Czarny świt. Paulina Hendel
się z niego wieszczy. Stąpał powoli i ostrożnie, jakby dopiero co znalazł się w świecie żywych. Uniósł nozdrza, węsząc w powietrzu.
– Zajmiesz się nim? – rzuciła półgębkiem Magda. Nie chciała tracić cennych strzał na zwykłego demona.
Feliks bez słowa skinął głową, odczepił od paska sierp i wykonał krok w stronę nawiego. Nagle wieszczy odwrócił się i niespiesznie odszedł. Dwójka żniwiarzy zdębiała. Przecież demony zawsze atakowały, gdy tylko wyczuły człowieka.
– Idziemy za nim – zadecydowała dziewczyna.
Jej wuj skinął głową.
Bezgłośnie przemierzali miasto. Strzępy mgły zwieszały się z latarni i Magda zaczęła się zastanawiać, czy Nija potrafi przez nie ich obserwować. W Nawii tego nie robił, gdyż cała jego uwaga była skierowana na świat żywych, lecz tutaj… Myśl ta była bardzo niepokojąca, bo co innego mógł jeszcze zobaczyć lub usłyszeć? Może właśnie dzięki temu zawsze wyprzedzał ich o kilka kroków? A może był wszechwidzący i wszechwiedzący? Po jej ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
– Poczekaj – szepnęła. – Nie podoba mi się to.
Feliks przestąpił z nogi na nogę.
– To co proponujesz?
Złapała jedną strzałę za brzechwę i na próbę dźgnęła grotem kłębiącą się tuż obok mgłę. Pod naporem ostrza czarne drobinki rozpierzchły się we wszystkie strony. Podniosła spojrzenie na wujka.
– On nas chyba śledzi – powiedziała.
Kamienna twarz Feliksa nie zdradzała żadnych uczuć. Mimo wszystko dziewczyna wiedziała, że i jemu się to nie spodobało.
– Jakieś pomysły? – zapytała.
– Zawsze możemy zignorować tego wieszczego… – zawiesił głos. – Ale oboje dobrze wiemy, że tego nie zrobimy – dokończył, kiedy się skrzywiła.
Ruszyli dalej, zupełnie nie wiedząc, czego powinni się spodziewać. Wkrótce poczuli smród zgniłego mięsa, a chwilę później usłyszeli klekot. Demony powoli ich okrążały.
– Po lewej – rzuciła półgębkiem Magda, kątem oka widząc przemykający między kamienicami cień.
– Po prawej też…
Spojrzała we wskazanym kierunku, gdzie czaił się wieszczy.
– One nas zaganiają – szepnęła z grozą.
Nawi zataczali wokół nich olbrzymie koła, ale żaden jeszcze nie zaatakował.
– Sprawdźmy. – Feliks oddalił się o kilka kroków, kiedy na drodze stanął mu upiór.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu żniwiarz cofnął się, a demon stracił nim zainteresowanie.
Magda poczuła, że serce podjeżdża jej do gardła. Znaleźli się dokładnie tam, gdzie chciał Nija. Nie można było inaczej wytłumaczyć podejrzanego zachowania stworów. Co powinni robić? Zacząć je po kolei zabijać? Czekać na władcę zaświatów?
Zanim podjęli jakąkolwiek decyzję, przed nimi pojawiła się czarna postać, zaledwie odrobinę wyższa od człowieka. Bez twarzy, z koroną na głowie i w powiewającym płaszczu utkanym z dymu. Pomimo niewielkich jak na Niję rozmiarów biła od niego taka moc, że nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, że nie może być zwykłym cienistym.
Magda nerwowo przełknęła. A więc to już.
¢
Światła karetki zniknęły za rogiem. Anna objęła się ramionami i ruszyła w stronę domu.
– Poczeka pani! – Uparty łepek dogonił ją. – Powie mi pani, co się stało z panem Waldemarem?
Mogła kazać mu się od niej odczepić albo iść dalej pić, czy co on tam robił, ale w jego spojrzeniu dostrzegła prawdziwą troskę i… strach? Wyglądał tak żałośnie, że nie miała serca go przepędzić. Z reguły nie zapraszała obcych do domu i może teraz też powinna dwa razy się zastanowić, co robić…
– Masz ochotę na ciepłą herbatę? – zapytała trochę wbrew sobie.
Pokiwał głową i poszedł za nią do kuchni. A jak mnie zadźga, to moje ciało znajdą w tym domu dopiero po tygodniu – pomyślała, wstawiając czajnik na gaz.
– W prawej szafce na górze – podpowiedział, kiedy zaczęła szukać herbaty. – Pan Bronisław robił ostatnio porządki.
– Co to w ogóle za facet? – zapytała.
– Przyjaciel.
– A ty?
– Łapa jestem.
Jakby to mi wiele mówiło – pomyślała z przekąsem.
– To co z panem Waldemarem?
– Wyprowadził się.
– Ale tak nagle? I nic mi nie powiedział?
– Najwyraźniej nie miał na to czasu. Ten dom należy do mnie i zamierzam go sprzedać.
Oczy Łapy zrobiły się wielkie. Chyba trudno mu było zaakceptować ten fakt.
– Z tego, co zrozumiałam, to wyjechał do jakiegoś… Wiatrołomu – dodała.
– Tak pomyślałem. – Pokiwał głową ze smutkiem. – Tam na pewno bardziej go potrzebują.
Jakby był jakimś zbawcą! – zakpiła w myślach.
– Powiedz mi, skąd go znasz – poprosiła, stawiając na stole dwa parujące kubki.
– Wszyscy znają pana Waldemara.
Ale nie każdy mówi o nim z takim namaszczeniem.
Czy to możliwe, że jej mąż był teraz zupełnie innym człowiekiem niż kilka lat temu? Raczej nie, przecież powitał ją dziś rano na rauszu i jak zwykle wszczął awanturę.
– On mi pomógł wiele razy – wyjaśnił w końcu Łapa. – Nawet wtedy, kiedy Krycha został zabity. Pan Waldemar wyjaśnił mi wszystko. I radził mi, jak się bronić przed… przed nimi – ostatnie dwa słowa wymówił szeptem.
– Przed kim? – zapytała marszcząc brwi.
– Nooo, przed nimi – powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało. – I dał mi zioła.
– Waldemar pali zioło? – zdziwiła się.
– Nie, dał mi rutę, błoto i te inne. – Tym razem to on wyglądał na zaskoczonego, że nie wiedziała, o co chodziło.
– A po co ci były te zioła?
– Pani nie wie?
Pokręciła głową.
– To ja nic nie mogę powiedzieć. Dziękuję za herbatę.
Odstawił nadal parujący kubek i wstał.
– Jakby ktoś panią zaczepiał w Czarnej Wodzie, niech pani mówi, że jest żoną pana Waldemara, to dadzą pani spokój – rzucił na odchodnym.
Anna odchyliła się na krześle i zaczęła skubać palcami usta. Nie dziwiło jej, że Waldemar leczył i zszywał lokalnych pijaczków, ale żeby od razu darzyć go takim szacunkiem?
¢
Stał przed nią, tak pewny swego, tak potężny, mający ludzi za nic. Czarna mgła opływała jej łydki, wspinała się po udach i zwieszała ze strzały nałożonej na cięciwę. Nie będzie pertraktowała, nie będzie z nim rozmawiała, po prostu go zabije.