Marzenie znachorki. Sabine Ebert

Marzenie znachorki - Sabine Ebert


Скачать книгу
nie wstąpił dopiero niedawno do służby Albrechta, powinni go znać, a na podstawie wyboru posłańca będą mogli wyciągnąć wnioski dotyczące wiadomości, a także zadecydować, czy go wpuszczą, czy też będą pertraktować przez bramę.

      – Pójdę z wami. Chcę usłyszeć, co ma do powiedzenia – postanowił Dytryk.

      Wstali i razem poszli w kierunku domu bramnego. W głównej sali i na dziedzińcu kilku pachołków i dziewek służących rozdawało owsiankę. Wszędzie naokoło stali lub siedzieli ludzie i jedli. Każdy miał przy sobie własną łyżkę, a kto nie miał miski, dzielił naczynie z kilkoma towarzyszami. We frontowej części sali i pod gankami obronnymi posilali się też strażnicy, którzy akurat nie stali na warcie. Ich liczba była niezmiernie ograniczona w stosunku do liczby ludzi przebywających obecnie na zamku.

      Ciżba rozstąpiła się pod zdecydowanym spojrzeniem dowódców, którzy długim krokiem przemierzyli dziedziniec.

      Łukasz pobiegł schodami na wieżę, przeskakując po dwa stopnie, by szybko rozejrzeć się po okolicy. Zdawało się, że nie czuł wcale ciężaru kolczugi. Już po koniu rozpoznał przybyłego wysłannika. Tomasz także. Poczuł się tak, jakby ze wstydu i żalu miał się zapaść pod ziemię.

      – Margrabia pozwoli wszystkim pójść wolno, jeśli jeszcze dziś przekażecie mu twierdzę. Wyznaczył wam termin do zachodu słońca – zawołał do góry Rajmund z Muldental.

      Łukasz zwrócił się do Dytryka i powiedział cicho:

      – Musieli mieć coś na myśli, skoro wybrali akurat Rajmunda do przekazania tej wiadomości… Podstęp… a może ukryte przesłanie. Chętnie bym się dowiedział, co jest na rzeczy. Może zechce się do nas przyłączyć?

      – Wpuśćcie go do środka! – rozkazał hrabia.

      Znał Rajmunda od czasów, gdy sam był jeszcze giermkiem. Mąż Elżbiety był najlepszym przyjacielem Chrystiana, jego mistrza. A teraz miał mu powiedzieć, że poległ jego jedyny syn.

      Minęło trochę czasu, nim opuszczono most i odryglowano podwójnie zabezpieczoną bramę. Rajmund schylił głowę i przejechał pod uniesioną do połowy kratą, która została za nim natychmiast z powrotem opuszczona. Pół tuzina uzbrojonych mężczyzn otoczyło przybysza, ale Łukasz ich odesłał.

      – Jeśli pozwolicie, na początku porozmawiam z nim chwilę w cztery oczy – powiedział do Dytryka, a jego ponura mina nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości, że chodziło mu o żałobną wiadomość, którą musiał przekazać wysłannikowi wroga. Tomasz chciał zaprotestować, uważał bowiem, że było to jego gorzkim obowiązkiem, ale ojczym jednym spojrzeniem zmusił go do milczenia. Wcześniej Łukasz zdążył się już zapoznać ze wszystkimi szczegółami towarzyszącymi tragicznej śmierci Rolanda.

      Rajmund zsiadł z konia. Łukasz położył przyjacielowi rękę na ramieniu i odciągnął go parę kroków na bok, by mogli porozmawiać bez świadków. W tym miejscu nikt z ludzi Albrechta nie mógł ich zobaczyć, chociaż przeciwległe wzniesienie górowało nad twierdzą.

      Ludzie na zamkowym dziedzińcu, którzy ich obserwowali, mieli wrażenie, jakby Rajmund został uderzony młotem. Zatoczył się, ale Łukasz go podtrzymał i dalej przemawiał doń ściszonym głosem.

      Rajmund potarł dłonią kredowobiałą twarz.

      – To dlatego Albrecht wysłał właśnie mnie – odezwał się, czując łzy podchodzące do oczu. – Sądzę, że chciał mnie skłonić do zdrady. Wówczas mógłby zarekwirować moje dobra… Moje konie już ma… Ale wtedy zabiłby Elżbietę! Jak mam jej o tym powiedzieć? Serce jej pęknie…

      – Może pocieszy cię fakt, że nie cierpiał długo… I wszystkie grzechy zostały mu odpuszczone, ma prawo wstąpić przed oblicze naszego Zbawiciela – powiedział Łukasz, z trudem dobierając słowa. Wiedział, że niczym nie zdoła pocieszyć przyjaciela.

