Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
nie przeznaczył.

      Oboje zatopieni w myślach, choć każde z nich w innych, doszli na dziedziniec. Raptem Marta zadała pytanie:

      – Czy jesteś bardzo zmęczony?

      Łukasz nie mógł się powstrzymać od uśmiechu.

      – Nie za bardzo – odrzekł, a jego ręka zsunęła się na biodro żony.

      Wprawdzie na wojnie powinno się wykorzystać każdą okazję na sen, ale z drugiej strony któż mógł wiedzieć, kiedy znów będą mieli okazję na miłosne igraszki.

      Marta roześmiała się zaskoczona.

      – Nie to miałam na myśli – powiedziała, po czym położyła sobie jego rękę z powrotem na ramieniu, gdzie było jej miejsce.

      – Chcesz jeszcze zajrzeć do lazaretu i rzucić okiem na chorych? – zapytał, myśląc, że nie będzie to dla niego przeszkodą, by później ją rozebrać i pieścić, aż zacznie jęczeć z rozkoszy. Doskonale wiedział, jak w krótkim czasie ją do tego doprowadzić.

      – Nie, zawołają mnie, gdyby mieli problemy. Ale jeśli Kuno i Bertram jeszcze nie zasnęli, chętnie wypytałabym ich o nowiny z Freibergu…

      Łukasz od razu zmienił kierunek.

      – Zdaje się, że są w stajniach.

      Szeptem, żeby nie zakłócić nocnej ciszy, porozmawiał z człowiekiem pełniącym wartę przy wejściu do stajni. Mężczyzna wszedł do środka i po chwili wrócił, prowadząc obu freiberczyków, którzy najwidoczniej też nie zmrużyli jeszcze oka.

      – Powiedzcie, co się dzieje w domu! – poprosił, głównie w nadziei, że szelmy rozweselą nieco Martę.

      Cała czwórka poszła ku jednemu z wartowniczych ognisk i usiadła. Mężczyźni byli ubrani w grube gambesony, więc nie było obawy, że zmarzną. Marta otuliła się szczelniej wełnianą peleryną.

      – Emma umarła – zaczął Kuno. – Tego dnia, gdy wyruszyliśmy…

      – Miała dobrą śmierć, cała rodzina przy niej była – dodał Bertram, gdy Marta odmówiła modlitwę.

      – Teraz Joanna opiekuje się chorymi i rodzącymi. Naprawdę dobrze sobie radzi.

      – Panie, jest sporo ludzi, którzy się starają, by tej hołocie, która się u was zadomowiła, nie wiodło się za dobrze.

      – A ostatnio któryś z bandy Piotra spoił ogary kasztelana.

      Obaj serwienci na zmianę opowiadali, wpadając sobie co jakiś czas w słowo. Mówili o zmartwieniach, radościach, narodzinach, ślubach, pogrzebach, o dniu codziennym i licznych figlach, którymi freiberczycy umilali sobie trudne życie. Wkrótce i Marta, zwykle zamknięta w sobie, zaczęła ocierać łzy, których ze śmiechu nie mogła powstrzymać.

      Na chwilę zapadło milczenie. Słychać było jedynie strzelanie i posykiwanie gałęzi w ognisku.

      – Brakuje nam was – odezwał się niespodziewanie Kuno. – W mieście jest wielu ludzi, którzy modlą się o wasz powrót, nie mogą się go doczekać.

      Wesołość Marty nagle uleciała.

      – Nie możemy wrócić, dopóki Albrecht jest margrabią – powiedział głośno Łukasz to, co oboje myśleli. – Nie możemy, dopóki on żyje.

      Wstał, podał Marcie rękę i pomógł jej wstać.

      – Chodźmy spać. Jedynie Bóg wie, co nas jutro czeka.

      „Tylko Bóg i ten nikczemnik Albrecht” – pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.

      Po wejściu do komnaty Dytryk poprosił Klarę, by usiadła. Ale ponieważ był wyższy rangą i sam stał, ona też nie odważyła się usiąść. Stała więc ze spuszczonym wzrokiem. Hrabia w dalszym ciągu był w pełnym rynsztunku, oprócz hełmu i misiurki. Brązowe włosy miał potargane od wiatru. Szybkim ruchem przygładził je do tyłu.

