10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie. Elif Shafak

10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie - Elif Shafak


Скачать книгу
W niektóre dni pełna energii, niezmordowana dreptała od jednego zajęcia do drugiego. Zawzięcie trzepała dywany, ścierała kurze z każdej powierzchni bez wyjątku, gotowała pościel, którą prała ledwie dzień wcześniej, godzinami szorowała podłogi i po całym domu rozpylała cuchnący środek dezynfekujący. Miała wiecznie podrażnione, spękane dłonie, którym nie potrafiła przywrócić miękkości, mimo że regularnie nacierała je baranim tłuszczem. Na zawsze miały pozostać szorstkie, ponieważ myła je kilkadziesiąt razy dziennie, przekonana, że nie są wystarczająco czyste – podobnie zresztą jak wszystko inne. Innym razem wydawała się tak wyczerpana, że ledwie mogła się poruszać. Nawet oddychała z trudem.

      Zdarzały się i takie dni, kiedy ciocia sprawiała wrażenie beztroskiej. Odprężona i promienna spędzała długie godziny na zabawie z Leilą w ogrodzie. Na obsypanych pąkami gałęziach jabłoni wieszały kawałki tkanin, które nazywały balerinami. Niespiesznie wyplatały małe koszyki z wierzbowych witek albo wianki ze stokrotek. Wiązały kokardy na rogach barana, który miał zostać poświęcony w kolejne Id al-Fitr. Pewnego razu w wielkiej tajemnicy przed wszystkimi przecięły sznur więżący zwierzę w szopie. Ale baran nie uciekł tak, jak zaplanowały. Chociaż wybrał się na przechadzkę w poszukiwaniu świeżej trawy, wrócił dokładnie w to samo miejsce, z którego wyruszył, najwyraźniej uznawszy znajomą niewolę za milszą od dziwnego zewu wolności.

      Ciocia i Leila uwielbiały robić suknie z obrusów i oglądać kobiety w czasopismach. Naśladowały ich dystyngowane pozy i pewne siebie uśmiechy. Ze wszystkich modelek i aktorek, którym bacznie się przyglądały, szczególnie podziwiały jedną: Ritę Hayworth. Jej rzęsy przypominały strzały, a brwi – łuki; w talii była szczuplejsza od filiżanki, a skórę miała gładką jak przędza jedwabna. Mogłaby stanowić odpowiedź na pytanie każdego otomańskiego poety, gdyby nie jeden drobny błąd: Rita Hayworth urodziła się w złym czasie, w dalekiej Ameryce.

      Chociaż obie ogromnie interesowały się życiem aktorki, musiały zadowolić się oglądaniem jej na zdjęciach, skoro żadna z nich nie umiała czytać. Leila miała dopiero rozpocząć naukę w szkole, a o edukację jej ciotki nikt nigdy nie zadbał. W wiosce, w której dorastała ciocia Binnaz, nie było szkoły, a jej ojciec nie wyraził zgody, aby każdego dnia pokonywała wyboistą drogę do miasta i z powrotem, tak jak to czynili jej bracia. Nie wystarczyłoby dla wszystkich butów, a ponadto ona i tak musiała zajmować się młodszym rodzeństwem.

      W przeciwieństwie do cioci matka Leili była piśmienna i czerpała z tego dumę. Potrafiła rozszyfrowywać przepisy z książki kucharskiej, odnajdywać się na stronach wiszącego na ścianie kalendarza, a nawet zgłębiać treść artykułów w gazetach. To właśnie ona przekazywała im wiadomości o otaczającym je świecie: w Egipcie grupa oficerów wojskowych ogłosiła kraj republiką; w Ameryce stracono parę oskarżoną o szpiegostwo; w Niemczech Zachodnich tysiące ludzi wzięły udział w marszu na znak protestu przeciwko polityce rządu i zostały rozgromione przez sowieckiego okupanta. Z kolei w Turcji, w dalekim Stambule, który sam wydawał się czasem obcym państwem, odbył się konkurs piękności, podczas którego kobiety przechadzały się po wybiegu w jednoczęściowych kostiumach kąpielowych. Grupy religijne wyszły na ulice, aby potępić ten pokaz niemoralności, ale organizatorzy nie zamierzali ulec. Twierdzili, że cywilizowane narody wznoszą się na trzech filarach: nauce, edukacji i konkursach piękności.

      Zawsze gdy Suzan czytała na głos, Binnaz pospiesznie spuszczała wzrok. Pulsująca wówczas na jej lewej skroni żyła była cichą, lecz niezmienną oznaką udręki. Leila współczuła ciotce, dostrzegając coś znajomego, niemal pocieszającego w słabości tej kobiety. Ale wyczuwała również, że dokładnie z tego samego powodu nie będzie mogła długo trzymać jej strony. Nie mogła bowiem doczekać się dnia, w którym pójdzie do szkoły.

