Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie. Piotr Derlatka
o getcie ławkowym. Odtąd studenci żydowscy zaczęli otrzymywać w indeksach stemple z napisem „Miejsce w ławkach nieparzystych”, ale ojca Jonasza już – na szczęście – na uniwersytecie nie było.
W 1938 roku Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej przestał istnieć, Stalin był przekonany, że KPP jest po stronie Trockiego. W rodzinie mówi się, że Mietek został wyrzucony „za odchylenia trockistowskie”. Co robił do wybuchu wojny? Nie miał stałej pracy, nie rozpoczął też – ze względów finansowych – praktyki prawniczej. Sądzę, że w obliczu narastającego antysemityzmu, braku odpowiednich znajomości, kłopotów materialnych nie mógł znaleźć stałego zatrudnienia, imał się więc różnych zajęć, pracował dorywczo, zazwyczaj jako biuralista bądź urzędnik. Pociągało go dziennikarstwo, chyba już wówczas odkrył w sobie smykałkę do całkiem sprawnego pisania. Spotykał się z Marią i sądzę, że po zdaniu ostatnich egzaminów na uniwersytecie postanowił z nią zamieszkać. Młodemu komuniście nie przeszkadzały przecież konwenanse społeczne – zarówno Mietek, jak i Maria wychodzili z założenia, że w miłości niepotrzebny jest dokument. Raczej nie myśleli o ślubie, choć wyobrażam sobie, jak bardzo musiało to złościć Leopolda, który nie darzył Marii, dziewczyny znikąd, sympatią. O tym, że miała już wkrótce uratować jego synowi życie, Leopold nie mógł wiedzieć.
Maria z domu Jaremczuk
matka Jonasza
Matka Jonasza była Ukrainką, urodziła się 15 stycznia 1914 roku w małej, malowniczej miejscowości Kołodenka, siedem kilometrów od Równego na Ukrainie. Dziś jest to całkiem spora wieś z niewielkim jeziorem na skraju i starą drewnianą cerkwią św. Jerzego w samym centrum. Maria była nieślubnym dzieckiem. Piotr Kofta: „Nie cieszyła się przed wojną sympatią rodziny Mietka – ten brak sympatii przetrwał wojnę. Gienia zwykła opowiadać, że tajemniczym ojcem Marusi był żydowski komiwojażer. Czy to prawda? Nie wiadomo”95. Jej ojcem był prawdopodobnie Rusin, choć w dorosłym życiu opowiadała czasem, że była córką niemieckiego muzyka, w którym zakochała się jej matka. To nie może być jednak prawda: matka Marusi związała się, co prawda, z muzykiem – kapelmistrzem, jeńcem niemieckim, oficerem – ale było to najpewniej nieco później, w czasie I wojny światowej, gdy jej córka była już na świecie.
Trwała wojna niemiecko-rosyjska i matka Marusi najprawdopodobniej pracowała w obsłudze (może administracji?) rosyjskiego obozu dla jeńców niemieckich. Była to romantyczna historia: dziewczyna z Ukrainy i niemiecki oficer. Na tyle romantyczna, że po wojnie Maria z matką i jej ukochanym przeniosła się do Bawarii. Ojczym pracował w Operze Monachijskiej, był skrzypkiem i dyrygentem. Maria skończyła w Niemczech szkołę powszechną – dziś trudno orzec, który z języków był jej pierwszym: niemiecki czy ukraiński; w dorosłym życiu mówiła lepiej po niemiecku niż w języku matki.
Nie wiem, jak wyglądało życie tej trójki w Niemczech. Czym zajmowała się matka Marii? Czy pracowała zawodowo? Przypuszczam, że zarówno Marusia, jak i jej matka nie były lubiane przez rodzinę, do której weszły. Wkrótce związek z niemieckim muzykiem zaczął się psuć. Jak to się stało, że kobieta postanowiła opuścić córkę? Nie wiem. Maria opowiadała, że matka wyjechała do Brazylii i zostawiła ją u niemieckiej babci. Już nigdy się nie spotkały. Czy to prawda? Trudno orzec. Potwierdzeniem tej wersji wydarzeń była ponoć napisana niezbyt gramatycznie po polsku kartka z Rio de Janeiro, którą matka miała wysłać do córki na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Nawet jeżeli rzeczywiście istniała jakaś kartka pocztowa „z Żanero”, jak przekazuje się w rodzinie, to matka Marii nie napisała jej raczej po polsku, skoro jej językiem był ukraiński, względnie niemiecki. Mało prawdopodobne. Co się stało z babcią Jonasza? Wiemy tylko tyle, że zaginęła. Wyjechała i nigdy nie wróciła. W rodzinie mówi się o Brazylii czy – szerzej – o Ameryce Południowej. W opowieściach przewijają się pewne awanturnicze przypuszczenia. Mówiło się o tym, że mogła wrócić na Ukrainę, skąd została wywieziona przez organizację Zwi Migdal, która początkowo funkcjonowała jako Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy i była w istocie organizacją przestępczą specjalizującą się w handlu żywym towarem: kobietami, które za granicą sprzedawano do domów publicznych. Ta wersja jest raczej niemożliwa. Po pierwsze dlatego, że sprzedawane kobiety były niemal wyłącznie Żydówkami, po drugie – wywożono kobiety znacznie młodsze od matki Marusi, często były to jeszcze dziewczynki. Po trzecie wreszcie – organizacja nie działała na terenie Niemiec. Co zatem stało się z matką Marii? Alternatywna wersja tej historii, również związana z organizacją Zwi Migdal, mówi o tym, że matka Marusi wyjechała do Brazylii jako… stręczycielka, „opiekunka” dziewcząt przeznaczonych do domów publicznych – musiałaby więc współpracować z Zwi Migdal. Ta wersja jest nieco bardziej wiarygodna. Jaka jest prawda? Tego się już zapewne nie dowiemy.
