Nigdy siÄ™ nie dowiesz. S.R. Masters
twarz do jego policzka i wdychałam jego zapach. Niesamowite, ale nadal pachniał tak samo. Jak to w ogóle możliwe, aby pamiętać zapach? Gdzie te wspomnienia były przechowywane? Steve obszedł stolik, aby przywitać się z pozostałymi, ale moje rozczarowanie nie trwało długo. Kiedy skończył, usiadł obok mnie. Wręczył nam wszystkim po kartce świątecznej, za co mu podziękowaliśmy. Fakt, że żadne z nas nie miało kartki dla niego, został pominięty milczeniem. No ale on zawsze brał takie rzeczy na poważnie. Jeszcze nigdy nie miał takich krótkich włosów i jego czoło wydawało się wyjątkowo wysokie. Miał szersze ramiona, a na twarzy zarost, przycięty równo tuż pod kośćmi policzkowymi – identycznie jak Rich.
– Wesołych świąt – rzucił do nas wszystkich. – Sporo czasu minęło. Na czym stanęliśmy?
Piliśmy i rozmawialiśmy, czekając na pojawienie się Willa, aż w końcu daliśmy za wygraną i zamówiliśmy jedzenie.
Przez cały czas byłam pełna życia i pobudzona, a w klatce piersiowej czułam przyjemne napięcie. Nie mogłam się jednak w pełni zaangażować w dyskusję, a moje spojrzenie co rusz biegło w stronę Steve’a. Włosy po bokach miał zaczesane do góry, więc na środku głowy wydawały się gęstsze. Może łysiał? Przyłapał mnie na tym, że się na niego patrzę, i odruchowo uniósł rękę, aby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Gest ten wyzwolił we mnie zaskakujące pokłady czułości. Steve okazał się spokojniejszy, niż się spodziewałam, a na jego twarzy niemal bez przerwy widniał nieśmiały uśmiech. Kiedy się śmiał, przypominały mi się dawne czasy. Naprawdę mogłabym się przyzwyczaić do tego, jakie uczucia wyzwalał we mnie ten chichot.
– Czy Will konkretnie zadeklarował przybycie? – zapytał Rupesh.
– Cóż… tak jakby – odparła Jen. – Kiedy wysłałam pierwszy grupowy mail, odpisał, potwierdzając swoją obecność.
– Widziałem jego pierwszą odpowiedź – odezwał się Steve. – Ale to było w grudniu zeszłego roku. Od tamtej pory nie kontaktował się z tobą?
– Szczerze mówiąc, nie odpisał na żaden inny mail. Ale pamiętacie, jaki był. No i napisał w tamtej wiadomości, że rzadko korzysta z internetu. Uznałam więc… Myślicie, że zapomniał?
– Ma ktoś jego numer? – zapytał Steve, nie potrafiąc ukryć konsternacji.
Czemu Jen założyła, że się zjawi, skoro minął rok od ostatniego kontaktu? Chyba że, podobnie jak ja, miała nieszczególną ochotę na spotkanie z nim, a zaproszenie wysłała z czystej uprzejmości. Kiedy nikt się nie odezwał, Jen rzuciła:
– Jestem pewna, że się pojawi.
Czułam się częściowo odpowiedzialna za zaistniałą sytuację. Kiedy Jen poprosiła o nasze numery, żeby dodać nas do grupy na WhatsAppie, odparłam, że zgubiłam telefon, bo nie chciałam go zaśmiecać grupowymi wiadomościami. Gdybyśmy częściej do siebie pisali, brak kontaktu ze strony Willa może wcześniej zostałby dostrzeżony.
Jen dokończyła kieliszek wina.
– Przed laty korzystał ze wszystkich mediów społecznościowych, kiedy jednak mi nie odpisał, zajrzałam na Facebooka. Nie mogłam go znaleźć. Napisałam do niego osobny mail, ale nie odpowiedział. Naprawdę próbowałam. – Dolała sobie wina ze stojącej na stole butelki. – W życiu nie przyszło mi do głowy, że się nie pojawi. Przecież zorganizowałam to z takim wyprzedzeniem, żeby wszystkim udało się przyjechać.
Przyniesiono przystawki, a ja postanowiłam, że spróbuję porozmawiać ze Steve’em na osobności. Jednak kiedy nie pojawiała się taka okazja, stawałam się coraz bardziej niespokojna. Pogawędka toczyła się niezobowiązująco, a poruszane przez nas tematy kręciły się wokół pracy, związków i mieszkań. Steve był singlem – zresztą jak my wszyscy, bo Rupesh niedawno się rozwiódł – i pracował w firmie zarządzającej usługami medycznymi. Lubił to zajęcie za elastyczność i możliwość pracowania z domu. Tyle że ja potrzebowałam czegoś więcej.
