Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
się nie zgodzi na pojedynek – stwierdził Tomasz z pogardą. – Po co miałby się wystawiać na takie niebezpieczeństwo? Wie, kogo mieliście za mistrza, kto was uczył, i zna waszą sławę, którą okryliście się w walkach. Nie dajcie mu okazji do przygotowania zasadzki – zaklinał dowódcę młody rycerz, unosząc do góry ręce.

      – Nie byłbym taki pewny – odezwał się ku ogólnemu zaskoczeniu Łukasz. – Oczywiście, że należy się obawiać zasadzki i odpowiednio się przygotować. Ale Albrecht nie jest tchórzem. Wręcz przeciwnie. Ma skłonności do bezkrytycznego przeceniania własnej osoby i głęboko wierzy we własną nieomylność. Propozycja może być dla niego kusząca, mógłby się od razu was pozbyć, a do tego w pojedynku, na który sami go wyzwaliście. Gdyby się nie udało, to będzie miał w odwodzie swoich popleczników. Będziemy musieli utrzymać ich w ryzach.

      Ze wszystkich rycerzy zebranych w izbie chyba tylko Łukasz zdawał sobie sprawę, na co Dytryk się porywał i dlaczego to robił. Albrecht często podejmował decyzje pod wpływem impulsu, a wizja, że jeszcze przed południem mógłby zagarnąć posiadłości Dytryka i ostatecznie usunąć sobie z drogi młodszego brata, mogła stanowić dlań wystarczającą pokusę, by skłonić go do udziału w pojedynku.

      Łukasz spokojnie wstał.

      – Czy mogę wam pomóc w rozgrzewce?

      – To najlepsza propozycja, jaka padła tego ranka! – zgodził się Dytryk z ulgą, zadowolony, że Łukasz myślał tak samo jak on i pragnął go wesprzeć. Sam również się podniósł i chwycił za miecz.

      – Pozostali niech tymczasem wypatrują posłańca. I poczyńcie wszelkie przygotowania na wyjazd do Eisenach.

      Znalezienie miejsca do ćwiczebnego pojedynku dla obu mężczyzn nie było prostą sprawą. Izby były zbyt niskie, więc nie mogli wziąć odpowiedniego rozmachu od góry, dziedziniec zaś i główna sala były nie tylko przepełnione, ale wzbudziliby tam niemałe zainteresowanie. Niemniej jednak czas naglił, zatem Łukasz zdecydował szybko, by usunąć wszystkich z sali. Założywszy napierśniki i misiurki, przyjęli pozycję naprzeciwko siebie. Każdy z nich miał na sobie przeszywanicę i kolczugę. Uzgodnili, że zrezygnują z tarcz.

      Łukasz poczekał, aż Dytryk pierwszy zada cios. Bardzo był ciekaw, jak jego dawny wychowanek radził sobie obecnie w walce. Razem z Chrystianem dali Dytrykowi bezwzględną szkołę, o wiele bardziej rygorystyczną niż ta, którą się zwykle przewiduje dla giermków. To zapewniało największe szanse na przeżycie.

      Walka toczyła się błyskawicznie, w tym tempie oko niedoświadczone w sztuce wojennej nie byłoby w stanie wyłapać szczegółów.

      Raz jeden, innym razem drugi zdawał się przechylać szalę zwycięstwa na swoją stronę. Ale w końcu każdy z nich zręcznie się wywijał ze wszystkich sytuacji, które postronnym obserwatorom mogły się wydawać bez wyjścia.

      – Chrystian byłby z was dumny! – pochwalił z szerokim uśmiechem Łukasz podczas przerwy. – Nawet jeśli duma jest grzesznym uczuciem. Na wszystkich świętych, spociłem się przez was… Chyba się starzeję.

      – Nie, z całą pewnością nie, jesteście równie szybcy jak zwykle – zaoponował Dytryk z całego serca. – Jestem zaszczycony, że byłem uczniem waszym i Chrystiana.

      Rzucił okiem w stronę wejścia do głównej sali. Najstarszy syn Norberta zbliżał się do nich szybkim krokiem.

      – Dowiedzmy się, czy mój brat przyjął wyzwanie.

      Razem pospieszyli z powrotem do bramy. Tym razem było jasne, że posłaniec nie zostanie wpuszczony do środka. Krótką wiadomość, „tak” albo „nie”, mógł spokojnie przekazać, stojąc po drugiej stronie.

