Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу
innych ze swoim telefonem. Zanim zdążyła się zorientować, nawi rzucił się na nią i powalił ją na ziemię. Zaczęła się szarpać i piszczeć z przerażenia. Adrian dopadł do niej, odrzucił swój kij, złapał nawiego za chudą kończynę i pociągnął. Czaszka zsunęła się z dziewczyny, która natychmiast odczołgała się w głąb tłumu. Pająkowate nogi rozpaczliwie szukały oparcia, czegokolwiek, o co mogłyby zahaczyć, aż natrafiły na dziurę w asfalcie. Owłosione odnóże wysunęło się Adrianowi z rąk. Bliźniak runął na ziemię i zaczął w panice rozglądać się za swoim kijem.

      Nagle świsnęło, potem rozległo się głuche stuknięcie. Z oczodołu wystawała wciąż drżąca brzechwa. Nogi demona rozjechały się i zaczęły się trząść.

      Na środek drogi wyszła niezbyt wysoka, ruda dziewczyna z wiankiem na głowie, wciąż mierząc do nawiego z łuku. Gdy uznała, że nie stanowił już zagrożenia, oparła o niego stopę i wyciągnęła strzałę. Potem schyliła się po kij bejsbolowy.

      – Możesz go dobić – rzuciła do Adriana, podając mu broń.

      Bliźniak pozbierał się z ziemi, wciąż wpatrując się w dziewczynę. Miał wrażenie, że powinien ją znać, tylko nie miał pojęcia skąd.

      – No już, bo jeszcze zwieje – pospieszyła go.

      Czaszka rzeczywiście podjęła próby pozbierania się, ale Adrian zaczął okładać ją kijem do wtóru pękających kości.

      – Teraz się cofnij – poleciła dziewczyna.

      Nawi podkurczył nogi niczym pająk, a jego czaszka rozsypała się i w ciągu kilku minut została po niej kupka pyłu, którą rozwiał wiatr.

      ¢

      Magda powiodła wzrokiem po bladych twarzach. Szesnaście par oczu wpatrywało się w nią w milczeniu. Widziała wycelowane w nią telefony komórkowe. Wiele zależy od tego, jak to rozegrasz – odezwał się w jej głowie jej dawny głos. Musisz być bardzo ostrożna, uważnie patrz, gdzie stąpasz…

      Dokładnie tak pomyślałaby w swoim pierwszym wcieleniu. Jednak zdawało się, że od niego dzieliły ją dziesiątki lat oraz cała Nawia. Nic już nie było tak jak dawniej.

      – Magda? – zapytał niepewnie Adrian, na wszelki wypadek zachowując bezpieczną odległość.

      Uśmiechnęła się do niego szeroko i wskoczyła na maskę najbliższego samochodu.

      – A teraz grzecznie chowamy telefony – powiedziała głośno.

      Nikt nawet nie drgnął.

      – Kuzynie? – zwróciła się do bliźniaka.

      – Głusi jesteście?! – warknął z groźną miną, postępując krok w stronę gapiów i uderzając kijem we własną dłoń.

      Po chwili wahania wszystkie telefony znalazły się w kieszeniach. Magda nabrała powietrza w płuca.

      – To, co przed chwilą zobaczyliście, to demon – oświadczyła.

      Ludzie spojrzeli po sobie niepewnie. Jedna sprawa to być świadkiem co najmniej nietypowego wydarzenia, a zupełnie inna uwierzyć komuś, kto mówi o rzeczach nadprzyrodzonych.

      – Tak, stwory z dawnych wierzeń istnieją – kontynuowała dziewczyna. – I upodobały sobie Wiatrołom.

      Jakaś nastolatka parsknęła cicho. Magda przeszyła ją groźnym spojrzeniem. Dziewczyna natychmiast speszyła się i wpatrzyła we własne buty.

