Chłopcy. Andrzej Saramonowicz
się. Jestem pewien, że wujek Paweł też się teraz wzruszył.
Znowu milczą i patrzą na siebie. Skąd to wiem, skoro nie widzę? Bo przyjaciele zawsze tak robią w ważnych chwilach.
– Ja po prostu czułem, że nic nie czułem, Kuba – odzywa się po chwili wujek Paweł. – I że mi gdzieś życie ucieka między palcami. W dodatku to chyba w ogóle nie były moje palce…
– To były palce śmierci! – krzyczy tata. – Jebane palce śmierci, wyciągające się w stronę naszych niewinnych chłopięcych ciał!
Jebane palce śmierci? Dobre! Muszę to zapamiętać.
Cichutkie brzęknięcie. Któryś z nich podniósł butelkę wódki i potrącił dzbanek z sokiem grejpfrutowym.
Bo oni zawsze piją wódkę z grejpfrutowym.
– Tylko mi się nie zakochuj! – to mój tata.
– Mówisz do profesjonalisty! – to tata Adriana.
– No myślę! – to znowu mój tata. – Czysty seks! Jesteś to winien naszym przodkom. Za to walczyli, cierpieli i ginęli!
Założę się, że w tej chwili tata podnosi kieliszek.
– Nie ma wolności bez seksualności! – krzyczy głośno wujek i również podnosi kieliszek.
– Seksualność walcząca! – krzyczy jeszcze głośniej tata.
Milkną. Najwyraźniej piją. Nie da się pić i krzyczeć jednocześnie. A teraz wypuszczają powietrze z ust, lekko się krzywiąc. I zagryzają ogórkami. I kanapkami z tatarem. To ich zestaw obowiązkowy. Tata zawsze powtarza, że wódka najlepiej wchodzi pod tatara i ogórki, a reszta to pedalia.
My z Adrianem też tak będziemy pić.
– Będzie dobrze, nie? – ponownie słyszę wujka Pawła.
– Musi! – zapewnia tata. – Piąte przykazanie w wersji po korekcie?
– Im więcej się puszczasz, tym lepiej się trzymasz!
– Amen.
Lubię ich słuchać. To, co mówią, często jest kompletnie bez sen…
lubię ich słuchać to co mówią często jest kompletnie bez sensu ale lubię ich słuchać bo zawsze mogą na siebie liczyć i nic ich nigdy nie rozdzieli mam nadzieję że to genetyczne więc ze mną i z Adrianem też tak będzie zwłaszcza że znamy się od urodzenia a co do mojego taty i wujka Pawła to poznali się dopiero w szkole mieli po siedem lat i trafili do jednej klasy tata zawsze powtarza że od pierwszej chwili wiedzieli że to przyjaźń na całe życie a wujek się śmieje że to nieprawda bo podobno już pierwszego dnia pokłócili się kto ma być Niemcem a właściwie kto ma nim nie być to było tak że bawili się w wojnę i żaden nie chciał być szkopem bo szkopy zawsze ginęli albo trafiali do niewoli i musieli jeść piach lub liście i pewnie by się nie zaprzyjaźnili po tym ale na szczęście była jeszcze piłka nożna a nie znam nikogo kto kochałby piłkę nożną bardziej niż mój tata i wujek Paweł no może Leo Messi i my z Adrianem ale to się nie liczy bo Leo Messi jest z kosmosu a my mamy to w genach po tatusiach wujek Paweł opowiadał że kiedy mieli po dziewięć lat czy po osiem nawet to przegrali mecz ze starszymi chłopakami przegrali go bo oprócz siebie mieli w drużynie jakichś strasznych leszczy i że po porażce popłakali się z wściekłości a może bardziej z bezradności po czym przysięgli sobie że już nigdy w tak haniebny sposób nie przegrają jedyny pomysł jaki im przyszedł do głowy na przegrywanie z honorem czyli wyłącznie po zaciętej walce to niedopuszczanie nieudaczników do drużyny drogą eliminacji wyszło im że mogą ufać najwyżej sobie a ponieważ nie znaleźli już więcej ambitnych piłkarzy i trudno im było stworzyć zespół zaledwie dwuosobowy postanowili grać wyłącznie ze sobą jeden na jednego od tej pory a było to jak mówię kiedy mieli po osiem czy dziewięć lat grali niemal codziennie latem czy zimą wiosną czy jesienią bez różnicy mijały lata a oni grali sam na sam w deszczu i śniegu w błocie i upale sumując wszystkie zdobyte bramki grali jeden niekończący się mecz który kiedy go skończyli bo jednak musieli go skończyć bo wujek Paweł odniósł ciężką kontuzję bo nogę znaczy się złamał na nartach to wtedy było piętnaście tysię wtedy było pię wte by
– Patrz, Paweł, jak mi szczeniak pięknie usnął – mówię.