Gdy wypłynął temat podcastu, wszyscy chcieli rozmawiać już tylko o tym. Rupesh i Steve oświadczyli, że go słuchają i lubią. Jen powiedziała, że przesłuchała jeden czy dwa odcinki, ale ma kilka pytań natury praktycznej:
– Wybacz otwartość, ale jak udaje ci się w ten sposób zarabiać?
To niewygodny temat, nie tylko dlatego, że to właśnie on był powodem tarć między twórcami „Szczypty nostalgii”, co miałam ochotę odsunąć od siebie jak najdalej. Opowiedziałam jej o firmach działających według przyjętego kodeksu etycznego i pieniądzach, które otrzymywaliśmy od sponsorów, między innymi jednego z graczy Premier League. Żałowałam, że o tym wspomniałam. Jen i Steve aż się zachłysnęli.
– Naprawdę mamy niesamowicie dużo szczęścia – dodałam. – Niewiarygodnie wręcz. Wystarczyło, że raz wspomniał o nas w programie Jonathan Ross.
– Jonathan Ross? – zapytała Jen niemal z urazą, po czym na jej twarzy pojawił się agresywny uśmiech. – I to twoja praca? Na pełen etat?
– Tylko przez ostatnie dwa lata – odparłam, martwiąc się, że teraz cokolwiek powiem, zabrzmi to jak fałszywa samokrytyka. – Ale wcześniej, mówię wam, gdybyście mnie zobaczyli, od razu zarządzilibyście interwencję. – Wszyscy się roześmiali. – Poważnie. W piwnicy kolegi nagrywałam hobbistycznie podcast i miałam trzy różne prace tymczasowe, dzięki którym jakoś spłacałam miliard kart kredytowych.
– Ale nie teraz. – Jen pogroziła palcem. – Teraz żyjesz jak we śnie.
– Generalnie to nie jest jakoś szczególnie użyteczna praca – oświadczyłam. – Nie tak jak praca w służbie zdrowia czy szkolnictwie. Mamie w głowie się nie mieści, że płacą mi za oglądanie filmów. Ale wygląda na to, że obecnie nie ma za dużo pracy dla filozofów z dyplomem. No i wiem, że dobra passa nie będzie trwać wiecznie. Nie mam nawet planu emerytalnego i w ogóle. – Istniało ryzyko, że przedsięwzięcie nie dotrwa do następnego roku.
– Trudno powiedzieć – odezwał się Steve. – Czytałem kiedyś artykuł o tym, że w dzisiejszych czasach wielka część naszego życia odbywa się online, a podcasty stały się substytutem grup przyjaciół dla ludzi w naszym wieku.
– Dla kohorty, która dorastała w szalejącym kapitalizmie – uzupełnił Rupesh.
– Oczywiście żadne z nas nie cierpi na taką potworną samotność – dorzucił Steve.
Śmialiśmy się z tego ciut za głośno, kiedy podszedł do nas kelner z pytaniem, czy pojawi się piąty gość. Po minach pozostałych poznałam, że wszyscy myślimy to samo: spotkanie po latach całej paczki raczej będzie musiało zaczekać na następną okazję. Nie wiedziałam jak reszta, ale ja się dobrze bawiłam w obecnym towarzystwie, a pojawienie się Willa groziło zakłóceniem równowagi. Przeprosiliśmy kelnera i odparliśmy, że to mało prawdopodobne.
– Przez te wszystkie lata wpadłem na niego parę razy i zawsze rozmawialiśmy o Elm Close – powiedział Steve. – Pamiętał wszystko.
– Z sympatią?
Steve wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. W sumie wcześniej nie przyszło mi do głowy, że Will może nie mieć ochoty się z nami spotkać. To zrozumiałe, zważywszy na to, jak zakończyło się tamto ostatnie lato i co mu zrobił tamten człowiek, że nie wszystkie jego wspomnienia były miłe, ale przecież rozstaliśmy się w dobrej komitywie.
– To, co pan Strachan zrobił Willowi, nie miało nic wspólnego z nami – oznajmiłam. – Był okropnym człowiekiem, pamiętacie? Zawsze się nas czepiał.
– Strachan.