      Rajmund co chwila przecierał twarz, próbując zebrać się w sobie.

      – Powinienem wypełnić swoje zadanie…

      Zamrugał powiekami, żeby odzyskać ostrość widzenia, a następnie podszedł do Dytryka i opadł przed nim na kolana.

      – Wstańcie i chodźcie ze mną do mojej komnaty, gdzie przekażecie nam wiadomości – rzekł hrabia i kazał podać wysłannikowi coś do picia.

      Sprawy, które mieli do omówienia, nie były przeznaczone dla wszystkich uszu. W twierdzy i tak krążyło już zbyt wiele plotek.

      – Oddałbym całe swoje srebro za to, by móc przyprowadzić ze sobą waszego syna z Ziemi Świętej – powiedział po drodze cicho do Rajmunda i nie były to jedynie słowa. – Był jednym z moich najdzielniejszych ludzi, tak często ryzykował życie… A później poległ, akurat ostatniego dnia, pod Akką.

      Rajmund chciał coś odpowiedzieć, ale miał ściśnięte gardło. Był wdzięczny za czas, który zyskał po drodze do pałacu i na schodach.

      W pokoju zebrał wszystkie siły i jeszcze raz powtórzył wiadomość:

      – Albrecht pozwoli odejść wolno z twierdzy kobietom, dzieciom i mężczyznom bez broni, jeśli poddacie Weissenfels przed zapadnięciem zmroku.

      – Chcecie powiedzieć, to, co zostało jeszcze z Weissenfels? – spytał Dytryk z lodowatą miną. – A co, jeśli nie oddam bratu dobrowolnie zamku? Nie zdobędzie go tak szybko, a lada chwila nadciągnie zima.

      – Czy kazali ci zagrozić, że za kilka dni nadejdą posiłki? – zainteresował się Łukasz.

      Rajmund nie okazał najmniejszego zdziwienia, że przyjaciel o tym wiedział. To oczywiste, że wysłali zwiadowców, a ludzie Albrechta przechwalali się na cały głos.

      – Mam wam przekazać, że nie macie szans – odparł przybity. – Albo się zaraz poddacie i będziecie mogli odejść wolno, albo zostaniecie zniszczeni. To słowa waszego brata.

      – Zakładam, że oferta mego brata mnie nie obejmuje – odezwał się zimno Dytryk. – I nie pozwoli odejść bez szwanku moim ludziom. Nigdy nie był dobry w dotrzymywaniu słowa. Wracajcie do obozu, Rajmundzie. Przekażcie, że mam dla nich kontrpropozycję. Wyzywam Albrechta na pojedynek na miecze, zaraz tu, przed samą bramą. Zwycięzca będzie władcą Weissenfels.

      Nieoczekiwana propozycja Dytryka wzbudziła poruszenie wśród jego ludzi. Ale nim ktokolwiek zdążył zaprotestować, Dytryk jednym gestem uciął wszelkie dyskusje.

      – Nie mam zamiaru tego roztrząsać. Rajmund przekaże propozycję memu bratu. Teraz, od razu. Będzie ważna do chwili, aż kolejny raz odezwą się dzwony.

      Rycerz z Muldental się podniósł.

      – Nie zgodzi się na to, wasza wysokość. Jest bardzo pewny swego – rzucił na odchodnym.

      – Muszę przynajmniej spróbować, by oszczędzić życie ludzi, których mam pod opieką – odrzekł Dytryk. – A jeśli zechcecie mi zrobić osobistą przysługę, to przynieście szybko odpowiedź. Tak szybko, jak będziecie mogli.

      Dopiero gdy za Rajmundem zamknęły się drzwi, Dytryk odezwał się do swoich ludzi:

      – Teraz możecie wypowiedzieć swoje wątpliwości.

      – Nie wolno wam ryzykować pojedynku! – wypalił natychmiast Norbert.

      – Czyżbyście mieli tak mało zaufania do mej zręczności? Obawiacie się, że mógłbym przegrać i wszyscy zostaliby zabici? – spytał Dytryk niemal z kpiną.

      – Boję się, że spróbują was zwabić w pułapkę i zabić – sprostował z naciskiem szczupły komendant. – Sami twierdzicie, że waszemu bratu nie można zaufać. Kto by mu przeszkodził, gdyby kazał swoim


Скачать книгу