Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
do siedziby milicji. Dyżurny zameldował mi o liczbie zatrzymanych oraz charakterze ich spraw. Naraz usłyszałem na dolnym poziomie, w suterenie, jakieś krzyki. Schodząc w dół, zobaczyliśmy przez okienko bójkę. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie siedziało około tuzina kobiet. Jedna młoda dziewczyna policzkowała inną, wyzywając ją od prostytutek i nie szczędząc innych epitetów. Tupnąłem nogą, nawołując do spokoju. Kiedy hałas ucichł, spytałem o przyczynę zajścia.

      Najpierw jedna z kobiet, nieco starsza od pozostałych, odrzekła spokojnie: „Pobiły się”. Kiedy spytałem poszkodowaną, wolała milczeć. Wtedy spytałem napastniczkę i ta, wielce oburzona i podekscytowana, objaśniła, że pokłóciły się w rozmowie i tamta wyzwała ją od prostytutek.

      „Tylko pomyślcie, obywatelu władzo, wyzwała mnie od prostytutek, a ja jestem uczciwa złodziejka i nigdy prostytucją się nie zajmowałam”. I znów rzuciła się tamtej do oczu.

      Nie bardzo rozumiałem, o co poszło – czym jedna lepsza jest od drugiej? Na wszelki wypadek uprzedziłem, że jeżeli będą kontynuować, wylądują w karcerze. Wchodząc po stopniach, spytałem dyżurnego, dlaczego złodziejka aż tak obraziła się na prostytutkę.

      Wytłumaczył mi, że w tym półświatku rządzą własne niepisane prawa, których człowiek niewtajemniczony nie zrozumie. Złodziejki strzegą, że tak powiem, honoru munduru i obrażają się, jeśli przyrównuje się je do panienek lekkich obyczajów. Te z kolei kierują się innymi zwyczajami i swoistym poczuciem honoru – nie pójdą na przykład z obcokrajowcem. Zdarzają się oczywiście i takie, co nie pogardzą żadnym pieniądzem.

      Dla mnie wszystkie te niuanse były prawdziwą rewelacją, jako że nic w moim dotychczasowym życiu cywilnym ani na służbie wojskowej, gdzie poznawałem zasady balistyki i zastosowanie artylerii na polu walki, nie przygotowywało mnie do zetknięcia się z inną stroną rzeczywistości.

      Przytoczę jeszcze jeden przykład „charakternego” zachowania złodziejki po odbyciu zasłużonej kary w jednym z obozów.

      Któregoś dnia sekretarz zameldował mi, że w poczekalni awanturuje się ciężarna kobieta i domaga się widzenia „z szefem”. Kierowano ją do wydziału paszportowego, ale odmówiła i jeszcze się odgrażała: „Do samego Stalina dotrę i się poskarżę”.

      Pomyślałem, że widocznie ciężarną kobietę ktoś skrzywdził, jako że w tamtych czasach pracownicy milicji nierzadko używali pięści jako argumentów, szczególnie przy doprowadzaniu pijaczków do izby wytrzeźwień. Rosła dziewoja w wieku około 23 lat z ogromnym brzuchem weszła do gabinetu ze łzami w oczach.

      Postanowiłem jej wysłuchać, nie zadając na początku żadnych pytań. Zaczęła od narzekań na bezduszny stosunek milicji do ludzi pracy itd. Potem, kiedy już się wygadała, a ja przez cały ten cały czas zachowywałem milczenie, dorzuciła skromniutko, że odsiedziała trzy lata w łagrze, ale nie za poważne złodziejstwo, tylko drobne kradzieże kieszonkowe, i że teraz już tego procederu zaprzestała.

      Uśmiechnąłem się, a ta, widać zachęcona moim zachowaniem, ożywiła się i na dowód swej obecnej uczciwości opowiedziała: „Jadę sobie, obywatelu władzo, do was tramwajem i patrzę – siedzi obok mnie bardzo bogato ubrana frajerka dęta… torebka otwarta. Ze swego miejsca widzę forsę – papierki trzyrublowe, piątka. Wystarczyło mi tylko rękę wyciągnąć i wszystko to moje… Postanowiłam jednak, że wytrwam i się nie skuszę. Nawet wstałam i usiadłam jak najdalej od tej idiotki”.

      Spytałem, jaką ma do mnie sprawę. Rozpłakała się i powiada, że ma krewnych w Moskwie, a pozwolenia na zameldowanie urzędnicy jej odmawiają. Co ma robić? Niedługo dziecko przyjdzie na świat.

      Spytałem, jak jej się udało w łagrze zajść w stan odmienny. Okazało się, że przez ostatni rok udzielała się amatorsko na estradzie i tam poznała pewnego więźnia, też ze złodziei, z którym postanowili się pobrać, jak tylko wyjdzie na wolność. Narzeczony także zerwał z dawnym zawodem – zapewniła.

