Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
zwrócił się do Tomasza.

      – Być może nie będziemy musieli odwracać uwagi wroga. Wolałbym, byście byli bezpieczni. Niech myślą, że zastraszeni siedzimy w gromadzie i nie możemy się na nic zdecydować.

      – W ten sposób sprawicie ogromny zawód mym dwóm rodakom – odrzekł z ubolewaniem Tomasz. – To nawet nie będzie wyglądało na atak, a jedynie godny ubolewania wypadek z naturalnego powodu, którego z serca im życzę.

      – Wobec tego mówcie! – pozwolił Dytryk, nie chcąc psuć zabawy freiberczykowi. Miał już swoje przypuszczenie, kim mogli być owi rodacy.

      W rzeczy samej, na zawołanie Łukasza przyszli Kuno i Bertram, niosąc ze sobą jakiś nieforemny przedmiot okryty suknem.

      – Pszczoły, wasza wysokość – zdradził czarnowłosy Kuno z nieukrywanym entuzjazmem. – Wymkniemy się na zewnątrz, wdrapiemy na drzewo w pobliżu obozu i wrzucimy do środka rój. Solidnie się wściekną, pszczoły oczywiście…

      – I przez jakiś czas nikt nie będzie miał głowy się wami zajmować – zapewnił Bertram.

      Dytryk przyjrzał się obu freiberczykom, których znał dość dobrze, by zaufać, iż wyjdą z awantury cało i zdrowo.

      – Niech będzie – zgodził się. – A jeśli nadarzy się okazja, poszukajcie Rajmunda z Muldental. Może potrzebuje pomocy.

      Wszystkie zadania zostały rozdzielone, omówili najważniejsze sprawy. Teraz liczyła się każda chwila. Konie dla Dytryka i Łukasza czekały osiodłane, a jeden z wywiadowców właśnie dał sygnał, że mieli wolną drogę.

      – Bądźcie czujni. Sześć dni! Zdaję się na was – powiedział Dytryk z naciskiem do Norberta i Tomasza.

      Podeszła do nich Marta. Przygotowała prowiant dla każdego z jeźdźców, lniane płótno do spania i wszystko, czego mogli po drodze potrzebować. Nie mieli czasu na szukanie noclegów, jeśli zamierzali w porę dojechać na miejsce.

      – Niech was Bóg chroni – pobłogosławiła. – I sprawi, by landgraf podjął szybkie działania.

      Nie mogąc powstrzymać impulsu, rzuciła się Łukaszowi na szyję. Wiedziała, że od żony rycerza oczekiwano opanowania, gdy wyprawiała małżonka w daleką drogę, szczególnie gdy nad ich głowami wisiała wojna. Ale nigdy nie była w tym dobra.

      Szybko uwolniła go z objęć, by nie zawstydzić go jeszcze bardziej. Łukasz posłał jej uśmiech pełen otuchy, po którym poznała, że chętnie pożegnałby się z nią czulej. Już to wcześniej uczynili, jednakże była to wyłącznie ich sprawa.

      Łukasz również miał świadomość, że to nie był odpowiedni moment na żarty. Nawet jeśli Herman dotrzyma słowa i rzeczywiście uda im się za sześć dni wrócić z dwoma setkami Turyńczyków, jeszcze nim Albrecht otrzyma wsparcie z Miśni, to i tak czekała ich ciężka walka twarzą w twarz z przeciwnikiem, której wyniku nie można było przewidzieć.

      A jeśli nie dotrą na czas albo wrócą bez posiłków, wówczas los ludzi w twierdzy będzie ostatecznie przesądzony.

      – Bądź silna i miej oczy otwarte – szepnął jej do ucha, całując ją przelotnie w policzek. – Gdzieś tutaj ukrył się zdrajca… co najmniej jeden. Zawsze i wszędzie jakiś się znajdzie.

      Marta skinęła, a Łukasz zwrócił się do pasierba.

      – Opiekuj się matką i siostrą – polecił. – Zdaję się na ciebie.

      Na twarzy Tomasza, zadowolonego z pochwały ojczyma, pokazał się cień uśmiechu, który od czasu powrotu z krucjaty jeszcze na niej nie gościł.

      – Niech Bóg ma was w opiece! – powiedział do Łukasza i Dytryka. – Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie rozpędzimy to tałatajstwo – dodał, wskazując głową twierdzę powstającą na przeciwległym wzniesieniu.

