Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki. Wojciech Eichelberger

Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki - Wojciech Eichelberger


Скачать книгу
się tak, jakby Milii nie było. Odwraca się na pięcie i idzie w stronę domu, żeby zabrać jej skarb.

      „To jest właściwa pora na skorzystanie z mądrości księgi” – myśli Milia, ale w głowie ma wielki zamęt. „Czy zanim zdrewnieję do końca, zdołam wypowiedzieć choć trzy dobre zaklęcia? Uratować księgę i chociaż cząstkę siebie?”.

      Próbuje przypomnieć sobie wszystko, czego do tej pory zdołała się nauczyć. Niestety, nie zdążyła poznać czaru na odczynianie złego, zapisanego na ostatniej karcie.

      – Chcę mieć córeczkę o imieniu Ahe. – Każde słowo przychodzi jej z wysiłkiem. – Pragnę, by poznała księgę, gdy stanie się dorosła. Nie pozwolę, żeby popełniła mój błąd. Otworzy ją dopiero w dniu wielkiego niebezpieczeństwa. Dopóki będzie żyła w ludzkiej postaci, księga ma należeć tylko do niej.

      „Pragnę dawać słodkie jabłka” – próbuje jeszcze powiedzieć Milia, ale nie może wydusić z siebie ani słowa więcej. Jest już za późno.

      W okamgnieniu w ogrodzie stoi rachityczna, powykręcana jabłonka z małymi, nakrapianymi owocami. Bardzo kwaśnymi.

      Czarownik znajduje na strychu księgę i wyrywa z niej ostatnią kartę. Jest tam zaklęcie na odczynianie złego. Wtedy księga nagle się zatrzaskuje, a gdy czarownik próbuje ją otworzyć, parzy w ręce. Jest już bezużyteczna. Wściekły, zamyka dom na cztery spusty. Rzuca czar na drzwi, okno i komin, tak aby nikt nie mógł się dostać do środka. Potem mija obojętnie Milię zaklętą w jabłonkę i znika z ogrodu.

      Jedno jabłko spada z drzewa i pęka z trzaskiem na równe połówki. W jednej, jak w kołysce, leży nagie, pachnące cierpko niemowlę. Płacze wniebogłosy, prosto w poranne, puste niebo, na którym nie ma słońca ani księżyca.

      Zrodzona z jabłonki dziewczynka nie umarła. Jak to się stało, że bezbronna i zupełnie sama wyrosła na prawie dorosłą pannę? Żywiła się cierpkimi jabłkami, które mama rzucała jej na ziemię, tuliła się do szorstkiej kory, spała pod opadłymi z jabłonki liśćmi. I przeżyła aż do tego dnia. Nie wiedziała, że są na świecie inne jabłka – czerwone, żółte albo trójkolorowe. Pyszne, dorodne i słodkie. Duże, okrągłe i soczyste. Nie była świadoma, że inne córeczki tulą się do ciepłych ramion swoich mam. Nie miała pojęcia, że ludzie śpią pod kołdrami i pierzynami w domach z ciepłymi kominkami i kolorowymi dachówkami. Cierpliwie znosiła chłód, niestrudzenie całowała chropowatą korę jabłoni, pogodzona z losem jadła najkwaśniejsze na świecie jabłka. Nie wiedziała nic o swojej mamie, domu ani o Księdze Dobrych Czarów. I tylko czasami, z niewiadomego powodu, odzywały się w niej wielki głód, ogromny smutek i poczucie krzywdy. Myślała wtedy o tym, dlaczego jabłka zawsze muszą być kwaśne, ziemia zawsze twarda, a noce zawsze zimne. W takich dniach Ahe wyraźnie czuła, że siedzi w niej malusieńka, wystraszona dziewczyneczka. Zapłakane maleństwo. Nie wiedziała, co z nim zrobić, próbowała więc udawać, że niczego nie zauważa, ale im bardziej się starała, tym Mała krzyczała i płakała głośniej.

      – Nie chcę tych jabłek! Boję się!!!

      – A właśnie, że chcesz! – Ahe tupała, żeby zagłuszyć w sobie ten głos i krzywiąc się, na złość maleńkiej dziewczynce odgryzała z chrzęstem kolejny wielki kęs cierpkiego owocu. – Siedź cicho i nie odzywaj się, jabłonka daje nam wszystko, co ma najlepsze. Nie drzyj się tak, bo będzie jej przykro. Nie jesteś najważniejsza.

      Aż pewnego dnia pokłóciły się tak bardzo, że już nie mogły być razem.