      Miałem więc orzeszek do zgryzienia – zezwolić na zameldowanie czy nie. Prawo pozwalało jej na przebywanie w odległości 100 kilometrów od stolicy. Po ludzku natomiast patrząc na sprawę – krewni mieszkają w Moskwie, dziecko w drodze. Ale jeśli nie wytrzyma w swym postanowieniu i zostanie recydywistką? Dobra, niech jej będzie – zezwolę na własną odpowiedzialność.

      Takich przypadków życiowych miałem po kilkadziesiąt każdego dnia. Zaczynam się przyzwyczajać i co nieco pojmować. Przeważnie jednak jeszcze nadrabiam miną, że niby to wszystko dla mnie pestka.

      Do tego czasu zostałem już szefem Zarządu Głównego Milicji ze stopniem majora bezpieczeństwa21.

      Zetknąłem się też z haniebnym zjawiskiem w naszej rzeczywistości – homoseksualizmem. W Anglii podobno to nie hańba.

      W moskiewskiej milicji kryminalnej mieliśmy dobrego pracownika operacyjnego, Stanisłowskiego. Często zabierałem go ze sobą, wyjeżdżając na miejsca wypadków czy zbrodni.

      Kiedyś chyba o drugiej nad ranem wyszliśmy na Bulwar Nogina. Minęliśmy dwóch siedzących na ławce mężczyzn. „Pederaści” – rzekł mój towarzysz. Zwątpiłem, mówiąc, że przecież są dobrze ubrani, o inteligentnym wyglądzie.

      Stanisłowski dodał, że widział, jak jeden z nich klepnął drugiego po udzie, co jest umówionym znakiem między takimi ludźmi. Nie wątpił, że ma rację. Nadal oponowałem. Wtedy on zdecydowanie podszedł do jednego z nich, usiadł obok i powiedział: „No cóż, czas iść do domu!”.

      Tamten spojrzał na niego i widocznie poczuł milicyjny autorytet. Odpowiedział jednak bez żadnego oburzenia: „A bo co?”. Na to mój kolega: „A bo nic, idźcie do domu. Dziś już nic z tego nie będzie”. Mężczyzna wstał i rzucił ze złością w naszym kierunku: „Dobra. Pójdę sobie, a jutro w pracy i tak mnie nie zobaczą”. Drugi, nie czekając, aż zwrócimy na niego uwagę, zerwał się z ławki i szybko oddalił.

      Niejednokrotnie wypytywałem potem Stanisłowskiego o zwyczaje i obyczaje tego specyficznego środowiska i znacznie wzbogaciłem swoją wiedzę na temat prawa kryminalnego i kodeksu karnego. Jednym słowem, z każdym dniem pogłębiałem swoją wiedzę o pracy milicyjnej, a czasem nawet zabawiałem się rozwikływaniem niektórych skomplikowanych spraw kryminalnych czy zdarzeń.

      W lipcu 1939 roku z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa ZSRR otrzymaliśmy informację, że wywiady obcych państw za pieniądze pozyskują ostatnio sowieckie paszporty i na ich podstawie wysyłają do Związku swoją agenturę. Polecono nam wyjaśnić, jakimi kanałami odbywa się handel paszportami.

      Pewnego razu zasiedziałem się do godziny 3 nad ranem i dla odprężenia zaproponowałem Stanisłowskiemu spacer. Po drodze przypomniałem sobie instrukcję Urzędu i kiedy zobaczyłem kolegę, spytałem: „Czy na Pietrowce o tej porze będą jeszcze nieobyczajne panienki?”. Stanisłowski odpowiedział twierdząco, dodając, że zazwyczaj od 1 po północy samochód operacyjny zgarnia je z ulicy – nietrzeźwe, kłócące się, zaczepiające przechodniów itd.

      Około 5 nad ranem dotarliśmy na Pietrowkę. Po kolei zacząłem wzywać zatrzymane panienki. Wchodziły do mnie czujne, mając się na baczności, rzucając w moją stronę złe spojrzenia. Po kilku pierwszych pytaniach, niezwiązanych wcale z ich „pracą”, zaczynały rozmawiać chętniej, a dwie z nich wróciłyby „szefuniowi co nieco opowiedzieć”.

      Nie pytałem ich wprost o paszporty. Próbowałem drogi okrężnej – jednej mówiłem, że poszukujemy zgubionego paszportu, innej – że „koleżanka powiedziała, jakoby wiesz coś o jakimś paszporcie” itd. Od tych panienek dowiedziałem się, że obcokrajowcy, szczególnie Niemcy, chętnie zadają się z naszymi dziewczynami


Скачать книгу

<p>21</p>

Stopień starszego majora, odpowiadający wojskowej randze dowódcy dywizji, nadano Sierowowi 30 kwietnia 1939 r.