Włodzimirski nie był obecny przy przesłuchaniu, ponieważ to on bił oskarżonego, który się go boi i dlatego nie powie prawdy, lecz potwierdzi uprzednie nieprawdziwe zeznania. Mierkułow się zgodził, wbrew oporom Kobułowa.

      Po upływie około 10 minut sekretarka poinformowała o doprowadzeniu aresztowanego. Mierkułow polecił go wprowadzić. Otworzyły się drzwi i wszedł Włodzimirski, trzymając Mierieckowa za rękę. Mierkułow do niego: „Zaczekajcie w sekretariacie”. Tamten ze zdziwieniem popatrzył na swego pryncypała Kobułowa, który spuścił wzrok.

      Po wyjściu Włodzimirskiego Mierkułow zwrócił się do zatrzymanego: „No to mówcie, Mierieckow!”.

      Aresztowany


Скачать книгу

<p>78</p>

Nie zachowały się dowody świadczące o biciu aresztowanych przez Sierowa, z wyjątkiem kilku wątpliwych świadectw. Amajak Kobułow podawał, że w 1942 r. podczas inspekcji w Uzbekistanie Sierow „w obecności współpracowników pobił do krwi niemieckiego agenta”. Należy jednak uwzględnić, że między braćmi Kobułowymi a Sierowem stosunki były, delikatnie mówiąc, mocno nieproste. Poza tym w momencie napisania tego oświadczenia nad samym Kobułowem już ciążył wyrok śmierci w sprawie Berii.