UNSCRIPTED. MJ DeMarco
w post-apokaliptycznym świecie, w którym liczy się jedynie przetrwanie, ich prestiż zostanie sprowadzony jedynie do użyteczności. To, co pozostanie, będzie jedynie niewygodnym, dodającym wysokości obuwiem, służącym do przemieszczania się z miejsca na miejsce.
Podstęp konsumpcyjności polega na sprawieniu, żebyś myślał, że użyteczność to nie wszystko. Nieposiadająca znanego logotypu bluza z Targetu nie wystarczy — potrzebujesz tej z napisem Nike. Zamiast bezpiecznie podróżować z punktu A do punktu B hondą, potrzebujesz infinity z potrójnie przeszywaną skórą. Siewcy SKRYPTU wydają biliony na pranie naszych mózgów, wmawiając nam, że użyteczność jest dla bałwanów. Musimy jednocześnie rzucać jakiś cień. Fakt, że kupiłeś najdroższe szorty do koszykówki w sklepie dla zawodowców, nie oznacza, że możesz robić wsady jak LeBron. Konsumencka iluzja nie zmienia rzeczywistości.
HIPERRZECZYWISTOŚĆ #3: DYPLOM ZE STUDIÓW
Mój współlokator (którego wcześniej nigdy nie widziałem) zdążył już rozgościć się w swojej części pokoju. Na ścianie powiesił plakat nadmorskiej posiadłości z garażem na pięć aut, wypełnionym egzotycznymi samochodami. Ponad obrazkiem tłuste litery napisu głosiły „Uzasadnienie wyższego wykształcenia”. Śmieję się, gdy o tym teraz myślę. Faktem jest, że większości absolwentów uczelni wyższych dyplom nie daje garaży na pięć samochodów, ale pięciocyfrowe zadłużenie i pracę przy sprzątaniu stolików w nadmorskiej restauracji.
Hiperrzeczywistość „wyższego wykształcenia” ma dwie odnogi. Pierwsza jest przestarzałą ideą, która głosi, że inteligencja i bogactwo finansowe wymagają dyplomu, niezależnie od kosztów, a ponadto życie bez niego jest naznaczone brakiem zatrudnienia i spełnienia.
W niedawnym raporcie ujawniono, że jeden na dziesięciu absolwentów (absolwentów!) myśli, że program Judge Judy17 dotyczył Sądu NajwyższegoXIII. Inny przykład: bezstronna grupa studentów zadała przypadkowym studentom z uniwersytetu A&M w Teksasie kilka pytań z historii, na przykład „Kto wygrał wojnę secesyjną?” oraz „Kto jest wiceprezydentem?”. Okazało się, że wszyscy studenci popełnili błędy w niektórych pytaniach, ale każdy z nich wiedział, kim jest żona Brada PittaXIV. Nawet jeśli pokazane rezultaty były jedynie wynikiem selektywnej edycji, nie da się wymazać tej parodii — te instytucje nie edukują młodzieży. One tworzą z nich SKRYPTOWYCH idiotów.
Święte korytarze uczelni nie uczą już inteligencji i zdrowego rozsądku. Te krytyczne cechy, niezbędne do przetrwania, zostały pożarte przez bzdury typu „Feministyczna perspektywa: upolitycznienie Beyonce”18 (dzięki, RutgersXV) czy „Krytyczna teoria na temat seksualności” (Occidental CollegeXVI).
Jeśli chodzi o sukces lub (i) bogactwo finansowe, pomyśl o ostatnich trzech rzeczach, które kupiłeś. Czy wręczając gotówkę kasjerowi, pytałeś, czy wynalazca miał dyplom inżyniera z uczelni? Kiedy ostatnio kręciłeś się po Wallmarcie, czytając metki, czy szukałeś na nich informacji o wykształceniu producenta? A jak było z ostatnią książką, którą kupiłeś w serwisie Amazon? Czy zanim kliknąłeś „Dodaj do koszyka”, przestudiowałeś, co było w dyplomie autora?
Prawda jest taka, że dyplom z uczelni nie jest warunkiem zjawiska konsumpcji. Kupujesz to, co chcesz, bez zważania na kwalifikacje. Ale jeśli posłuchasz siewców SKRYPTU, będą Cię przed takim działaniem ostrzegać. SKRYPTOWE władze wpajają naszym dzieciom, że sukces jest w istocie nieprawdopodobny bez wykształcenia wyższego. Polityczne think tanki publikują raport za raportem, uowadniając, że „Ludzie z wykształceniem wyższym zarabiają więcej w ciągu swojego życia niż ci bez wykształcenia”. #PrzewracanieOczami
Ostatni taki raport pochodzi z Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku — z września 2014 roku. Wykazano w nim, że dyplom uczelni warty jest ponad 300 000 dolarów w ciągu życia absolwenta. Po pierwsze, wykorzystano do niego dane zbierane od roku 1970. Już sam ten fakt powinien wywołać u Ciebie śmiech pogardy.
