Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
Chomienkę*, znanego mi jeszcze z NKWD, Rasskazowa*, dobrego generała, bojowego Korotiejewa*, Mielnika i innych. Wszyscy mieli w składzie swych wojsk bojowe dywizje NKWD, dobre, twardo walczące.

      Dywizje NKWD rozmieszczono także pod Władykaukazem, Groznym, Machaczkałą, Baku itd., jak również na przełęczach Kaukazu pod nazwą „oddziały specjalne”138.

      Wzdłuż Gruzińskiej Drogi Wojennej zorganizowałem tak zwaną „dywizję NKWD” z pracowników tego resortu, milicji, straży pożarnej, oddziałów pomocniczych NKWD oraz innych zbliżonych organizacji. Po sformowaniu pod Groznym przedstawiłem jej dowódcę, komisarza milicji Orłowa. Wielkie chłopisko, o wystarczająco silnej woli.

      Dywizja miała za zadanie zapewnienie „drożności” Gruzińskiej Drogi Wojennej – wystawianie posterunków w jej newralgicznych punktach: na zakrętach, w wąwozach, na panujących nad terenem wzgórzach. Lokowano tam karabiny maszynowe, przygotowywano dynamit dla zawałów w wąskich miejscach itd.

      Dywizja wszystko to wykonała bardzo szybko. Po przeprowadzeniu inspekcji byłem zadowolony. Potem zaczęły napływać meldunki od Orłowa, że Czeczeni sprawiają problemy – zastrzelili kilku żołnierzy, poderżnęli gardło dowódcy kompanii, wysadzali w powietrze założone przez nas miny. Rozkazałem szefowi UNKWD obwodu groznieńskiego, Czeczenowi z pochodzenia, by zajął się tą sprawą. Coś tu jest nie tak…

      Gdzie cienko, tam się rwie – głosi ludowe porzekadło. Okazało się, że Niemcy zrzucili na nasze zaplecze górskie, za Groznym, kilku oficerów na czele z pułkownikiem, których zadanie polega na zorganizowaniu oddziału dywersyjnego złożonego z Czeczenów oraz Inguszów o liczebności 200–300 osób. Na sygnał niemieckiego dowództwa dywersanci uderzyliby na nasze tyły i zajęli Grozny139.

      W celu wyjaśnienia sytuacji pojechałem do Władykaukazu. Zamierzałem udać się też do Groznego. Doniesienia się potwierdziły. W Groznym poinformowałem sekretarza komitetu obwodowego partii, Iwanowa*, i przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych, Mołłajewa*, Ingusza.

      Iwanow się zwierzył, że z posiadanej informacji wynika, iż Czeczenom, szczególnie źle usposobionym wobec władzy sowieckiej, ufać nie należy. Ustaliliśmy, że musimy opracować plan działań wobec tego oddziału dywersyjnego.

      Nocą pojechałem do aułu Wiedieno, gdzie słynny powstaniec Szamil walczył z carskimi wojskami w XIX wieku. Jechaliśmy późnym wieczorem, ale przy świetle księżyca widzieliśmy, jak mieszkańcy siedzą w kucki i o czymś zawzięcie dyskutują. Bez zatrzymywania się wyjechaliśmy z osiedla, ale droga naraz się skończyła. Dalej prowadziła tylko szeroka ścieżka.

      Zapadła cicha południowa noc, z jej wyraźnymi gwiazdami i wielkim księżycem. Po napatrzeniu się na wspaniały nocny pejzaż górski mieliśmy już wracać, kiedy usłyszałem oddalony szum silników samolotowych.

      Ktoś powiedział, że to chyba nasi lecą na nocny zwiad nad Baku, ale po kilku minutach dotarł do nas wyraźny dźwięk niemieckiego samolotu. Musiał przelatywać na wysokości około 1500 metrów.

      Za górami zauważyliśmy naraz kilka jasnych rozbłysków. Samolot skierował się w tamtą stronę. Po upływie około 5–7 minut zaczął krążyć nad tamtym oświetlonym miejscem. Musiało to być w odległości 10–12 kilometrów od nas. Zrozumiałem, że Niemiec nawiązuje łączność z oddziałem dywersyjnym i na pewno dokonuje zrzutów.

      Wróciliśmy do Groznego. Wyszedłem na podwórze i ponownie usłyszałem dźwięk tego samolotu. Musiał spędzić nad tym oddziałem co najmniej 40 minut.

      Rankiem wysłałem do aułu dwóch pracowników – Czeczenów z zadaniem zasięgnięcia języka o wspomnianym oddziale i wysłania do nich dobrego agenta…

      Po naradzie rozkazałem, by Ałbogaczijew*, ludowy komisarz spraw wewnętrznych, zebrał późnym wieczorem w lokalu konspiracyjnym najlepszych swoich czekistów – 10 Rosjan i dwóch Czeczenów, najbardziej oddanych. Niech każe przywieźć tam żołnierskie szynele, waciaki i długie buty. Ałbogaczijew wyraźnie się zdziwił, ale polecenia nie kwestionował i poszedł wykonać. Sytuacja w Groznym napięta. Ludność boi się Niemców. Czeczeni zachowują się arogancko, niektórym Rosjanom grożą śmiercią, jeśli przyjdą Niemcy.