      Jej suknia tego dnia też ucierpiała. Była pognieciona i w blasku świecy ustawionej na stole zauważyła plamy krwi na rękawie jasnej spodniej sukni.

      – Klaro, niedawno poprosiłem waszych rodziców o waszą rękę – oświadczył bez ogródek. – Nie znam na razie ich zdania, ale ważniejsza od ich zgody jest dla mnie wasza. Dlatego pytam was: czy zechcecie zostać moją małżonką?

      Klara patrzyła na niego przez chwilę z zakłopotaniem. Następnie odgarnęła z twarzy nieistniejący kosmyk włosów i cofnęła się o pół kroku.

      – Nie możecie mnie poślubić – rzekła, dokładając starań, by na jej twarzy nie odmalował się żal, jaki czuła, mówiąc te słowa. – Musicie wybrać na żonę Juttę z Turyngii, inaczej Weissenfels wpadnie w ręce waszego brata i zginie wielu ludzi.

      – Wybrać… Jeśli wolno mi wybrać, wybieram was! – upierał się Dytryk i zbliżył się do niej. – Wciąż was kocham, mocniej niż kiedykolwiek… Tęskniłem za wami tak bardzo, że nie obchodzi mnie, co inni sobie pomyślą, jeśli nie poślubię księżniczki ani hrabiny, tylko córkę rycerza. Czy już mnie nie kochacie?

      Nie odpowiadała, więc zapytał niemal z rozpaczą:

      – Cóż uczynił Rajnhard, że wasze serce nadal przy nim trwa?

      Wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć jej twarzy, ale zatrzymał się w odległości łokcia.

      Klara z wahaniem zebrała w sobie całą odwagę, obiema rękami chwyciła jego dłoń i pocałowała ją tak delikatnie, że ledwo poczuł dotyk jej ust… następnie go puściła, bardzo powoli opuściła ramiona i cofnęła się o pół kroku.

      – Kocham was… wciąż, bardziej niż kiedykolwiek – odezwała się cicho. – Lecz nie mówcie mi o ślubie, to nie do pomyślenia. Trzeba wam przyjąć propozycję landgrafa z Turyngii.

      Kochała go! Te słowa wprawiły Dytryka w takie szczęście, że resztę najchętniej puściłby mimo uszu.

      – Landgraf z Turyngii przedstawi mi inną ofertę, gdy się dowie, że jestem już zaręczony – powiedział pewnym głosem.

      – Nie, wasza wysokość, nie zrobi tego… Musicie się zaręczyć z Juttą, wiecie o tym równie dobrze jak ja – nie ustępowała Klara.

      Podszedł bliżej, ujął ją za rękę i spojrzał na nią w ten sposób, że omal nie pękło jej serce.

      – Klaro, nie bójcie się o to, co inni powiedzą! Wiem, każdy oczekuje, że pojmę za żonę książęcą córkę… choćby małą Juttę. Jesteś nieprzeciętnie mądra i dzielna. Dasz sobie radę u mego boku i masz moje słowo, że obronię cię przed każdym, kto zechce ci wytknąć twoje pochodzenie!

      Ponieważ uparcie milczała, Dytryk mówił, aż wyrzucił z siebie wszystko, co podczas długich nocy nie dawało mu spokoju.

      – Przez cały czas na wojnie, gdy bez wody i jedzenia przemierzaliśmy wrogie pustynie, gdy prowadziliśmy pozbawione nadziei bitwy i ludzie umierali mi jeden za drugim… tylko jedna myśl trzymała mnie przy życiu, myśl o spotkaniu ciebie, Klaro, o zamknięciu cię w objęciach jako mojej małżonki. Teraz znów muszę wysłać ludzi do walki, być może równie bezsensownej. Oczekują ode mnie cudu. Twierdza jest przepełniona, moi ludzie nie zebrali dość zapasów ani żołnierzy, byśmy mogli być spokojni w obecnej sytuacji. Kocham cię i chcę cię mieć u swego boku! Potrzebuję cię, by znów nie zawieść.

      – Do tego potrzebujecie nie mnie, ale potężnego teścia – zaprotestowała Klara twardym głosem, chociaż jej serce krwawiło. – Ślubem poniżej swego stanu jeszcze bardziej osłabicie swą pozycję. Wtedy nie tylko wasz brat


Скачать книгу