Nigdy siÄ™ nie dowiesz. S.R. Masters

Nigdy siÄ™ nie dowiesz - S.R. Masters


Скачать книгу
że atak Strachana na Willa był brutalny, ale nie miałam pojęcia o tym, że Will rozpoczął z opóźnieniem studia. Być może dlatego, że po tamtym lecie rzadko go widywaliśmy, bo każde z nas poszło w swoją stronę, nigdy się nie zastanawiałam nad samym atakiem i jego skutkami. Bądź co bądź żadne z nas nie było jego świadkiem, dowiedzieliśmy się o wszystkim już po fakcie. A znając Willa i jego zachowanie, uznaliśmy, że zrobił albo powiedział coś, co go sprowokowało.

      Mimo to nie wierzyłam, że żywił o ten incydent urazę do nas wszystkich. W tym momencie pewne wspomnienie wydostało się na powierzchnię mojego umysłu.

      – Hej, a może wpadł w ten swój szał zabijania?

      Steve i Jen wybuchnęli śmiechem. Rupesh się zamyślił:

      – Coś mi świta. O co chodziło?

      – Daj spokój, pamiętasz. Siedzieliśmy wokół ogniska i on oświadczył, że zamierza zniknąć na cały rok i popełnić potworne morderstwa – wyjaśniłam.

      – Aha. – Rupesh uśmiechnął się szeroko. – Ile ich miało być? Trzy, cztery?

      – Dokładnie trzy morderstwa – doprecyzowałam.

      – Trzy, żeby mógł się określać mianem seryjnego zabójcy – uzupełniła Jen.

      – Nie wspominał o nafaszerowaniu kogoś dragami? – zapytał Steve.

      – I zostawieniu go potem w Loch Ness, żeby to wyglądało jak samobójstwo? – dodała Jen i skrzywiła się z niesmakiem.

      – Rzeczywiście wygadywał różne dziwne rzeczy – zaśmiał się Rupesh. – Także o powieszeniu kogoś na płocie podczas jakiegoś festiwalu.

      – Powiedział, że powiesi tego kogoś na lince namiotowej – oświadczyłam.

      – A to w ogóle możliwe? – zapytał Rupesh.

      – Rany, co za chłopak – powiedziała Jen i obejrzała się, aby mieć pewność, że Will właśnie nie idzie w naszą stronę. – Czasem autentycznie się go bałam. – Kiedy skierowała na mnie wzrok, kiwnęłam głową, dając jej znać, że nie była w tym uczuciu odosobniona.

      – A to czemu? – chciał wiedzieć Rupesh.

      Jen zerknęła najpierw na mnie, po czym przeniosła spojrzenie na Rupesha.

      – Pomijając fakt, że nam oświadczył, iż chce zostać seryjnym zabójcą? Och, sama nie wiem. Ta aura, którą roztaczał, to, o czym mówił. Jestem pewna, że jeśli wysilę pamięć, podam ci jakiś przykład.

      – Wiem, o co jej chodzi – wtrąciłam, ale podobnie jak Jen nie potrafiłam w tej chwili przywołać niczego konkretnego.

      – Stary dobry Will – powiedział Steve, próbując rozluźnić atmosferę. – Z całą pewnością był… inny.

      – Pora na toast. – Rupesh uniósł niemal pustą szklankę. – Za nieobecnych przyjaciół.

      Gdy stuknęliśmy się kieliszkami, odezwał się Steve:

      – A pamiętacie, jak chciał zainaugurować kampanię mającą na celu przywrócenie rzymskich bogów?

      Pamiętaliśmy i przy naszym stole rozbrzmiał gromki śmiech, zagłuszający wigilijne hulanki w głównej części lokalu.

      Kelner zabrał ostatnie talerze po deserach, a tymczasem my rozmawialiśmy o starych filmach, na których oglądaniu spędzaliśmy kiedyś mnóstwo czasu.

      – Oczywiście dzisiaj kręcone są te wszystkie podrzędne remaki – rzucił Rupesh w moją stronę. – Sorry, nowe wersje.