      – Mam cię dość, wynoś się ze mnie – powiedziała z nienawiścią rozwścieczona Ahe i włożyła sobie dwa palce do gardła.

      W ten sposób Mała znalazła się w zaroślach.

      – Wyglądasz dokładnie tak samo jak ja – stwierdziła zdziwiona Ahe, obejrzawszy maleństwo. – Jak się nazywasz?

      – Eha – usłyszała cichutką odpowiedź.

      – Skoro nie podobają ci się jabłka, nie plącz się po ogrodzie. I przestań ciągle o tym gadać! – rozkazała Ahe i od razu poczuła się lepiej, i przestała się bać.

      Odtąd nie lękała się niczego. Niestraszne jej były lodowate noce ani najwyższe drzewa, nie bała się, że spadnie, zwichnie sobie nogę albo skręci kark. Za nic miała wilki, bezpańskie psy i obcych ludzi. Nie zwracała uwagi na poobdzierane kolana i poranione łokcie. Bez skrzywienia jadła kwaśne jabłka z matczynego drzewa. Stała się Nieustraszoną Ahe. Jej twarz przybrała dziki wyraz.

      Eha zamieszkała w kącie ogrodu, gdzie rosła pokrzywa. Siedziała tam cichutko jak myszka, bo bała się zdenerwować Ahe. Drżała, patrząc na niebezpieczne przygody swojej dużej siostry, ale prawie nigdy nic nie mówiła. Zresztą po co, jej przestrogi i tak niczego nie zmieniały.

      Tymczasem do wsi znów przybył Zły. Obawiał się, że skoro Ahe jest już prawie dorosła i taka odważna, to może odnaleźć ukrytą w zamkniętym domu księgę.

      Był piękny, słoneczny dzień – w górze bezchmurne niebo, w powietrzu zapach lata. Ahe stała na wysokiej drabinie, opartej o jabłonkę-mamę, a wiatr figlarnie zaglądał jej pod spódnicę. Zrywała jabłka i mrużąc jedno oko, wrzucała je prosto do kosza. Śmiała się głośno, aż podskakiwał jej brzuch.

      – Jestem tu, siostrzyczko! Uważaj! Ktoś idzie! – krzyknęła przerażona Eha.

      – I co z tego? A co mi kto może zrobić? – odburknęła hardo Ahe, zeszła z drabiny i śmiało podeszła do furtki.

      – Witaj – przywitał się grzecznie przybysz.

      Ahe na widok tak sympatycznego młodzieńca uśmiechnęła się i odpowiedziała z dziwną u niej nieśmiałością:

      – Witaj.

      – Jestem królewskim ogrodnikiem. Przechodziłem obok i zauważyłem w tym ogrodzie przepiękną jabłoń. Czy mógłbym skosztować jej owocu?

      – Wejdź. Dobrze wybrałeś. Rodzi przepyszne jabłka – odparła z przekonaniem, wybrała najbardziej zielony owoc i otworzyła furtkę. – Wystarczy tylko wypluć robaka i można się zajadać. Częstuj się, proszę.

      „Jest sympatyczny i ma bardzo szczery uśmiech – pomyślała o nieznajomym. – Jego oczy są takie piękne i niepokojące. Czerwone jak piekło. Czuję, że mogłabym się w nim zakochać”

      Pyszne to jabłko,

      Kwaśne jak rzadko

      – zadeklamował i jego purpurowe spojrzenie zatopiło się w błękitnych oczach Ahe.

      Poczuła, jak wszystko się w niej rozpływa, bo nie dość, że Ogrodnik był piękny i sympatyczny, to jeszcze umiał mówić wierszem.

      – Jak się nazywasz? – spytała.

      – Mam na imię Zły. – Zaśmiał się tak jakoś tajemniczo. – Nie przejmuj się tym

      – Ależ masz niesamowite imię!

      Z każdą chwilą podobał jej się coraz bardziej.

      Z głębi ogrodu dobiegł głos Ehy. Krzyczała z całych sił.

      – Nie ufaj temu człowiekowi!!!

      Ale Ahe, zajęta rozmową, poprawianiem włosów i rozsypywaniem wkoło perlistego śmiechu, nie słyszała jej. Zresztą i tak miała Małą za nic.

      – Czy wiesz, że nie wszystkie jabłka na świecie są kwaśne? – spytał poważnie Zły, biorąc Ahe za rękę.

      Miał chropowatą dłoń, a jednak była ona


Скачать книгу