Po drugie, raport nie wskazał grupy, jaką badano. Jeśli przepytasz stu studentów oblewających przedmioty lub uczniów liceum mających wyniki poniżej przeciętnej, którzy nie wybierają się na studia, i porównasz ich wypowiedzi z setką uczniów „czwórkowych”, którzy planują nadal się kształcić, różnica statystyczna będzie zasadnicza.
Po trzecie, czy nie wydaje Ci się dziwne, że Rezerwa Federalna, drukująca pieniądze instytucja rządowa, tak bardzo zainteresowała się promowaniem wykształcenia wyższego? Jeden rzut oka na ich stronę internetową i już wiemy, że poświęcili sporo czasu, aby przekonać obywateli, że dyplomy z uczelni wyższych są warte swojej ceny. Jest to jedna z tych rzeczy, która wywołuje reakcję „hmm…”.
Kolejny błąd w postrzeganiu studiów ujawnia się co jakiś czas na moim forum. Kiedy ktoś pyta: „Czy powinienem iść na studia?”, typowa papuga odpowiada: „Dyplom to dobry plan B”. #KręcęGłową #CieszSięByciemBarmanem
Dyplom jako „plan B” jest tak przydatny jak łopata w garażu. Zapytaj tylko milionów zatrudnionych i bezrobotnych absolwentów, którzy sprzątają stoliki w knajpach, jak dobrym planem jest on naprawdę — jest mniej więcej tyle warty co papier, na którym go wydrukowano.
Drugą odnogą hiperrzeczywistości uczelni jest ruch głoszący, że wydawanie fortuny na dyplom z tego, co jest Twoją pasją — powiedzmy, biologii czy astronomii — gwarantuje, że po ukończeniu studiów będzie na Ciebie czekać praca, a zdobyty dyplom sprawia, że Ci się ona należy. Kiedy rodzice pytali Cię: „Co chciałbyś robić, kiedy dorośniesz?”, nikt nie mówił, że prawdopodobieństwo pracy w tej dziedzinie było mrzonką. Jako rodzic kiwasz głową, uśmiechasz się i potwierdzasz, że Twój dzieciak może być, kim chce, mimo zapotrzebowania rynku, sytuacji gospodarczej i kultury, która szkaluje kreujące miejsca pracy biznesy. Ale wiesz co? Jeśli nie ma biznesów ani przedsiębiorców — nie będzie posad do objęcia. To trochę tak, jakby uwielbiać dzieci, ale nie lubić matek.
Prawda jest taka, że wysyłamy całe pokolenia dzieci na studia, aby zdobyły wykształcenie, którego nie będą mogły użyć w pracy, której nie będą mogły zdobyć. Tymczasem dług studencki dobija do biliona, uczelniane skarbce urosły do takich rozmiarów, że trenerzy futbolu zarabiają miliony, a tysiące dobrze wykształconych młodych ludzi staje w kolejce na targach pracy, aby zdobyć posady, które mogliby mieć już po szkole średniej.
Po raz kolejny rzeczywistość różni się od hiperrealistycznych wizji. Dyplom z uczelni nie tworzy miejsc pracy z powietrza. Do NICZEGO Cię nie uprawnia. Powtarzam: DO NICZEGO.
Moja druga połowa jest pielęgniarką. Jej klątwą jest praca z chirurgami i mimowolne słuchanie szczegółów związanych z ich życiem. Zauważyła ona, że wielu z nich nie jest zadowolonych z wykonywania swojej profesji, a jednocześnie uporczywie zachęcają swoje dzieci do pójścia w ich ślady. Słyszy historie o niedojrzałych nastolatkach umieszczanych na kursach przygotowujących do studiów. Słyszy także opowieści o rygorystycznych pozaszkolnych grafikach z przerwą na kolację, aby kontynuować pracę, aż nadejdzie czas, by pójść spać. Powody, jakimi kierują się lekarze: „Moje dziecko musi otrzymać dobry wynik na SAT19 i mieć bogatą zawartość podania, aby mogło się dostać do prestiżowej szkoły”. Ani raz nie usłyszała: „Tego chce moje dziecko”. Czy my faktycznie chcemy, aby nasze dzieci chodziły na zajęcia, których nienawidzą, i żeby poszły ścieżką kariery, której również nie będą mogły ścierpieć?
Agenda SKRYPTU kryjąca się za studiowaniem to dług zaciągnięty na potrzeby edukacji. Celem jest Twoje zniewolenie i wprowadzenie w cykl pracy od poniedziałku do piątku, niezależnie od kosztów, sytuacji na rynku pracy oraz okoliczności. Podążamy za wykształceniem jak za świętym Graalem — zaszczytem, który nie posiada już dawnej wartości. Jednak zanim