Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
się znów podkraść, najlepiej nocą, jeśli można z tym tak długo poczekać. Przy odrobinie szczęścia przedrzemy się po raz drugi.

      Marta zastanowiła się przez chwilę, po czym pokręciła głową.

      – Nie teraz. Przykro mi. Rajmund musi na razie sam dać sobie radę. Miał świadomość, na jakie niebezpieczeństwo się naraził, inaczej nie byłoby go tutaj. Nie znamy jego planów i musimy zaufać, że wie, co czyni. Na pewno ma sprzymierzeńców. A wy i tak będziecie musieli wkrótce tam wrócić i postarać się poznać ich plan. Ale o tym zadecyduje Norbert. Nie powinniście zanadto igrać z losem.

      Spojrzała ku Klarze w obawie, że córka może zaprotestować i zażądać, by podjęli jakieś działania dla wparcia przyjaciela. Jednakże ta zdawała się rozumieć, że w obecnej chwili sami byli w zbyt wielkich opałach, by mogli cokolwiek zrobić dla Rajmunda.

      Jakby na potwierdzenie z frontowej części twierdzy podeszło do nich pół tuzina ludzi i zarzuciło obie kobiety pytaniami, zadaniami i sprawami, których załatwienie nie cierpiało zwłoki. Żona szewca niespodziewanie dostała bólów porodowych i wrzeszczała wniebogłosy, jedna z pomocnic w piekarni oparzyła rękę podczas wyjmowania chleba z pieca, kuchmistrz chciał wiedzieć, czy ma zaszlachtować świnię, a wśród kobiet na dziedzińcu wywiązała się bijatyka.

      Marta wymieniła z Klarą porozumiewawcze spojrzenie.

      – Zajmę się rodzącą i dziewką z kuchni – oznajmiła Klara, ruszając z miejsca.

      – A wy dwaj pójdziecie ze mną do bijących się kobiet – nakazała obu freiberczykom Marta, podgarniając suknię.

      Chwila spokoju się skończyła. Teraz musieli się postarać, by oblężeni w twierdzy ludzie wytrzymali do nadejścia pomocy.

      O ile pomoc nadejdzie.

      Więźniowie

      Elmar przyglądał się podejrzliwie swoim ludziom, którzy biegali jak opętani i bezładnie wywijali rękami, doprowadzając pszczoły do jeszcze większej furii.

      Niedołęgi!

      Nie wierzył w przypadki, a szczególnie na wojnie. Gdy wreszcie nadejdą posiłki z machiną oblężniczą, wówczas z ogromną przyjemnością osobiście pośle do twierdzy kilka pszczelich rojów. To sprawdzony sposób, by wprowadzić chaos w szeregach przeciwnika. Skuteczniejszy bywał jedynie grecki ogień, ale tylko Bizantyńczycy potrafili go produkować, albo poćwiartowane członki jeńców czy też więźniów. A tych w odpowiednim czasie będą mieli pod dostatkiem.

      Stolnik postanowił zignorować pszczoły i poświęcić uwagę znacznie istotniejszej kwestii.

      Przywołał pachołka o byczej posturze, po czym rozejrzał się za marszałkiem i w towarzystwie obu mężczyzn poszedł do namiotu, w którym kazał umieścić więźnia.

      Wcześniej Gerald przydzielił do budowy palisady niemal wszystkich żołnierzy i pachołków, których nie potrzebował przy koniach.

      Tak więc uderzenia siekier mieszały się z krzykami mężczyzn i jękami rannych, którymi opiekował się wychudzony felczer. Jak ten mikroskopijny człowieczek radził sobie na przykład z nastawieniem złamanej nogi, zastanowił się Elmar, gdy mijali prowizoryczny lazaret, chociaż właściwie niewiele go ta kwestia obchodziła, chyba że felczer zajmowałby się akurat jego własną nogą.

      Energicznie wszedł do namiotu i bacznie zlustrował wzrokiem wnętrze. Na podłodze leżał skulony Muldentalczyk. Jeden z mężczyzn złapał go za włosy i po chwili z powrotem puścił.

      – Czegoście się dowiedzieli? – zapytał Elmar z umiarkowaną ciekawością.

      Ten człowiek był twardy, dobrze o tym wiedział. Jednakże niedługo zacznie mówić.

      Znudzony słuchał relacji strażnika, ale po kilku słowach mu przerwał.