      – Wiem, że to dużo do ogarnięcia. Od ostatniej wichury w naszym mieście zaroiło się od demonów. Na pewno widzieliście jakieś podejrzane wydarzenia albo o nich słyszeliście. Nie chcę was straszyć, ale nie wychodźcie po zmroku z domów, rozsypcie sól na parapetach i progach…

      Młody mężczyzna, który dopiero co dołączył do gapiów, pokręcił lekceważąco głową.

      – Wariatka – ocenił i odszedł.

      – Ten pan chyba nie widział czaszki na pajęczych nogach – stwierdziła Magda. – Cóż, akurat ona nie jest niebezpieczna. Lubi tylko straszyć ludzi. W każdym razie, jak macie jakieś pytania, zapraszam do baru. Teraz albo później. Zawsze będzie tu ktoś, kto wam wszystko wyjaśni. A jeśli chodzi o filmiki i zdjęcia, które właśnie zrobiliście… Cóż, nie zabronię wam publikować ich w sieci. Wasza decyzja. Zanim jednak to zrobicie, zastanówcie się, czy chcecie wyjść na świrów.

      Magda zeskoczyła z samochodu i podeszła do Adriana. Kuzyn od razu porwał ją w ramiona.

      – Myśleliśmy, że już nie wrócisz!

      – Nie tak łatwo mnie załatwić – sapnęła. – Puść mnie, bo strzelą mi żebra.

      – Przepraszam. – Postawił ją na ziemi i odsunął się, wciąż patrząc na nią z uśmiechem.

      – Panie Waldemarze. – Skinęła głową lekarzowi.

      – Chodź tu, dziewczyno!

      Chruszczyński przygarnął ją do siebie i uściskał, najwyraźniej nie przejmując się, że jak zwykle woniało od niego alkoholem.

      Gapie zaczęli się rozchodzić. Kobieta, która wcześniej wrzeszczała wniebogłosy, stojąc na ławeczce, zeszła z niej z gracją i oddaliła się, nieco się zataczając. I tylko kierowca po stłuczce stanął przy swoim aucie, oglądając rozbity reflektor.

      – W ubezpieczalni powie pan, że wybiegło panu pod koła jakieś zwierzę – poradziła Magda.

      Po chwili mężczyzna wzruszył ramionami, wsiadł za kierownicę i odjechał, nie oglądając się za siebie.

      We trójkę weszli do baru. Magda jeszcze obejrzała się na progu, ale wszyscy świadkowie pojawienia się nawiego ulotnili się. Nikt najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowy o demonach. Jeszcze nie – przemknęło jej przez myśl. Ale dojrzeją do tego.

      – Szybko się uwinęłaś.

      Spojrzała pytająco na Waldemara.

      – Wróciłaś zaledwie po tygodniu – wyjaśnił.

      – Jak dla mnie to trwało całe wieki – westchnęła, siadając za stolikiem. – Jest szansa na coś zimnego do picia?

      Adrian sięgnął do lodówki po butelkę z wodą.

      – Z procentem? – poprosiła.

      – Myślałem, że ty nie pijesz.

      – Bo nie piję, ale dość rzadko mam okazję, żeby świętować własny powrót z zaświatów. A poza tym, przez wiele tygodni chodziło za mną zimne piwo.

      Kuzyn otworzył i podał jej butelkę. Na szkle niemal natychmiast pojawiły się kropelki wody.

      – Słyszałam, że aresztowali Sebastiana? – zagadnęła.

      – Ale zaraz go wypuszczą. – Adrian machnął ręką. – Tośka ma nagranie, na którym widać, że tamten facet ukradł Sebie zapalniczkę.

      Magda zmarszczyła brwi.

      – Tę, którą znaleźli przy ciele trupa. Tylko ma wyłączony telefon… Tośka, nie trup.

      Dziewczyna potrzebowała kilku sekund, żeby zrozumieć wywód kuzyna, a potem w jej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka.

      – Czy Tosia potrafiłaby aż tak się obrazić? – zapytała.

      – Przecież to nie ja wywaliłem ją z Wiatrołomu.

      – I nie przeszło ci przez myśl, że coś mogło się stać?

      – No przecież mówię, że wyjechała z Wiatrołomu.

      –


Скачать книгу