Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki. Wojciech Eichelberger
Wszystko zależy od tego, czy się w którymś momencie zatrzymamy. I to jest dopiero prawdziwa próba. Bycie świętym bez takiej próby jest niewiele warte. Szczęście niewywalczone jest zawsze trochę podejrzane.
AS: Nie jest związane z naszą pracą nad sobą, jest tylko spuścizną, czymś, co mamy za darmo. Bezwiednie i bezrefleksyjnie powtarzamy to, czego nas nauczono.
WE: Krzywda potrafi się bardzo dobrze przebrać. Innymi słowy, w każdym z nas jest ukryty krzywdziciel.
AS: Można skrzywdzić przez pomyłkę, zupełnie niechcący. Są w życiu takie momenty, że trzeba się wręcz pilnować, żeby nie wyrządzić krzywdy. Nie wystarczy sama dobra intencja. Chyba wszyscy ludzie mają coś za złe swoim rodzicom, niektórzy opowiadają na kozetkach psychoanalityków historie wręcz mrożące krew w żyłach. A równocześnie większość rodziców nie chce nic złego dla swoich dzieci.
WE: Rodziców, którzy źle życzą swoim dzieciom, jest bardzo niewielu, może jakiś niewielki procent, skrajna patologia. Rodzice robią, co mogą dla szczęścia dzieci, ale ponieważ i oni zostali kiedyś skrzywdzeni, niechcący dalej sami krzywdzą.
AS: Często trzeba naprawdę się postarać, żeby przestać krzywdzić. Najpierw dowiedzieć się, na czym to krzywdzenie polega, ale to nie wszystko. Świadomość bez działania nie ma siły sprawczej. Trzeba uważnie być w danej sytuacji i postępować najlepiej, jak to możliwe. Nie krzywdzić kogoś – to świadomy, aktywny wybór. To się samo nie staje.
WE: Za każdym razem dzieje się to inaczej. W różnych sytuacjach nie krzywdzić kogoś znaczy coś innego. Czekają nas ciągle nowe wyzwania, bo nie ma jednego przepisu na to, jak postępować słusznie. Każda sytuacja jest jedyna i niepowtarzalna. Można na przykład kogoś skrzywdzić, będąc dla niego zbyt dobrym, zgadzając się na wszystko, pomagając mu, albo zrobić komuś ogromną przysługę, zostawiając go samego z jego problemami. Nigdy nie dość czujności w tej sprawie. Krzywda z naszej bajki przybywa do szczęśliwej wioski w postaci pioruna.
AS: W ciągu jednej chwili znika mama. Dlaczego spotkało to akurat ją? Bo była bardziej potrzebna małym dzieciom?
WE: To nie przypadek, że tak się stało. Często to właśnie kobiety niosą Krzywdę. Najwięcej Krzywdy dziedziczymy po matce, to spuścizna patriarchatu. Tak więc Krzywda zabiera Titkowi żonę. Titek zamyka się i zacina w sobie. Popada w depresję na wiele lat. Ale dla Krzywdy to za mało. Nie wystarczają jej depresja ojca i samotność synów.
AS: Chłopcy tracą naraz i mamę, i tatę. Każdego z nich inaczej. Odtąd są zdani tylko na siebie. Z całym szacunkiem dla cierpienia Titka, ale tak naprawdę on chyba myśli głównie o sobie, jest tak bardzo skoncentrowany na własnym nieszczęściu.
WE: Zamiast na dzieciach. Przecież część jego żony nadal jest w każdym z jego synów, o to się należy troszczyć i to kochać. Kochać ją w nich. Często wolimy zamknąć się w Krzywdzie, w byciu ofiarą, niż zrobić coś sensownego.
AS: Titek nie umie podołać rodzicielskiemu zadaniu. A dzieci, jak to dzieci, zaczynają dopominać się o swoje prawa.
WE: I słusznie. Jeśli ojciec, który zapamięta się w żałobie czy choćby utknie przed telewizorem, ma mądre dziecko, to ono upomni się o niego. Synowie Titków są mądrzy. Czekają, aż ojciec przeboleje stratę, ale w końcu protestują, żądają powrotu, zajęcia się nimi. Wtedy Titek po raz drugi, niestety, nie staje na wysokości zadania. Krzywda zupełnie pomieszała mu w głowie i zatruła jego serce. Zamiast skorzystać z okazji, obudzić się, po tak długiej rozłące przywitać z radością dzieci…
AS: …uczepia się myśli, że one go szarpią…
WE: …przeszkadzają mu w celebrowaniu wielkiego, niekończącego się cierpienia.
AS: Nie szanują jego świętego smutku.
