Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
że Niemcy ostrzeliwują ten odcinek i należy szczególnie uważać.

      Mówię Kobułowowi: „Przebiegniemy ten kawałek, by Niemcy nie zwrócili uwagi na samochód i nie ostrzelali”. Kobułow zbladł, ale innego wyjścia nie ma, żadnego objazdu nie było. Dodałem: „Nie biegnij przy domach, tylko wzdłuż muru, tam Niemcy cię nie zobaczą”.

      Pobiegli z adiutantem Charitonowem. Kobułow był urodzonym tchórzem – przebiegł koło 15 metrów z tą swoją tuszą i skręcił z drogi ku domom. Niemcy go dojrzeli i otworzyli ogień z moździerzy. „Do muru!” – wrzeszczę do niego, a on się przyciska do chaty. Pociski zaczęły wybuchać coraz bliżej nas. Wyskoczyłem z willysa i zanurkowałem pod murek. Potem pobiegnę – pomyślałem.

      Kobułow wreszcie mnie posłuchał, też przebiegł pod murek i zaległ. Pociski padały coraz bliżej. Wskoczyłem do samochodu, dałem pełny gaz, by jak najszybciej przeskoczyć fatalne miejsce, i wrzasnąłem w pełnym pędzie do Kobułowa: „Wiej stąd!”.

      Wyjechałem na bezpieczny teren i zatrzymałem się. Po chwili dowlókł się do mnie Kobułow, cały zziajany, w kurzu i mokry od potu, chwyta się za serce. „Umieram” – powiada. Wtaszczyliśmy go do willysa i pojechaliśmy.

      Przez całą noc potem się skarżył i narzekał, zażywał lekarstwa i koniak. To ci wojownik! Wyobrażam sobie, jak barwnie opisze to zdarzenie w Moskwie.

      Na Krymie spędziliśmy cały kwiecień i maj. Operacja wysiedlenia Tatarów przebiegła normalnie we wszystkich regionach, również w niedawno wyzwolonych spod panowania niemieckich okupantów. Często rozmawiałem z mieszkańcami, przeważnie kobietami i starszymi mężczyznami, i dowiedziałem się od nich wielu ciekawych rzeczy…

      Na Krymie przy górze Sapun, którą szturmowała nasza piechota, spotkałem 7 maja Piotra Koszewoja*, który potem dowodził korpusem pancernym. Pogadaliśmy około 10 minut i ruszył do ataku z czołgistami, ja na willysie – za nimi. Więcej go w Sewastopolu nie spotkałem.

      Widziałem się tam także z dowódcą armii Mielnikiem, Korotiejewem oraz innymi, znanymi mi jeszcze z Kaukazu z roku 1942.

      Generalnie muszę powiedzieć, że z Krymem Niemcy mocno się przeliczyli…

      „Każdy z nas wykonałby to zadanie…”

      Wybiegając do przodu, powiemy, że za Chruszczowa represjonowane narody zrehabilitowano, większość z nich powróciła na swe dawne tereny, przywrócono im także utracony status autonomii narodowej.

      Pozostała kwestia odpowiedzialności sprawców tych zbrodni. Po cichu skasowano postanowienie o nagrodzeniu kierownictwa NKWD orderami za organizowanie wywózek – Sierowa między innymi pozbawiono „czeczeńskiego” Orderu Suworowa I stopnia. Generałowie NKWD nie ponieśli jednak żadnej odpowiedzialności, nie mówiąc już o sądowej, ponieważ zasadnicze decyzje podejmowali nieżyjący już Stalin z Berią.

      Dopiero kiedy Sierow popadł w niełaskę – wtedy wypomniano mu wszystko.

      Zakończymy ten rozdział fragmentem jego listu do Komitetu Kontroli Partyjnej przy KC KPZR z roku 1964.

      Sierow kategorycznie odrzuca w nim oskarżenia pod swoim adresem – sądząc z treści, chodziło o pozaprawne metody rozprawiania się z przesiedleńcami – oraz retrospektywnie, z perspektywy lat, opisuje wydarzenia z tych mrocznych kart niedawnej sowieckiej historii.

      Zwróćmy uwagę na fakt, że kładzie szczególny akcent na zachowanie dowódców wojskowych wysokiego szczebla, prawdziwych – jego zdaniem – inicjatorów deportacji.

      W końcu ostatnia sprawa – wysiedlenie niektórych narodowości przedstawiono tak, jakby to sam Sierow wszystko wymyślił i wszystkich wysiedlał. Powiedziałem już towarzyszce Pietrowej* i chcę obecnie powtórzyć co następuje:

      Wiadomo, że w przyfrontowych regionach Kaukazu bandyckie elementy pochodzenia czeczeńskiego i inguskiego mordowały sowieckich żołnierzy i oficerów, utrudniały dowóz żywności i amunicji, rozpowszechniały panikarskie plotki o nieuchronnym nadejściu Niemców, groziły śmiercią pracownikom miejscowego aktywu partyjno-administracyjnego itd.