      Dytryk nie odezwał się ani słowem, gdy jego towarzysz żegnał się z żoną i z pasierbem.

      Dyskretnie rozglądał się za Klarą, ale nigdzie nie było jej widać. Tutaj, publicznie, przy jej rodzicach i bracie i tak nie mógłby z nią swobodnie rozmawiać. Ale bardzo chciał ją jeszcze raz zobaczyć, ostatni raz, nim będzie musiał zrezygnować z niej na zawsze. Wytłumaczyć jej swe postępowanie.

      Przerażone wrzaski dochodzące z nieprzyjacielskiego obozu oznajmiły im, że Kunonowi i Bertramowi udało się celnie wypuścić ładunek w postaci rozwścieczonych pszczół.

      Dytryk zerknął na Łukasza, który w odpowiedzi skinął głową i chwycił cugle swojego konia. Należało ruszać. Nie zważając na bezmiar swego cierpienia, Dytryk musiał przyjąć turyńską ofertę. Pojawienie się Rajmunda dodatkowo umocniło go w tym przekonaniu. Nie chciał po raz drugi oglądać twarzy zrozpaczonego ojca, któremu musiałby przekazać wiadomość o śmierci jego jedynego syna.

      Matka i córka

      Marta i Klara stały na murze w przeciwległej części zamku i patrzyły w stronę, z której spodziewały się nadejścia Łukasza i Dytryka. Od czasu do czasu którejś z nich się wydawało, że między gałęziami dostrzegła skrawek sierści konia albo błysk miecza. Ale najwyraźniej były to jedynie obrazy podsuwane przez wyobraźnię. Wyobraźnię lub nadzieję na ponowne ujrzenie ukochanego mężczyzny.

      – Wrócą? – spytała Klara.

      Marta wiedziała, że córka nie czekała na kilka zwykłych słów pocieszenia, chciała usłyszeć to, co naprawdę myślała, czuła, co wiedziała.

      – Tak – odparła, odczuwając taką samą tęsknotę jak Klara. – Albo Dytryk przyjedzie jako narzeczony Jutty z wojskiem, albo sam z Łukaszem. Wówczas będziemy mieli przed sobą bitwę, która będzie dla nas z góry przegrana i skończy się krwawą rzezią. Nie ma wyboru, jeśli nie chce wziąć na siebie winy za śmierć kolejnych ludzi. Nie możesz mieć mu tego za złe.

      Marta usadowiła się na ziemi, podciągnęła kolana i objęła nogi ramionami.

      Klara ze zdziwieniem popatrzyła na matkę, która zazwyczaj nie potrafiła usiedzieć w spokoju. Chorzy byli opatrzeni. Rano zdecydowały, że młodemu serwientowi nie odejmą jednak ręki. Gospodarstwem na razie zajmowali się mężczyźni i Gertruda, która tymczasem jako tako doszła do siebie. Mała Anna spała pod opieką troskliwej piastunki. Niewykluczone, że w obliczu nieuchronnie zbliżającej się bitwy miały teraz jedyną okazję, by z sobą porozmawiać.

      Klara usiadła zatem obok matki i czekała, aż ta rozpocznie rozmowę. Zdawała sobie sprawę, że będą mówiły o Dytryku. Jej dusza była rozerwana. Miała ochotę się zwierzyć, ale obawiała się, że matka ze wszystkich sił będzie się starała odwieść ją od tego pomysłu.

      – Dytryk poprosił Łukasza o twoją rękę – zaczęła Marta z wahaniem, jakby czytając w myślach córki. – Ku wielkiemu rozczarowaniu i sprzeciwowi Łukasza.

      – Powiedziałam hrabiemu Dytrykowi, że to niemożliwe, że musi się ożenić z Juttą z Turyngii – odrzekła cierpko Klara.

      – Wiem – powiedziała spokojnie Marta. – On nie chce Jutty. Ale wreszcie musi zrozumieć, że dla osobistego szczęścia nie wolno mu ryzykować życia wszystkich ludzi zebranych na zamku. Toczy ze sobą trudną walkę. I sądzę, że spotkanie z Rajmundem przyczyniło się do podjęcia przez niego decyzji…

      – Chce mi się płakać, jak tylko pomyślę o Rolandzie – wyznała Klara niespodziewanie i odchyliła głowę daleko do tyłu, jakby chciała policzyć chmury na niebie.

      Po chwili milczenia zapytała:

      – Czy


Скачать книгу