Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
i bez jakichkolwiek warunków.

      Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Bez jakichkolwiek warunków? Co miała na myśli?

      – Musicie się zaręczyć z Juttą z Turyngii, by tutejsi mieszkańcy nie postradali życia. Jednakże do czasu zawarcia małżeństwa, które odbędzie się dopiero za kilka lat, gotowa jestem… jeśli w ten sposób łatwiej wam będzie podjąć decyzję…

      Jej palce znów wczepiły się w tkaninę sukni.

      – …Oddać się wam. Nie jako małżonka, to niemożliwe, lecz jako wasza kochanka.

      Wreszcie wyrzuciła to z siebie. Nawet nie spuściła głowy, tylko patrzyła mu prosto w oczy.

      – Jestem gotowa przyjąć na siebie konsekwencje.

      – Klaro – powiedział całkowicie rozbrojony, łapiąc powietrze. – Sądzisz, że pozwoliłbym, byś okryła się hańbą? Choć bardzo cię pragnę i marzę o tym… Jak mógłbym spojrzeć w oczy twemu ojcu na tamtym świecie? Czy miałbym twej matce i ojczymowi tak odpłacić za ich wierność, by ludzie mówili o tobie, jako o mej… dziwce?

      – Jesteście książęcym synem, nikt nie będzie miał wam za złe, jeśli weźmiecie sobie towarzyszkę zabaw do czasu, aż wasza narzeczona osiągnie odpowiedni wiek i zawrzecie małżeństwo. I nikt się nie odważy w waszej obecności nazwać mnie dziwką. Nie sądzę, by Bóg karał tych, którzy z całego serca kochają. Lecz jedno wiem na pewno: życie może się zakończyć w każdej chwili. Tak umarł mój ojciec, tak umarł mój mąż i tak umarli wasi ludzie na wojnie. I jeśli nie odeprzecie ataku brata, wówczas on zgładzi również całą moją rodzinę.

      Dytryk był głęboko poruszony i szukał właściwych słów.

      – Potępiacie mnie? Uważacie, że nie jestem cnotliwa? – spytała bardziej zmartwiona niż speszona. – Żaden mężczyzna poza mym prawowitym małżonkiem, który od dawna nie żyje, nigdy mnie nie dotknął. I żadnemu poza wami bym na to nigdy nie zezwoliła.

      Powoli podszedł do niej, ujął jej głowę w obie dłonie i pocałował ją w czoło.

      – Klaro, tak bardzo za tobą tęsknię – wyszeptał. Najchętniej przycisnąłby ją do siebie i zaniósł na rękach do łoża. – Ale nie mogę tego uczynić. Nie mogę ci tego zrobić. To tak, jakbym rzucił cię lwom na pożarcie.

      Puścił ją, po czym za rękę poprowadził do drzwi.

      – Jedźcie jutro do Eisenach i przyprowadźcie wsparcie – powiedziała z większym zdecydowaniem, niż naprawdę czuła.

      Z bijącym sercem i spuszczoną głową wyszła na zewnątrz. Nie chciał jej. Czy teraz będzie o niej źle myślał, potępi ją? Zatem po bitwie będzie musiała wyjechać z Weissenfels. Nie będzie potrafiła przebywać w tym samym miejscu co Dytryk i ciągle go spotykać.

      Albrecht też nie spał tej nocy. Siedział w towarzystwie marszałka i stolnika. Tłusty cześnik poprosił o pozwolenie udania się na spoczynek po trudach podróży i grabieżach. Gerald z ponurą miną patrzył przed siebie, nie odzywając się ani słowem. Jedynie Elmar zdawał się naprawdę szczęśliwy i razem z księciem kielich po kielichu wychylał trunek, który zdawał się na niego zupełnie nie działać.

      „A przecież ten zafajdany astrolog doprawdy miał z czego czytać” – pomyślał złośliwie, spoglądając w niebo widoczne przez szczelinę przy wejściu do namiotu rozstawionego przez wojów. Jednakże alchemik odmówił udziału w wyprawie wojennej, zasłaniając się wiekiem i nadszarpniętym zdrowiem. Ale Elmar w najmniejszym stopniu za nim nie tęsknił. Nareszcie książę słuchał tylko jego. Najlepsza sposobność, by przypomnieć, że był niezastąpiony.

      – Może powinniście wysłać jutro negocjatora do zamku – rzucił propozycję.

      – Po co? – odparł pogardliwie Albrecht. – Nie będzie pardonu. Będziemy ich oblegali, dopóki nie zaczną gotować i żreć własnych trzewików. Przyjdzie czas, że sami się przyczołgają z błaganiem o litość.