      – Trochę tak jak dzisiejsza imprezka? – zapytałam, a pozostali się zaśmiali.

      – Hej, wieczór dopiero się zaczął – oświadczyła Jen. – Steve, to przez ciebie wpadaliśmy zawsze w tarapaty. Możesz nas uratować przed koszem Adeline?

      – Przykro mi, jestem na emeryturze – odparł z uśmiechem. – Ale czy wolno mi powiedzieć, że naprawdę się cieszę, iż jedno z nas zajmuje się czymś takim zawodowo? – Uniósł piwo, jakby wznosił za mnie toast.

      – To znaczy czym? – zapytał Rupesh.

      Dopiłam swoje wino, starając się dotrzymać kroku pozostałym.

      – No wiesz, czymś kreatywnym.

      Rupesh wyprostował się na swoim krześle.

      – Ach, to słowo na „k”. Wybaczcie, ale szczególnie mnie ono mierzi. Wiecie, czuję się wyjątkowo kreatywny po przyjęciu pięciu pacjentów z rzędu, którzy żądają przepisania antybiotyków z powodu przeziębienia, dziękuję bardzo.

      – No tak, mnie chodziło tylko o to, że wszyscy oglądaliśmy mnóstwo filmów – powiedział Steve. – Świetnie, że jedno z nas robi dzięki temu karierę i że czas ten nie poszedł na marne. – Zerknął na mnie. – Tak naprawdę mówiłem o sobie.

      – Ja nadal się staram – odezwała się cicho Jen.

      – Oczywiście. Ja… Nie słuchaj mnie. – Steve uniósł kufel, pokazał na niego i przewrócił oczami.

      Rupesh dopił drinka i zamówił kolejnego; ja zdecydowałam się na wodę. To był chyba jego szósty drink. A może siódmy.

      – Co słychać u twoich rodziców? – zapytała go Jen. – Dobrze ich pamiętam, zawsze byli dla mnie bardzo mili.

      Rupesh posmutniał.

      – Oboje nie żyją.

      – Przykro mi. – Jen dotknęła jego dłoni.

      – Tata odszedł nieco ponad rok temu. W sumie to niedługo przed tym, jak do mnie napisałaś, Jen. Mama umarła krótko po tamtych ostatnich wakacjach, które tu spędziliśmy.

      – Stary. – Steve pokiwał głową, jakby go rozumiał. – Więc obaj jesteśmy sierotami.

      Rupesh przyglądał się uważnie Steve’owi. Ja również, ale on nie spojrzał w moją stronę. Czy wspomniał o tym wcześniej w którejkolwiek wiadomości? Cholera. To właśnie czeka cię, kiedy starasz się unikać internetu: zdrowe zmysły i zakłopotanie.

      – Straciłeś rodziców? – zapytał Rupesh. – Współczuję, stary. Nie wiedziałem.

      – Ja o twoich też nie.

      – Tak mi przykro, Steve – powiedziałam. – I z powodu twoich rodziców także, Rupesh.

      Rupesh zaśmiał się gorzko.

      – Ech, ten wiek informacji – stwierdził.

      Zapytali Jen o rodziców, ona odparła zwięźle:

      – Oboje żyją. I w ogóle się nie zmienili.

      Kiedy to pytanie dosięgło mnie, wspomniałam o stanie mamy, ale zbagatelizowałam go, mówiąc, że na pewno dopilnuje, aby to tato znalazł się w ziemi przed nią. Byliśmy paczką smutasów, ale nie chciałam współczucia ze strony Rupesha i Steve’a.

      W końcu chwila niezręczności minęła i Steve oświadczył:

      – Chyba możemy już założyć, że Will się nie zjawi, no nie?

      Jen, która wpatrywała się w swój telefon, wypaliła:

      – Sprawdzam właśnie jego zabójstwa. – To przywróciło nieco lekkości naszemu spotkaniu. – Mówię poważnie.

      Choć jej mina była najpewniej po prostu grą wyćwiczoną podczas zajęć z aktorstwa, na które uczęszczała,


Скачать книгу