      •

      Mniej więcej trzy miesiące wcześniej na szczycie schodów za szafką z drewna cedrowego Leila znalazła rozklekotane drzwi, które prowadziły na dach. Ktoś musiał zostawić je uchylone, wpuszczając do środka chłodne, rześkie powietrze, niosące zapach rosnącego przy drodze dzikiego czosnku. Od tamtej pory wchodziła na dach niemal codziennie.

      Za każdym razem, gdy spoglądała na rozpościerające się w dole miasto, nasłuchując krzyku orzełka włochatego szybującego nad ogromnym jeziorem lśniącym w oddali, gęgotu flamingów brodzących na płyciźnie w poszukiwaniu jedzenia albo świergotu jaskółek śmigających między olchami, była pewna, że gdyby tylko spróbowała, ona też mogłaby latać. Czego potrzebowała, aby wyrosły jej skrzydła, dzięki którym sunęłaby po niebie beztroska i lekka? W okolicy żyły czaplowate, pelikanowate, sterniczki zwyczajne, szczudłaki zwyczajne, gilaki ciemnogłowe, trzcinniczki zwyczajne, łowcy krasnodziobi i chruściele, nazywane przez miejscowych sułtankami. Ich własny komin wzięła we władanie para bocianów, która gałązka po gałązce wzniosła na nim imponujące gniazdo. Teraz ich nie było, ale Leila wiedziała, że wrócą pewnego dnia. Jej ciotka twierdziła, że bociany – w przeciwieństwie do ludzi – pozostają wierne wspomnieniom. Gdy raz wyszykują dla siebie „dom”, wracają do niego już zawsze, nawet jeśli znajdują się wiele kilometrów dalej.

      Po każdej wizycie na dachu dziewczynka schodziła na palcach, ostrożnie, żeby nikt nie przyłapał jej na gorącym uczynku. Wiedziała, że gdyby została nakryta przez matkę, wpadłaby w nie lada tarapaty.

      Ale tamtego popołudnia w czerwcu tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego roku matka była zbyt zajęta, żeby zwracać na nią uwagę. W domu roiło się od gości – samych kobiet. Tak działo się niezawodnie dwa razy w miesiącu: w dzień czytania Koranu i w dzień woskowania nóg. Przy pierwszej okazji przychodził leciwy imam, aby wygłosić kazanie i odczytać fragment ze świętej księgi. Kobiety z sąsiedztwa siedziały wtedy milczące i poważne, mocno ściskając razem kolana, z zakrytymi głowami, pogrążone w myślach. Jeśli jakieś plączące się nieopodal dziecko wydało choćby pisk, natychmiast zostawało uciszone.

      W dzień woskowania sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. Z dala od mężczyzn kobiety nosiły najbardziej skąpe ze strojów. Polegiwały na sofie z rozłożonymi nogami, nagimi rękoma i oczami błyszczącymi tłumioną na co dzień figlarnością. Trajkocząc bez ustanku, okraszały swoje wypowiedzi przekleństwami, od których najmłodsza spośród nich czerwieniła się jak róża damasceńska. Leila nie mogła uwierzyć, że te dzikie stworzenia były tymi samymi osobami, które z fascynacją słuchały imama.

      Tego dnia kolejny raz zebrały się na woskowanie. Przycupnięte na dywanach, stołkach i krzesłach, kobiety zajmowały każdy centymetr salonu, trzymając talerzyki z ciastkami i filiżanki z herbatą. Mdły zapach docierał do nich z kuchni, gdzie na kuchence bulgotał wosk. Cytryna, cukier i woda. Kiedy mikstura będzie gotowa, wszystkie zabiorą się do pracy bez ociągania i żartów, a każdy oderwany od skóry lepki pasek zaznaczą grymasem twarzy. Chwilowo jednak ból mógł zaczekać, a one plotkowały i ucztowały ku uciesze swoich serc.

      Leila, która obserwowała kobiety z korytarza, przez moment była jak zahipnotyzowana, kiedy w ich ruchach i interakcjach doszukiwała się wskazówek odnośnie do własnej przyszłości. Jeszcze wtedy sądziła, że kiedy dorośnie, będzie taka sama jak one. Z maluchem uczepionym jej nogi, z niemowlęciem w ramionach, z mężem, któremu będzie posłuszna, i z domem, o który będzie dbać. Tak miało wyglądać jej życie. Matka mówiła, że kiedy Leila przyszła na świat, akuszerka wrzuciła jej pępowinę na dach szkoły, aby została nauczycielką, ale baba nie był entuzjastą tego pomysłu. Już nie. Jakiś czas temu poznał szejka, który uzmysłowił mu, że dla kobiet jest lepiej, kiedy siedzą w domu i zakrywają się dokładnie przy tych rzadkich okazjach, kiedy naprawdę muszą wyjść. W końcu nikt nie chciał kupować pomidorów dotykanych, ściskanych i brukanych przez innych klientów. Korzystniej, gdy wszystkie pomidory na targu były starannie zapakowane i zabezpieczone. Zdaniem szejka tak samo należało traktować kobiety. Hidżab był ich opakowaniem, ich zbroją mającą chronić przed nieprzyzwoitymi spojrzeniami i niechcianym dotykiem.

      Matka


Скачать книгу