Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу
mojego kumpla! – krzyknął łepek.

      – Nikogo nie zabiłem! Nawet nie wiem, kim jesteś!

      Młody, rozżalony mężczyzna uderzył dłońmi w klatkę piersiową Feliksa, popychając go do tyłu.

      – Co, teraz już nie jesteś taki cwany? – kpił.

      Cokolwiek zrobię, już mam przerąbane – pomyślał żniwiarz. Będę się bronił, wyjdę na zbrodniarza, nic nie zrobię, to ten gnojek mnie pobije…

      Nieznajomy uniósł zaciśniętą pięść, ale nagle tuż przed nim pojawiła się Magda.

      – No dalej, uderz – powiedziała. – Zobaczymy, co inni powiedzą.

      Facet rzucił ukradkowym spojrzeniem na boki. Tłum wokół zgęstniał.

      – Do ciebie nic nie mam, mała – powiedział, po czym spróbował odepchnąć ją na bok.

      Magda złapała go za nadgarstek i wykręciła mu rękę za plecy.

      – Ale ja mam do ciebie – warknęła mu prosto do ucha.

      Postąpiła dwa kroki, chcąc chyba odsunąć napastnika na bezpieczną odległość od Feliksa, jednak nie tylko on miał serce przepełnione goryczą. Przed żniwiarza wystąpiła starsza pani i dźgnęła go laską w brzuch.

      – Morderca! – krzyknęła.

      Tłum wokół zafalował, coraz bardziej rozdzielając dwójkę żniwiarzy.

      Z głośników na drugim końcu placu popłynął niski głos proboszcza. Zaczęła się msza, ale tutaj panował chaos, a ludzie, zmęczeni ciągłym strachem, byli spragnieni krwi. Policja znajdowała się zbyt daleko, aby nawet dostrzec, co się działo.

      To był jednak głupi pomysł, żeby tu przychodzić – pomyślał Feliks. Teraz już się nie wywinie. Zbyt wielu ludzi miało do niego żal. Zbyt wielu podejrzewało o najgorsze zbrodnie. A on był zupełnie sam. I nawet jeśli wyjdzie z tego obronną ręką, już nigdy nie będzie dla niego miejsca w Wiatrołomie.

      ¢

      Nadia skończyła okadzać obozowisko, otarła wierzchem dłoni czoło i opadła na futro mamona.

      – Jestem wykończona – oświadczyła.

      Mateusz podał jej kawałek upolowanego dwa dni wcześniej bażanta. Skrzywiła się nieznacznie. Mięso upieczone na ognisku bez przypraw i soli nie należało do wymarzonych posiłków.

      – Jak myślisz, ile czasu minęło już u nich? – zapytał po raz nie wiadomo który.

      Wzruszyła ramionami. Coś zaszeleściło w lesie. Upuściła mięso na futro i sięgnęła po włócznię. Mateusz już celował z łuku w pobliskie cienie. Przez chwilę trwali w bezruchu, a potem odłożyli broń i zajęli się jedzeniem.

      Gdy Magda wróciła do świata żywych, oboje zgodnie uznali, że powinni udać się do swojego domu. Może i wyglądał jak blokowisko po apokalipsie, ale dla nich był namiastką cywilizacji. I dopóki żyjący o nich pamiętali, mogli liczyć na niewyczerpany zapas jedzenia. Jednak powrót okazał się nie taki prosty. Gdy serce Niji zostało przebite, wszystkie demony opuściły pustkowia i teraz kręciły się na polach i w lasach, znacznie utrudniając wędrówkę. Zaledwie w ciągu tego dnia natrafili na łepiego, którego na szczęście udało im się ominąć, zwida, nocnicę i upiora, którego zabicie kosztowało ich wiele wysiłku.

      A do tego wszystkiego Mateusz stracił czujność. Oboje już dawno temu pogodzili się z tym, że do końca istnienia będą tkwili w Nawii, jednak pojawienie się tutaj Magdy przypomniało chłopakowi o drugim świecie i rodzinie. Na jego czole pojawiła się zmarszczka dowodząca, że ciągle się o nich zamartwiał. A najgorsza była świadomość, że oni wykonali swoją robotę i nic więcej nie mogli już uczynić w sprawie wojny z Niją. Demony szalały w Wiatrołomie, ludzie ginęli, a Mateusz nigdy już się nie dowie, czy jego najbliżsi przeżyli.