      – Z pewnością. Ale jeśli się dowiedzą, że za kilka dni ściągniemy posiłki, mogą się od razu poddać. Ponadto…

      Przeciągał kolejne słowa, by wzbudzić w księciu zainteresowanie. Albrecht znał go na tyle, by wiedzieć, że mógł się teraz spodziewać jakiejś szczególnie perfidnej propozycji.

      – Mamy kogoś, kto wyjątkowo dobrze by się do tego nadał. Muldentalczyk…

      Albrecht rzucił poplecznikowi nieprzychylne spojrzenie.

      – Jeśli wyślemy go do mojego brata, nigdy więcej go nie ujrzymy – odwarknął. – Nie zamierzam wysyłać przeciwnikowi wsparcia, nawet jeśli miałby to być tylko jeden człowiek.

      Zresztą wymienionego człowieka zabrał ze sobą jedynie po to, by nie spiskował przeciwko niemu, i kazał go bacznie pilnować.

      – Wróci, przecież zagroziliście, że każecie zadźgać jego żonę, gdyby okazał wam nielojalność – zapewnił spokojnie Elmar.

      Albrecht popatrzył na niego nieufnie.

      – A jaki plan skrywacie pod tą propozycją? Macie nadzieję, że ludzie mego brata go ustrzelą?

      Elmar roześmiał się zarozumiale i podkręcił końcówki wąsów.

      – Nie ponieślibyśmy straty. Ale mam coś innego na myśli. Syn Muldentalczyka z całą pewnością uciekł wtedy do cesarza razem z chrystianowczykiem. Dzisiaj przy brodzie go nie było. Czyż nie mówiono, że wasz brat wrócił z jednym człowiekiem?

      – Godne pożałowania! – prychnął z pogardą Albrecht. Ale po chwili pojął.

      – Rzeczywiście! – potwierdził stolnik, zauważywszy lekki błysk na twarzy rozmówcy. – Wiadomość, że jego jedyny syn zginął marnie pod dowództwem waszego brata, powinna wam raczej zapewnić jego wierność, nie niechęć.

      Wyzwanie

      Rano, zaraz po porannej mszy w przepełnionej twierdzy, Dytryk zaprosił do swej komnaty wojskowych doradców. Norberta, Łukasza i ich synów oraz zarządcę Gotfryda. Na razie nie ogłosił decyzji, w skrytości serca bowiem nadal miał nadzieję, że uda mu się uniknąć nieuniknionego.

      Poprzedniego wieczora Łukasz i Norbert ułożyli plan, jak niewielka grupa jeźdźców mogłaby opuścić zamek przez sekretną, wąską furtkę w murze, niezauważona przez oblegających. Od furtki prowadziła ledwie widoczna, wąska i stroma ścieżka, po której musieliby pieszo sprowadzić konie za uzdy.

      – Poślę przodem tuzin uzbrojonych ludzi, którzy oczyszczą wam drogę z wrogich patrolów – zapewnił właśnie Norbert.

      – Ja tymczasem wezmę kilku mężczyzn i postaramy się odwrócić uwagę we wrogim obozie i zająć Miśnieńczyków – oświadczył Tomasz, a ukontentowany uśmiech jego ojczyma wskazywał, że wpadli na jakiś naprawdę niecodzienny pomysł.

      Teraz wszyscy patrzyli wyczekująco na swego dowódcę w nadziei, że wyrazi zgodę i bez zwłoki wyruszy do Turyngii.

      „Zatem stanę przed Hermanem jak petent, a on będzie się delektował tą chwilą – pomyślał Dytryk z rozgoryczeniem. – Nie udało mi się dotrzymać ślubów krzyżowca, a teraz zamek… Stoję przed Bogiem i światem… Zmuszony pogrzebać wszelką nadzieję na miłość. W każdej chwili mógłbym sobie sprowadzić jakąś urodziwą dziewkę do łoża, czy nawet córkę ministeriała8, ale nie Klarę.

      Jak mógłbym kiedykolwiek spojrzeć Łukaszowi w oczy? Albo jej matce? Mam zbyt mało wiernych, zaufanych ludzi, by ryzykować utratę choćby jednego z nich.


Скачать книгу

<p>8</p>

Ministeriał – w średniowiecznej Rzeszy Niemieckiej początkowo niewolny urzędnik dworski i członek orszaku możnowładcy, z czasem często uzyskiwał wolność i przynależność do stanu rycerskiego; ministeriałowie często sprawowali ważne funkcje.