Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
że jej matka jest bardziej potrzebna w sali na dole niż przy rannych?

      Gdy Marta i Dytryk wyszli na dziedziniec, słońce jeszcze raz wychyliło się zza chmur. Niedługo miało się schować za horyzontem.

      Marta rozejrzała się uważnie. W lazarecie nie dotarło do niej nic z tego, co się wydarzyło po powrocie Dytryka znad brodu. Dostrzegła, że piekarnia się paliła, ale zdołano ugasić ogień i pozostałe budynki się nie zajęły. Wszystkie ganki obronne były obsadzone łucznikami. Więc Albrecht rozpoczął oblężenie? Wieść, że jego ludzie spalili Tauchlitz, doszła aż do lazaretu.

      – Mój brat zbiera ludzi tam, na górze – wyjaśnił jej Dytryk. – Czyli mimo poniesionych strat nie zamierza się wycofać. Ale nie liczyłem na to, że szybko odpuści. Czy możecie powiedzieć, na jak długo starczy nam zapasów dla załogi i uciekinierów?

      – Musiałabym to sprawdzić z Gertrudą. Straciła orientację, sama przyznała.

      Dytryk przywołał do siebie jednego z giermków, który w tej właśnie chwili wyłonił się ze stajni.

      – Zawołaj żonę zarządcy, szybko! I komendanta.

      – W tej chwili, wasza wysokość!

      Nie zdążyli dojść do pałacu, gdy giermek był już z powrotem, prowadząc ze sobą siwobrodego zarządcę zamiast jego żony.

      – Gdzie wasza małżonka, Gotfrydzie? – spytał zniecierpliwiony hrabia.

      – Wybaczcie mi, wasza wysokość! Jest chora…

      Starszy mężczyzna zmieszany odwrócił głowę.

      – Zaprowadź nas do niej! – rozkazał Dytryk.

      Zarządca ostrożnie otworzył drzwi swej sypialnej komnaty.

      Wewnątrz Gertruda z mokrą od potu twarzą klęczała pochylona nad miską i wymiotowała. Zrzuciła uciskający ją czepek. Na widok osób towarzyszących mężowi zakryła rękami twarz. Ale nie potrafiła ukryć drżenia, jakie wstrząsało jej ciałem.

      Marta napełniła wodą kubek i podała kobiecie. Następnie ujęła ją za ramiona i podniosła.

      – Połóżcie się do łóżka i zostańcie, aż się lepiej poczujecie. Każę przygotować dla was lekarstwo.

      Zawstydzona Gertruda pozwoliła się zaprowadzić na posłanie i bez słowa zwinęła się w kłębek pod kołdrą.

      – Przekażcie Marcie klucze do spiżarni – rozkazał Dytryk. – Gotfrydzie, oprowadzicie panią z Chrystianowa i pokażecie jej, co trzeba. Nie kłopoczcie się, przez wiele lat jako małżonka kasztelana musiała doglądać zapasów na zamku we Freibergu i zna się na rzeczy.

      Pani z Chrystianowa! Marta przełknęła ślinę. Od lat nikt się do niej tak nie zwracał, od śmierci jej męża Chrystiana. Szybko musiała wyjść za Łukasza, taka była konieczność spowodowana krwawymi wydarzeniami, choć Łukasz od dawna ją kochał.

      Młoda żona zwyczajowo musiała zdobyć wiedzę, jak robić zapasy dla dużego gospodarstwa, a nawet zamku, i jak nimi zarządzać. Jednakże ona pochodziła z biednej rodziny i nie miała najmniejszego pojęcia o tych sprawach, gdy margrabia Otto niespodziewanie wyniósł Chrystiana i ją do wolnego szlacheckiego stanu, a kilka lat później powierzył nawet jej mężowi dowództwo nad freiberską twierdzą. Dopiero tam pewna solidna i pracowita gospodyni nauczyła ją wszystkiego, co powinna wiedzieć.

      Wiązało się to z ogromną odpowiedzialnością. Nikt nie mógł głodować i nie wolno było dopuścić do kłótni o jedzenie. Tak było nawet w czasie pokoju, głównie podczas długich zim lub po kiepskich zbiorach, a co dopiero na wojnie…

      Według obliczeń Marty na zamku znajdowało się około pięciuset ludzi. Zapewne więcej, niż budowniczowie sobie kiedykolwiek wyobrażali. Ale ten, kto w takiej sytuacji nie potrafił sprostać obowiązkom, nie nadawał się do pełnienia swej funkcji, mógł bowiem spowodować więcej strat niż wróg.