      Albrecht był tak samo zaskoczony propozycją brata, jak wszyscy jego rycerze.

      – Może powinienem przyjąć wyzwanie, zyskamy na czasie i nie będziemy się musieli później tłumaczyć – podsumował uradowany, wysłuchawszy lakonicznego sprawozdania Rajmunda.

      Elmar pokręcił głową.

      – Wasz brat chce walczyć od razu, z miejsca, zatem coś się musi za tym kryć. Dlaczego nie poczeka do wieczora? Może skończyło im się pożywienie w zamku. A może z jakiegoś innego powodu nie może utrzymać ludzi w ryzach…

      Stolnik przymrużył oczy i spojrzał w stronę jasnej skały.

      – Tam jest coś na rzeczy. Ciekawe, może przyjrzymy się spokojnie rozwojowi wypadków?

      – Z największą przyjemnością obciąłbym mu głowę – rzucił Albrecht, targany wątpliwościami, czy powinien przyjąć wyzwanie, czy też nie.

      Nie obawiał się młodszego brata. Niemniej jednak wczorajszej nocy sporo wypił i bolała go głowa. Może Dytryk właśnie z tego powodu chciał podjąć walkę natychmiast?

      Nieufnie spojrzał na Rajmunda.

      – Co im powiedzieliście? – warknął do niego.

      – Nic poza tym, co mi zleciliście, przysięgam na wszystkie świętości! Później zaraz mnie odesłali. Ludzie waszego brata sami byli zaskoczeni ofertą i zdaje się, że uznali ją za niebezpieczną – odrzekł Rajmund, starając się nie powiedzieć zbyt wiele, by nie zaszkodzić przyjaciołom.

      Elmar przywołał gestem Geralda.

      – Jestem pewien, że coś przed nami zataił. Wyciągnijcie od niego kijem całą resztę, a później zakujcie go w łańcuchy.

      Gerald złapał rycerza za ramię i popchnął go do swego namiotu. Później przywołał do siebie dwóch mężczyzn. Tym zdrajcą nie zamierzał brudzić sobie rąk.

      – Zdaje się, że tym razem powinienem osobiście pojechać do bramy – oznajmił Elmar, zacierając ręce. – Sądzę, że uda mi się dowiedzieć czegoś interesującego.

      Rozkazał giermkowi szybko osiodłać dla siebie konia, a następnie skłonił się Albrechtowi i pogalopował ku twierdzy.

      Przed zwodzonym mostem Elmar odchylił głowę do góry na tyle, na ile pozwolił mu żelazny hełm.

      – To wasza ostatnia szansa. Do zachodu słońca macie czas, żeby poddać zamek margrabiemu Miśni. W przeciwnym razie weźmiecie na siebie winę za przelew krwi niewinnych ludzi.

      „Niektórych nie będzie żal, szczególnie tego koniokrada obok ciebie” – pomyślał stolnik, rozpoznawszy Tomasza. Ale nie powiedział tego na głos, nie chciał rozdrażnić przeciwnika, zamierzał go zastraszyć. Chciał wykorzystać jego najskrytsze rozterki i poruszyć jego sumienie. Dytryk bowiem posiadał takowe, jeśli dać wiarę wszystkiemu, co o nim słyszał.

      – Dlaczego margrabia odrzuca rozstrzygający pojedynek? – krzyknął z góry Norbert.

      Elmar roześmiał się szyderczo.

      – Sądzicie, że się boi swego młodszego brata? Wynik od dawna jest już rozstrzygnięty. Powinniście natychmiast otworzyć bramę i opuścić twierdzę, póki jeszcze możecie to uczynić. Każdy dzień zwłoki pogarsza warunki kapitulacji, i to znacząco.

      Dytryk, nie odpowiedziawszy ani słowem, odwrócił się do Elmara plecami i kazał ludziom pójść za sobą. Uważali, by wróg nie zauważył Łukasza. Jeden obok drugiego zeszli schodami z obronnego ganku.

      – A więc decyzja została podjęta – oświadczył Dytryk. – Łukasz i ja ruszamy natychmiast do Eisenach. Nie, nikt z nami nie pojedzie – uprzedził protesty. – Tylko my dwaj, dzięki temu będziemy szybsi i mniej zwrócimy na siebie uwagę. A na zamku potrzeba każdego wojownika. Niech mój brat sądzi, że siedzę w twierdzy i nie mogę podjąć decyzji. Weźcie go na przetrzymanie, jeśli ponownie przyśle


Скачать книгу