      – Coś przede mną taicie – wtrącił chłodno, obserwując twarz więźnia. – O czym rozmawialiście z przywódcą Turyńczyków bezpośrednio po tym, jak wpuścili was do zamku?

      „A więc mają na górze swojego szpiega! – przemknęło przez myśl Rajmundowi. – Albo ktoś zdołał się przekraść i opowiedział im wszystko, co zobaczył. Choć jednak ów człowiek nie wiedział, że mężczyzną, z którym rozmawiałem, był Łukasz. Wziął go za jednego z Turyńczyków. Być może Elmar nie ma w ogóle pojęcia, że Łukasz wciąż żyje…”

      – On… powiedział mi, że mój syn nie żyje – wystękał, chociaż okazanie słabości przed Elmarem było dla niego po dwakroć bolesne, stolnik bowiem prawdopodobnie od dawna znał tę informację.

      Sam Rajmund też rozpoznał Tomasza przy brodzie, więc Elmar bez wątpienia potrafił wyciągnąć stosowne wnioski.

      – Wasz syn? Ten koniokrad, który się wymknął we mgle i pod osłoną nocy? – dopytywał zjadliwie stolnik. – A więc dopadła go wreszcie sprawiedliwość? Mówcie, jak i gdzie to się stało?

      Rajmund milczał przekornie, bo w żaden sposób nie mógł się zdobyć na taką nielojalność w stosunku do syna. Elmar dał znak jednemu z dwóch rycerzy.

      Jakub od niechcenia kopnął więźnia w bok. Ten wydał jęk, znacznie głośniejszy, niż naprawdę musiał. Tymczasem jego ciało było obolałe jak jedna wielka rana.

      – Oczekuję od was więcej zaangażowania! – zganił Elmar młodszego brata Łukasza. – Złamcie mu rękę!

      Jednakże Jakub zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał.

      – Nie jestem oprawcą – zaprotestował, cofając się o krok. Elmar skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nieoczekiwanego buntownika niczym na robaka, którego zaraz zamierzał rozdeptać.

      – Chcecie podzielić jego los? – zagroził. – Po bliższym przyjrzeniu się waszemu pochodzeniu zaczynam wątpić w waszą lojalność.

      Trudno powiedzieć, czy chodziło jedynie o protest wobec tak brutalnego potraktowania Rajmunda, czy też o strach, że zostanie zakuty w łańcuchy i również poddany torturom. Raptem w Jakubie zapłonął ogień, jakiego od dawna nie pamiętał… iskra buntu zrodzonego z czystej rozpaczy.

      – Czyż nie służyłem wam wiernie przez wszystkie te lata?! – krzyknął do Elmara, który wobec tak zuchwałego wystąpienia cofnął się o krok. – Czyż nie odwróciłem się od brata jeszcze na długo, nim ściągnął na swoją głowę wasz gniew? Przecież mój brat nie żyje, niechaj Bóg ma w opiece jego duszę! Cóż muszę jeszcze uczynić, byście mi wreszcie uwierzyli?

      Elmar błyskawicznie odzyskał równowagę i lodowatym wzrokiem zlustrował buntownika.

      – Tego też zakujcie! – rozkazał pachołkowi i drugiemu rycerzowi. – Przy najmniejszej próbie oporu zetnijcie mu głowę.

      Pod wpływem tej groźby Jakub zamarł w pół ruchu. Zamiast się bronić, padł na kolana i bez sprzeciwu pozwolił odebrać sobie broń i związać na plecach ręce. Jego nieoczekiwany opór sklęsł w sobie tak nagle, jak się pojawił.

      Stolnik podszedł blisko do spętanego mężczyzny i popatrzył na niego z góry.

      – Żebym mógł wam zaufać, powinniście mi może powiedzieć, że tam na górze siedzi pomiot waszego brata! Nie rodzony, tylko ten koniokrad i ta dziwka Rajnharda.

      Uważnie przyjrzał się skonsternowanej minie drugiego więźnia, a następnie uderzył go w twarz. Później odwrócił się bez słowa i wyszedł.

      – Czterech strażników do mnie! – rozkazał przed namiotem. – Odpowiadacie głową, by żaden z nich nie uciekł! Banda zdradzieckich łajdaków! – warknął rozzłoszczony.

      – Czy


Скачать книгу