Marusia została w Niemczech z przybranym ojcem i jego rodzicami. Chodziła do szkoły klasztornej, a kiedy skończyła piętnaście lat, wysłano ją z powrotem na Ukrainę. Wygląda na to, że niemiecka „rodzina” robiła wszystko, by się jej pozbyć, i dopięła swego. Marusia została więc w dzieciństwie skrzywdzona podwójnie – najpierw porzuciła ją matka, a potem przybrany ojciec. Na Ukrainie zaopiekowała się nią „ciotka-dewotka, wyznawczyni jakiejś sekty, prawdopodobnie zielonoświątkowców. Nagle z bogatego, mieszczańskiego domu przeniosła się w miejsce bardzo prymitywne”96 – opowiada Mirosław Kofta.
Losy matki Jonasza są niejasne. Musiała zrobić maturę, skoro do Polski przyjechała na studia. Ale gdzie? Najpewniej w Równem. W drugiej połowie lat trzydziestych w mieście działało kilkanaście szkół, w których mogła się uczyć. Może było to gimnazjum państwowe im. Tadeusza Kościuszki, a może gimnazjum ukraińskie lub jedna ze szkół wieczorowych? W czasach, kiedy Marusia zdawała maturę, Równe miało charakter handlowy, stanowiło także istotny węzeł kolejowy pomiędzy Wilnem i Lwowem oraz Warszawą i Zdołbunowem. Miało wówczas trzy biblioteki publiczne, Wołyńskie Muzeum Gospodarcze i co tydzień do miasta przyjeżdżał Teatr Wołyński im. Juliusza Słowackiego. W międzywojniu Równe było dynamicznie rozwijającym się wielonarodowościowym miastem na wschodnich kresach II RP – z pocztą, elektrownią, nowymi osiedlami mieszkaniowymi. To właśnie tu powstała grupa poetycka „Wołyń”, w skład której wchodzili między innymi Zuzanna Ginczanka, Jan Śpiewak i Czesław Janczarski. W Opowieści o miłości i mroku Amos Oz tak opisuje Równe lat dwudziestych XX wieku: „Właścicielem rówieńskiego kina był Niemiec o nazwisku Brandt. Jedną z aptek prowadził Czech, pan Machaček. Głównym chirurgiem szpitala był Żyd, doktor Segal, którego konkurencja nazywała Segalem Wariatem. Wraz z nim pracował w szpitalu też ortopeda, doktor Josef Kopiejka, zagorzały rewizjonista. Rabinami miasta byli Mosze Rottenberg i Simcha Herc Majafit. Żydzi handlowali drewnem i płodami rolnymi, mełli zboże, imali się wyrobu tekstyliów, artykułów gospodarstwa domowego, jubilerstwa, garncarstwa i kuśnierki, druku, konfekcji, kramarstwa, galanterii, handlu i bankowości. Kilku młodych Żydów zostało robotnikami, świadomymi proletariuszami, pracownikami drukarni, czeladnikami, robotnikami dniówkowymi”97. W autobiograficznej powieści Amosa Oza Równe i jego okolice są częścią rodzinnej historii pisarza. Na kartach Opowieści o miłości i zmroku autor wspomina między innymi Naftalego Herca, terminarza w majątku Wilchów należącym do księżnej Rawzowej, która posiadała również młyn, ekscentrycznego mera miasta Lebiediewskiego, który mieszkał w ogromnym domu otoczonym pięknym, dekoracyjnym ogrodem, czy też jego ubogą krewną Lubow Nikiticzną, podającą się za powinowatą Romanowów.
„Miasto Równe – pisze Oz – ważny węzeł kolejowy, wyrosło wokół otoczonych ogrodami i sadzawkami pałaców należących do książąt Lubomirskich. Rzeczka Uście przecinała Równe z południa na północ. Między rzeczką a bagnami wznosił się zamek, a w czasach rosyjskich był