      Dowodzący Frontem Północnokaukaskim generał Maslennikow, Rostowskim – Jeriomienko, Tołbuchin oraz inni w swych telegramach do Stawki proponowali wysiedlenie wymienionych osób, gdyż utrudniają działania Armii Czerwonej. GKO ustosunkowywał się do tych sugestii i przyjmował postanowienia o całkowitym wysiedleniu wspomnianych narodowości na dalekie zaplecze Kraju Rad.

      Byli członkowie GKO, towarzysze Woroszyłow, Mikojan, Kaganowicz, Malenkow i inni pozostający przy życiu, mogą opowiedzieć, do jakiego stopnia sytuacja wojenna tamtego okresu warunkowała stosowanie powyższych środków.

      Mnie, podobnie jak innych generałów i oficerów, zobowiązywano do wykonania tej pracy. Moim zdaniem każdy z nas wykonałby tę decyzję. W notatce wskazano, że wysiedlano wszystkich bez wyjątku, i cytowano fragmenty instrukcji, napisanej przeze mnie po wykonaniu decyzji GKO.

      Położono nacisk na akapit, w którym mówi się o użyciu broni bez podania odpowiednich okoliczności jej zastosowania. Wytłumaczę to.

      Kiedy w Karaczaju nasz batalion maszerował krętym wąwozem, Karaczajewcy strzelali z ukrycia, zabijając i raniąc sowieckich żołnierzy.

      W Uczkułanie bandyci mordowali rosyjskich pracowników NKWD i milicji. Po zajęciu tego regionu przez Niemców „wdzięczni” mieszkańcy podarowali Hitlerowi białego konia, szablę i burkę201.

      Grupa operacyjna NKWD już od dwóch miesięcy prowadziła walkę z uzbrojonymi grupami bandyckimi w Czeczenii i dopiero przy zbliżaniu się Niemców do Władykaukazu wydano postanowienie GKO o ich wysiedleniu.

      W ciągu tych dwóch miesięcy zginęło wielu sowieckich pracowników partyjno-politycznych i administracyjnych oraz oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej.

      Po zrzuceniu przez Niemców na tyły Armii Czerwonej koło Groznego grupy spadochroniarzy na czele z kadrowym pułkownikiem Wehrmachtu dołączyło do niej kilkuset Czeczenów w ciągu jednego tygodnia. Zdrajców tych Niemcy uzbroili w irańską broń, licząc na wzniecenie przez nich powstania na sowieckim zapleczu w momencie podejścia hitlerowców do Groznego.

      Przed ukazaniem się postanowienia GKO o wysiedleniu Kałmuków już przez dwa tygodnie siłami całego pułku NKWD i eskadry myśliwców z Frontu Stalingradzkiego prowadziliśmy walki z kałmuckimi zdrajcami z Dywizji Kaukaskiej, ponosząc znaczne straty.

      Niejednokrotnie otoczone przez nas plutony i szwadrony kałmuckie znikały w nocy w okolicznych osadach, znajdując tam bezpieczne schronienie i opiekę wśród miejscowej ludności.

      To teraz, po upływie 20 lat, nie znając sytuacji z tamtych czasów, można sobie pisać, że instrukcja o użyciu broni była zbędna.

      Inna sprawa, że z powodu tych zdrajców-odszczepieńców nie należało wysiedlać całych narodów.

      Jeżeli chodzi natomiast o stwierdzenie, że gdzieś tam jakoby miały miejsce rozstrzeliwania, takie fakty nie są mi znane.

      We wszystkich oddziałach Armii Czerwonej i NKWD mieliśmy komisarzy, pracowników politycznych, prokuratorów, którzy bezpośrednio odpowiadali za stan dyscypliny i nie dopuściliby do takich zdarzeń wobec osób niewinnych202.

      Jeśli nasi żołnierze nawiązywali walki z bandytami, działali ściśle w ramach regulaminu służby wojskowej. Wiadomo, że przed wysiedlaniem dla uśmierzenia miejscowych bojowników wprowadzono na Kaukaz dywizję NKWD, milicji i aktywu partyjno-administracyjnego narodowości rosyjskiej. Dokumenty o działaniach bojowych tej dywizji znajdują się w archiwach


Скачать книгу

<p>201</p>

Po wyzwoleniu Karaczajewskiego Regionu Autonomicznego w styczniu i lutym 1943 r. zaczęły tam aktywnie działać oddziały antysowieckie. W regionie uczkułańskim wzniecono powstanie antysowieckie, którego stłumienie powierzono Sierowowi. W ciągu pierwszego półrocza zlikwidowano 218, raniono 50 i aresztowano 1631 uczestników zajść oraz ich sympatyków. Samej natomiast deportacji Karaczajewców przeprowadzonej 2 grudnia 1943 r., kiedy wywieziono prawie 69 tys. osób, Sierow już nie nadzorował.

<p>202</p>

Sądząc z zachowanych świadectw, w toku deportacji Wajnachów zdarzały się fakty likwidacji miejscowej ludności, między innymi w obwodzie gałanczowskim, gdzie z powodu lawiny w górach utknęło wielu ludzi. By na czas wykonać zadanie, dowodzący wysiedleniem komisarz III rangi bezpieczeństwa państwowego Michaił Gwisziani rozkazał zlikwidować do 700 osób. Dokumentalnego potwierdzenia tej właśnie zbrodni jednak nie odnaleziono.