      Zabrała klucze, które Gertruda trzęsącymi się palcami odwiązała od pasa, i skłoniła się Dytrykowi. Następnie poszła za zarządcą, by policzyć worki z ziarnem i grochem oraz beczki z peklowaną rybą.

      Gdy Marta zorientowała się w stanie zapasów, zaczęła się rozglądać za Dytrykiem. Hrabia przemawiał właśnie w głównej sali do ludzi, którzy schronili się w twierdzy i nie wiedzieli, czy ich domy wciąż stały, czy zostały spalone.

      – Napastnicy wycofali się na przeciwległą górę, nie mają ze sobą machin oblężniczych – mówił, gdy Marta przekroczyła próg sali. – Zatem jeśli tylko wystarczy nam odwagi, nie będą mogli nam nic zrobić.

      – Spalili nasze domy! – zawołała wysoka, chuda kobieta w niebieskiej sukni pokrytej wełnianymi węzełkami. – Skąd mamy czerpać odwagę?

      – Odbudujemy domy – odparł Dytryk najspokojniej, jak mógł. – Dzisiaj nikt z naszych nie poległ, tylko to się liczy. Zapasów starczy nam na kilka tygodni, a jeśli okazałyby się zbyt skąpe, jest jeszcze to, co przynieśliście ze sobą. Niech mój zarządca zapisze, coście przynieśli, kozę, kurę czy worek ziarna. Dostaniecie pieniądze, by kupić nowe zapasy, gdy wspólnie przetrwamy obecną sytuację.

      Stojący obok niego Norbert poprosił o głos.

      – Niech rzemieślnicy się zbiorą, by przygotować więcej strzał i proc. Kobiety i starsze dzieci mogą im pomóc.

      – Potrzebuję jeszcze kilku rzetelnych pracowników do piekarni i do kuchni – uzupełniła Marta, podchodząc do Dytryka i Norberta. – Pomóżcie przygotować posiłek dla wszystkich i zanieście jedzenie ludziom wartującym na gankach obronnych i na wieży.

      Do każdego z zajęć zgłosiło się po kilku ochotników. Pozostałych Marta przydzieliła do płukania płócien, którymi opatrywano rany, oraz do opieki nad zwierzętami i pilnowania dzieci, by te nie biegały po dziedzińcu i nie psociły.

      Wkrótce każdy miał jakąś pracę. Dytryk z zadowoleniem zauważył, że rozpacz powoli opuściła ludzi. Kazał przywołać Łukasza i Tomasza, by wspólnie z nimi i z Norbertem odbyć naradę wojenną. Ku zaskoczeniu Marty, ona również została zaproszona.

      Wszyscy wojownicy zebrani w komnacie Dytryka mieli jeszcze na sobie pełne uzbrojenie, prócz misiurek i hełmów.

      Zarządca Gotfryd kazał przynieść z kuchni chleb, rybę i piwo. Po bitwie nad brodem żaden z obecnych nie miał dotychczas okazji się posilić, toteż mimo ważnych kwestii, które mieli do omówienia, każdy zabrał się z apetytem do jedzenia. Sporo czasu upłynęło od ostatniego posiłku, a przy tym nikt nie miał pojęcia, kiedy będą mieli możność spożyć w spokoju następny. Nocne ataki stanowiły popularną metodę zastraszania oblężonych.

      Jedynie Marta trzymała się z tyłu, kobiety bowiem nie były zwykle zapraszane na wojenne narady. Przysiadła w jednej z okiennych nisz z kamienia i korzystała z okazji, by popatrzeć na twarz syna, którego tak dawno nie widziała.

      Pierwszy zabrał głos Norbert. Wysłał zwiadowcę, który właśnie powrócił z wiadomościami. Mężczyzna odważnie przekradł się do wrogiego obozu, ostrożnie przyczaił się w pobliżu namiotu Albrechta i podsłuchał jego rozmowę ze stolnikiem i marszałkiem.

      – Wasz brat posłał po pięćdziesięciu ludzi wsparcia – relacjonował. – I po wozy z machinami oblężniczymi.

      – Droga do Miśni zabierze posłańcom co najmniej dwa dni, a wozy w obecnych warunkach będą potrzebowały pięciu – oszacował Dytryk.

      Po ostatnich deszczach niektóre drogi powinny być trudno przejezdne.

      – To znaczy, że najpóźniej za tydzień


Скачать книгу