WE: Egocentryczna żałoba bywa straszna, a ludzie, którzy pozwalają, by nimi owładnęła, czują się bardziej związani z umarłymi niż z żywymi…
AS: …i chyba są także zależni od swojego wyobrażenia własnej wielkiej uczuciowości. Skoro tak bardzo cierpię, to widocznie jestem wrażliwy i głęboki, bo prostacy czują żałobę tylko przez rok albo nawet krócej.
WE: Wolę hamletyzować, boleć i boleć bez końca. Siostrą Krzywdy jest Boleść. Krzywda wszystko zaczyna – robi szczelinkę i zasiewa ziarno, a Boleść kontynuuje dzieło – wpełza do środka, rozrasta się, panoszy, rozgaszcza i staje się treścią naszego życia. Znacznie łatwiej jest być związanym z kimś, kto umarł, niż z żywymi, realnymi ludźmi. Umarli nie mają wymagań i można ich wyidealizować. A naszym obowiązkiem jest, dopóki żyjemy, być wśród żywych, czerpać z tego, uczyć się, zmieniać i rozwijać.
AS: Może martyrologia Titka jest też ucieczką przed obowiązkiem? Cierpi tak dotkliwie, że przecież już nie ma siły zająć się tym, czym powinien.
WE: Życie własnym męczeństwem to, niestety, ulubione zajęcie wielu ludzi. Nasza szlachetna Boleść patetycznie obwieszcza światu – oto jestem, proszę mi nie przeszkadzać, cierpię – a wkoło robi się niepostrzeżenie coraz więcej bólu i krzywdy. Dzieci są bardzo boleśnie skrzywdzone niekończącym się żalem Titka. Gdy próbują wyrwać go z odrętwienia, ojciec, broniąc swego prawa do cierpienia, zaczyna je bić. Tego tylko potrzeba Krzywdzie, na to właśnie czeka.
AS: Wie, że ruszyła machina, która będzie działać przez kilka pokoleń, niezawodnie i bez refleksji. Jak taran.
WE: Synowie Titka będą bili swoje dzieci, a potem te dzieci swoje dzieci, i tak dalej, i dalej, dopóty, dopóki ktoś się wreszcie w tym połapie. I rzeczywiście, synowie znajdują żony, które też zostały skrzywdzone, naznaczone krzywdą w rodzinnych domach, więc wszyscy dokładnie wiedzą, jak się krzywdzić nawzajem. Przeszli dobrą szkołę.
AS: Wiedzą też, jak czerpać zyski z bycia ofiarą.
WE: Krzywdzą się świetnie. I żyliby długo i nieszczęśliwie, gdyby nie to…
AS: …że jedna żona się reflektuje. Płacze jakoś inaczej.
WE: Co jej się stało?
AS: Płacze z głębi serca, z duszy. Z głębi samej siebie.
WE: W każdym z nas jest taki płacz. Przychodzi, gdy nakrzywdzimy innych albo gdy nas strasznie skrzywdzą – zresztą to się na ogół dzieje razem, równocześnie. W którymś momencie taki płacz podchodzi do gardła. Można go nazwać płaczem sumienia czy płaczem duszy. A kiedy dusza zapłacze, to rezonuje w innych duszach. A co to jest dusza?
AS: Dla mnie dusza to kawałek Boga.
WE: Dla mnie dusza to coś w nas, co pamięta raj. To wspomnienie zjednoczonego istnienia, nieoddzielonego od praprzyczyny, od Stwórcy, od niczego. Pamięć ta pojawia się często wtedy, kiedy cierpienie, którego doświadczamy albo które zadajemy, staje się niewyobrażalne i nie do zniesienia. Coś takiego musiało się stać w tej rodzinie. Wspomnienie pierwotnego szczęścia i porządku często pojawia się przez kontrast.
AS: Ale płacz duszy często nie wystarczy. Młodzi Titkowie obiecują sobie, że już nigdy więcej nie będą się krzywdzić, po czym przechodzą nad tym do porządku dziennego. Wzruszają się, porusza ich to doświadczenie, ale wracają do swoich starych rytuałów. Samo chwilowe uświadomienie nie może niczego zmienić, bo machiny, o której wspomniałam, nie da się już zatrzymać. Postanawiają, że nie będą się krzywdzić, ale okazuje się, że zadeklarować to za mało. Jeśli Krzywda się w nas wwierci, wkręci w nasz kręgosłup, to stajemy się w jej rękach marionetkami.
WE: Jeżeli Krzywda zalęgnie się w człowieku, to wali na oślep. Nawet gdy nie chcemy, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje.
AS: I choć