      Nadia zadarła głowę i wpatrzyła się w Drogę Mleczną przecinającą czarne niebo. Jak co wieczór skupiła wszystkie zmysły, wyobraziła sobie, że zamienia się w ptaka i podąża za gwiazdami, aż do świata żywych. Niestety – jak zwykle nie uniosła się nawet o centymetr, wciąż czuła miękkie futro pod dłonią, szyszkę wbijającą się w udo, zapach pieczonego bażanta.

      Potrząsnęła głową i westchnęła ciężko. Zerknęła na Mateusza, który również w skupieniu obserwował gwiazdy.

      – Nadal tu jesteś – rzuciła. – A nawet jak zaczniesz znikać, to nie myśl, że pozwolę ci zostawić mnie tu samą.

      Oderwał wzrok od nieba i zapatrzył się w płomienie.

      – Co wieczór robisz to samo, więc nie czepiaj się mnie – powiedział.

      – Tak, tylko że ja robię to kontrolnie, a nie przez pół nocy. A poza tym Magda i Feliks na pewno doskonale sobie radzą i wcale nie potrzebują naszej pomocy.

      Z rezygnacją wrzucił do ognia ogryzioną kostkę.

      – To zrozumiałe, że za nią tęsknisz – odezwała się po chwili ciszy. – Ale nasze życie jest tu i teraz. Powinniśmy skupić się właśnie na tym.

      – Przecież wiem – burknął. – Dobranoc.

      Położył się na futrze mamona plecami do ogniska.

      Nadia, patrząc na niego, pokręciła głową. Ogarnie się. Potrzebuje tylko trochę czasu. Ona jako żniwiarz najlepiej wiedziała, jak to jest tracić bliskich. Miała tylko nadzieję, że oboje przetrwają do czasu, aż będą mogli zacząć cieszyć się swoim życiem w zaświatach.

      ¢

      – Nie będziesz chodził sobie między ludźmi, kiedy powinieneś gnić w więzieniu! – krzyczała starsza pani, wymachując laską.

      Feliks tylko zasłonił głowę, czując kolejne uderzenia w ramię. Nie mógł nawet podnieść ręki na tę wiedźmę, bo tego tłum już na pewno mu nie podaruje.

      – A ty powinnaś gnić w domu starców, głupia babo!

      Tuż przed żniwiarzem stanęła Janina w wyprasowanej garsonce i trochę za mocnym makijażu.

      – Nikt nie podniesie ręki na rodzinę Wojnów! – krzyknęła.

      Jakby na potwierdzenie jej słów, u jej boków stanęli obaj bliźniacy, górując nad tłumem.

      Feliks zerknął za siebie, obawiając się ciosu w plecy, ale tam stanął młody Aleks Wilk z bojowo uniesionymi pięściami. Chwilę później dołączyli do niego jego rodzice – Sandra i Krzysztof. Ku zaskoczeniu żniwiarza wcale nie próbowali odciągnąć stąd syna, tylko stanęli z nim ramię w ramię.

      W ciągu kilku minut żniwiarz został otoczony przez rodzinę i przyjaciół.

      – Mówiłam ci, żebyś tu nie przychodził – rzuciła półgębkiem Emilia.

      – Jak znam życie, był to pomysł naszej córki – stwierdził Jakub.

      Nieco dalej pojawili się Waldemar z Gauzą i jakiś łepek z dredami, chyba barman bliźniaków. Feliks dostrzegł też Mamuta, Siwego i Tytusa, trójkę przyjaciół, których kilka nocy wcześniej ocalił przed wieszczym. Niedaleko mignęła ruda kitka Magdy. Widział również inne twarze młodych i starych ludzi, którym pomógł na przestrzeni wielu lat. Nawet nie przypuszczał, że było ich tu aż tylu.

      Zanim się obejrzał, wrogie spojrzenia zniknęły, ludzie zainteresowali się nabożeństwem. Nikt przecież nie będzie wszczynał wojny w takiej chwili, nie gdy przeciwników jest tak wielu.

      Feliks opadł na ławkę w cieniu kasztanowca.

      –


Скачать книгу