Ale zanim to mówię, nadlatuje esemes, a potem się jeszcze… coś tam! coś tam…! dzieje… upiłem się.
6.
Kiedy nadlatuje esemes, łapię telefon. Odruch. Ale to nie do mnie nadlatuje, tylko do Pawła.
Paweł zerka na ekran. Uśmiecha się.
– Która? – pytam.
– Wiktoria.
Odkłada ajfona precz.
– A która to? – dociekam.
– Matka Bogusia.
Matka Bogusia? Nie kojarzę. Ale jestem nawalony, a człowiek nawalony zawsze usiłuje wszystko doprecyzować. Zatem drążę:
– Tego chudego blondasa z wytrzeszczem, co jak mieli akademię na Dzień Niepodległości, to odpierdalał Piłsudskiego i mu odpadły wąsy w chwili, kiedy ogłaszał, że Polska się odradza z niewoli?
– Tego, kurwa, samego – odpowiada, żując kanapkę z tatarem.
– Jak on się wtedy popłakał, gnojek – pozwalam dojść do głosu dobrej pamięci.
– Jego matka też – połyka spory kęs. – Dałem jej chusteczkę wtedy.
– Widzisz, Paweł, opłaciło się.
– No. „Myślę o tobie” – pokazuje mi ekran ajfona. – Tak napisała.
– Znaczy myśląca – konstatuję. – Zawsze plus.
– I dodała też: „wspieram w trudnej chwili”. Jakiej trudnej chwili? Nie wiesz, o co jej, kurwa, może chodzić?
– Dwanaście godzin temu rozwiodłeś się, przypominam – przypominam.
– Ale skąd ona już to wie? – sięga po kolejną kanapkę.
Jezu, co on by beze mnie zrobił?
– Kobiety są jak rekiny, bracie – tłumaczę. – Wystarczy kropla krwi na jednym oceanie, żeby przypłynęły z drugiego. A świeżo upieczony rozwodnik to cała, kurwa, stacja krwiodawstwa unosząca się na falach.
Przygląda mi się uważnie.
– Niech przypływają, nie boję się!
Buńczuczny i lekkomyślny. Cały Paweł.
– Od tej chwili jesteś i rybakiem, i przynętą, przyjacielu. To wymaga czujności. Najważniejsze, żebyś się nie zakochał.
– Już to mówiłeś, Kuba! – spogląda na mnie jak ja na ojca, kiedy pieprzył, że trzeba się uczyć.
Uderzenie adrenaliny. Jak strzał zza węgła.
W sekundę złość rozlewa mi się po krwiobiegu. Rozlepia obwieszczenia o mobilizacji. Rozdaje broń. No i co z tego, kurwa, że mówiłem, ty… Stop! Jeszcze nie jest za późno! Give peace a chance!
Nic zatem nie mówię. Uśmiecham się. Zbyt piękny, myślę, mamy wieczór i zbyt wiele już zainwestowałem w dobry humor, wódkę i żarcie. I w naszą jebaną trzydziestotrzyletnią przyjaźń last but not least. Zatem, myślę dalej, nie dam się sprowokować i nie usłyszysz ode mnie: wiem, że już to mówiłem, ale pozwalam sobie tę istotną kwestię przedstawić na forum publicznym raz jeszcze, ponieważ odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że to do ciebie nie dotarło, ty napuszony, tępy skurwysynu!
W zastępstwie tych szorstkich słów wybieram więc:
– Przyjacielu,