Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу
zdziwieniem.

      – Mama!

      Dziewczyna zerwała się z krzesła, podbiegła do niej i wpadła jej w ramiona. W jej oczach pojawiły się łzy. Przez długie tygodnie mogła okłamywać samą siebie, ale tak naprawdę tęskniła za rodzicami.

      – Co ty tu robisz?

      – Dostałam wolne na czas, kiedy nie ma prądu – powiedziała, ocierając wierzchem dłoni wilgotne policzki. – I tak nie było roboty…

      – Dobrze, że jesteś. Tęskniliśmy za tobą.

      Mama ponownie ją uściskała, przytuliła policzek do jej głowy i pociągnęła nosem. Tosia poczuła nagle wyrzuty sumienia. Zawsze uważała siebie za czarną owcę rodziny, tę mniej kochaną córkę, ale jak mogła zostawić rodziców samych po śmierci Oliwii? To było okrutne. Nawet jeśli wcześniej sprawiali wrażenie, jakby ich nie obchodziła, musieli się o nią zamartwiać.

      Minęło dobrych kilka sekund, zanim się od siebie odsunęły.

      – A kim jest twój znajomy? – zapytała ostrożnie mama, patrząc ponad jej ramieniem na Pierwszego.

      – Adam. – Wstał z krzesła i podał jej rękę. – Przyjaciel rodziny, u której pracowała Tosia. Akurat jechałem w stronę stolicy, więc ją podwiozłem.

      – Dziękuję. – Skinęła głową. – To opowiadaj, jak było – zwróciła się do córki. – Co robiłaś? Jak ci szła praca?

      Tosia już otworzyła usta, kiedy zorientowała się, że Pierwszy zaczął szykować się do wyjścia.

      – Zostaniesz chyba na lunchu?

      – Na mnie już czas. – Zdjął skórzaną kurtkę z oparcia krzesła.

      – Jestem ci winna co najmniej jeden lunch. Zostań jeszcze choć chwilę. Zaraz coś zamówimy.

      Westchnął ciężko, ale po chwili skinął głową. Przez następną godzinę Tosia opowiedziała swojej mamie bardzo okrojoną wersję tego, co robiła po wyjeździe z domu. Przez cały ten czas miała wrażenie, że Pierwszy w skupieniu się jej przysłuchiwał, ale w duszy śmiał się z niej, patrząc, jak usiłuje pominąć kwestie szukania ciała swojej siostry, bycia zaatakowaną przez wisielca, posłużenia za kartę przetargową w wojnie żniwiarzy oraz zamieszkania w miasteczku, które stało się epicentrum ataków nawich. Kiedy wykroiła wszystkie rzeczy okołodemoniczne, tak naprawdę niewiele zostało do opowiedzenia.

      Nic dziwnego zatem, że wreszcie podczas posiłku zapadła dość niezręczna cisza.

      – Dzwoniła dziś do mnie jakaś twoja koleżanka – odezwała się mama. – Chyba ze szkoły.

      – Ta? – Tosia jakoś nie potrafiła na powrót zainteresować się dawnymi znajomościami.

      – Jakaś Monika… – Mama zmarszczyła brwi. – Nie… Chyba Magda.

      Widelec z brzdękiem uderzył o talerz.

      – Magda? – powtórzyła Tosia.

      – Tak mi się wydaje.

      Nastolatka natychmiast poderwała się z krzesła, podbiegła do plecaka, który dwie godziny wcześniej niedbale rzuciła na ziemię, i wyciągnęła z niego telefon. Wyłączyła go ponad dobę wcześniej tylko po to, aby nikt nie zatrzymywał jej w poszukiwaniu Pierwszego. Nigdy by nie przypuszczała…

      Komórka włączała się okropnie powoli. Tosia zaczęła chodzić w kółko, stukając jej rantem w dłoń.

      – Szybciej, szybciej – mruczała pod nosem.

      – To coś ważnego? – zapytała mama.

      Pierwszy spokojnie pokręcił głową.

      – Dziewczyny i te ich sprawy… – stwierdził lekko.

      Gdyby go nie znała, Tosia dałaby głowę, że w ogóle się nie przejął możliwym powrotem Magdy. No ale przecież musiał się ucieszyć… choć trochę. Spojrzała na niego, ale nie mogła nic wyczytać z jego twarzy.

      Telefon w jej dłoni zawibrował – zaczęły pojawiać się kolejne powiadomienia o nieodebranych wiadomościach i połączeniach. Większość z nich pochodziła od Adriana.

      – To mój szef – powiedziała lekko łamiącym się głosem. – Chyba się stęsknił, albo zostawiłam czajnik na gazie w barze – zażartowała, przechodząc z jadalni do kuchni.

      – Wreszcie! – usłyszała, gdy tylko wybrała numer bliźniaka. – Gdzieś ty polazła?!

      – Jestem w domu…

      – Dopiero teraz?! Martwiliśmy się!

      – Słuchaj, muszę o coś…

      – Potrzebuję tego filmiku z kolesiami, którzy chcieli haracz w barze – wszedł jej w słowo Adrian.

      – Dobrze, ale czy…

      – Dzięki niemu oczyścimy Sebę z za…

      – Magda żyje? – przerwała mu.

      – A, no tak, dziś wróciła.

      – I nikt mi nie powiedział?!

      – Hej! Przecież miałaś wyłączony telefon.

      Tosia odszukała ręką krzesło i usiadła na nim. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.

      – W porządku? – zapytał Adrian.

      – Uhm – wydusiła z siebie, pociągając nosem.

      – Jest ruda – dodał bliźniak, jakby nie był pewien, co innego może powiedzieć.

      – Super – westchnęła Tosia, wycierając łzy. – Boże, jak się cieszę…

      – Prześlij mi ten filmik. To naprawdę bardzo ważne. I nie wyłączaj już komórki – poprosił Adrian, po czym się rozłączył.

      Tosia zrobiła to, o co prosił, schowała telefon do kieszeni i wróciła do jadalni.

      – Kochanie, wszystko w porządku? – zaniepokoiła się mama.

      – W jak najlepszym. – Pokiwała głową. – Ona wróciła. – Spojrzała na Pierwszego, ale na jego twarzy nie drgnął żaden, nawet najmniejszy mięsień.

      – Będę się już zbierał – powiedział, wstając od stołu. – Bardzo dziękuję za gościnę. – Skinął głową w stronę gospodyni, a potem ruszył do drzwi.

      Nastolatka popędziła za nim.

      – Jadę z tobą – oświadczyła.

      – Nie, moja droga, czas, żebyś posiedziała trochę w domu.

      – Muszę się z nią zobaczyć! Muszę ją przeprosić! To przeze mnie ona… to moja wina, że…

      – Zginęła? Nie, sama dała się zabić przez własną nieuwagę.

      – Przydam wam się w Wiatrołomie!

      – Przydasz się tutaj własnym rodzicom. I tu będziesz bezpieczniejsza. Tylko na wszelki wypadek zabezpiecz dom.

      – Ale…

      – Zostajesz. – Poklepał ją po głowie.

      Tosia gwałtownym ruchem objęła go w pasie.

      – Uważaj na siebie – powiedziała.

      – Bez takich zażyłości. – Wyswobodził się z objęć, po czym wsiadł do samochodu. – Zabawa dopiero się zaczyna – mruknął pod nosem.

      Tosia nachyliła się jeszcze do otwartego okna.

      – Pozdrów ją ode mnie


Скачать книгу