      Odnotowano przypadki, gdy znajdowano ciała naszych żołnierzy, którzy wieźli żywność na front. Konie zabierano wraz z ładunkiem. Agenci donosili, że ludowa komisarz oświaty, Czentijewa*, sprzyja antysowiecko nastawionym Czeczenom i ułatwia im poprzez swoich ludzi kontakty ze zrzuconymi w góry Niemcami. Muszę ją jutro przesłuchać.

      Po 22.00 udaliśmy się z Ałbogaczijewem do lokalu konspiracyjnego. Któryś z pracowników wykazał niezbędną przytomność i przyniósł coś do jedzenia. W samą porę.

      Powiedziałem zebranym: „Od tej chwili wszyscy jesteście bandytami. Jeden z was to dezerter z Armii Czerwonej, inny uniknął poboru, jeszcze inny nienawidzi władzy sowieckiej, kolejny to uciekinier z Groznego itd. Niech każdy z was wymyśli sobie odpowiednią legendę, ubierzcie się stosownie i chwytajcie za broń”. Patrzą na mnie i myślą: Zwariował nam generał.

      Kontynuowałem: „O świcie niewielkimi grupkami udajcie się w okolice Wiediena, koło Groznego. Tam łączycie się w jedną bandę i żywicie się kosztem ludności. Macie się dowiedzieć, gdzie są Niemcy i ich pomagierzy i co zamierzają. Jak się dowiecie, wyślijcie do mnie gońca, najlepiej dwóch. Pozostajecie w górach aż do mojego rozkazu powrotu. Jasne?”. – „Jasne!”. – „Ałbogaczijew, zostaniecie do rana, omówcie wszystkie szczegóły, odprowadzicie ich w góry i po powrocie zameldujecie”.

      Po dwóch dniach otrzymałem w nocy meldunek z powiatu kurczałojewskiego, że poprzedniego wieczoru dwustuosobowa banda rozpędziła lokalne władze, zablokowała kompanię żołnierzy i zaproponowała, by się poddali.

      Coraz gorzej. Od siedziby powiatu dzieliło mnie 40 kilometrów. Rozkazałem przygotować na rano wierzchowce dla mnie i jeszcze 10 pracowników. Pojadę na miejsce. Przecież tam stacjonuje kompania naszych żołnierzy. Na pewno wszystkich nie wystrzelali.

      Dojechaliśmy do Wiediena samochodami, dalej – konno.

      Przejechaliśmy połowę drogi, gdy niektóre konie zaczęły wykazywać objawy zmęczenia. Niedobrze. Rozkazałem konie zostawić, żołnierzom iść pieszo.

      W pobliżu siedziby powiatu zobaczyliśmy w górach ogniska i przy nich ludzi. Też musieli nas widzieć.

      Z gmachu komitetu miejskiego wyszedł Czeczen, za nim czerwonoarmista. „Gdzie kompania?” – pytam. Nie odpowiada. Okazało się, że bandyci trzykrotnie wysyłali parlamentariuszy z propozycją poddania. Żołnierze odmówili. Banda usiłowała podpalić budynek – czerwonoarmiści ich powstrzymali, intensywnie się ostrzeliwując. Ucieszyli się na nasz widok.

      „Gdzie władze?” – spytałem. Dowódca odpowiedział: „Rozbiegli się… ktoś do lasu, ktoś do aułów, jak tylko bandyci weszli. Bali się, że ich zabiją”.

      Obiecałem mu, że przyślę dodatkową kompanię. Ma bronić pozycji. „Jeśli będą wracali pracownicy administracji, przygarnijcie ich i dajcie broń” – poleciłem.

      Generalnie wśród Czeczenów sporo jest różnego draństwa. Jak tylko poczuli, że Niemcy się zbliżają, od razu głowy podnieśli i zaczęli rozrabiać na zapleczu. Władza sowiecka pomagała im przez całe 23 lata, na ludzi ich wyprowadziła, a jak tylko znalazła się w tarapatach, podnieśli na nią rękę. Podli ludzie.

      W drodze powrotnej zdarzył się ciekawy wypadek. Jadę z przodu, ciemno, mauzer w ręku, walther w kieszeni. Naraz zza krzaków wyskakuje bandyta z pistoletem maszynowym.

      „Towarzyszu komisarzu! Bandytę złapaliśmy!”.


Скачать книгу

<p>138</p>

Wkład wojsk NKWD w obronę Kaukazu był niezwykle wielki. Na podstawowych kierunkach hitlerowskiej ofensywy walczyły dywizje piechoty wojsk wewnętrznych NKWD, w skład których wchodziły: groznieńska, machaczkalska, ordżonikidzowska, suchumska i tbiliska. Pracownicy NKWD odpowiadali też za bezpieczeństwo sowieckiego zaplecza: walkę z bandami, grupami dywersantów, szpiegami itd.

<p>139</p>

Wraz ze zbliżaniem się linii frontu sytuacja w Czeczenii wyraźnie się skomplikowała. W górach działały bandy dezerterów i kryminalistów. W wielu regionach dochodziło do powstań antysowieckich wzniecanych przez tak zwany Tymczasowy Rząd Ludowo-Rewolucyjny Czeczenii. Od połowy 1942 r. nasiliły się zrzuty niemieckiej agentury na spadochronach celem nawiązania łączności z powstańcami – do sierpnia 1943 r. desantowano co najmniej osiem oddziałów o ogólnej liczbie 77 osób. (Stalinskije dieportacii, 1928–1953, Sbornik dokumientow, Diemokratija, Moskwa 2005, s. 436).