10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie. Elif Shafak

10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie - Elif Shafak


Скачать книгу
i kupią najładniejszą chustę i dopasowany do niej długi płaszcz.

      – Czy będę mogła nosić pod spodem mój strój do tańca brzucha?

      – Głuptas z ciebie – odparła matka z uśmiechem.

      Pogrążona w myślach Leila na palcach minęła salon i ruszyła do kuchni. Matka harowała tam od wczesnych godzin porannych – piekąc börek, parząc herbatę i szykując wosk. Leila nie potrafiła zrozumieć, po co rozsmarowywać tę cukrową delicję na owłosionych nogach, zamiast zwyczajnie ją zjadać, co też sama czyniła z przyjemnością.

      Kiedy weszła do kuchni, zaskoczył ją widok innej osoby. Przy blacie stała samotna ciocia Binnaz, ściskając w dłoni długi, ząbkowany nóż, w którego ostrzu odbijały się promienie popołudniowego słońca. Leila przestraszyła się, że ciotka zrobi sobie krzywdę. W ostatnim czasie musiała zachowywać szczególną ostrożność, ponieważ oznajmiła, że jest przy nadziei – zresztą nie pierwszy już raz. Nikt tego nie komentował w obawie przed nazar – złym okiem. Nauczona doświadczeniem Leila wiedziała, że w najbliższych miesiącach, kiedy ciąża stanie się widoczna, otaczający ciotkę dorośli zaczną zachowywać się tak, jakby jej pęczniejący brzuch był efektem wilczego apetytu albo chronicznych wzdęć. Bo właśnie tak było do tej pory: im bardziej ciocia przybierała na wadze, tym mniej stawała się widoczna dla pozostałych domowników. Równie dobrze mogłaby niknąć na ich oczach, niczym zdjęcie zostawione na asfalcie w palącym słońcu.

      Leila ostrożnie zrobiła krok naprzód, przystanęła i obserwowała.

      Ciotka, lekko przygarbiona nad tym, co przypominało stos liści sałaty, najwyraźniej nie zauważyła dziecka. Świdrowała wzrokiem rozłożoną na blacie gazetę, a jej oczy zdawały się płonąć na tle bladej cery. Wzdychając, wzięła garść zieleniny i zaczęła siekać ją rytmicznie na desce. Nóż poruszał się tak szybko, że przypominał rozmazaną plamę.

      – Ciociu?

      Jej ręka znieruchomiała.

      – Hmm.

      – Na co patrzysz?

      – Na żołnierzy. Słyszałam, że wracają. – Wskazała zdjęcie na papierze i przez chwilę obie przyglądały się podpisowi pod nim, próbując zrozumieć sens czarnych kropek i zawijasów ustawionych w szeregu niczym batalion piechoty.

      – Och, więc wkrótce twój brat wróci do domu.

      Ciocia miała brata, który wraz z pięcioma tysiącami tureckich oddziałów został wysłany do Korei. Pomagali Amerykanom wspierać dobrych Koreańczyków w walce ze złymi Koreańczykami. Dziecko zastanawiało się, jak ci wszyscy mężczyźni ze swoimi strzelbami i pistoletami mieli się ze sobą komunikować, skoro tureccy żołnierze nie mówili po angielsku ani po koreańsku, a amerykańscy żołnierze prawdopodobnie ignorowali wszystko prócz własnego języka. Jeśli nie potrafili się dogadać, jak mieli się zrozumieć? Ale to nie był właściwy moment na poruszenie tej kwestii. Dziewczynka rozciągnęła więc usta w promiennym uśmiechu.

      – Musisz być podekscytowana!

      Twarz cioci stężała.

      – Niby dlaczego? Kto to wie, kiedy się z nim zobaczę… jeśli w ogóle. Upłynęło tak dużo czasu. Moi rodzice, bracia i siostry… Nie widziałam żadnego z nich. Nie mają pieniędzy na podróże, a ja nie mogę do nich pojechać. Tęsknię za moją rodziną.

      Leila nie wiedziała, jak odpowiedzieć. Zawsze zakładała, że oni byli rodziną cioci. Jako ugodowe dziecko uznała jednak, że rozsądniej będzie zmienić temat.

      – Szykujesz jedzenie dla gości?

      Nawet kiedy Leila wypowiadała te słowa, przyglądała się posiekanej sałacie na desce do krojenia. Wśród zielonych wstążek dostrzegła coś, co zaparło jej dech: różowe dżdżownice, niektóre w kawałkach, inne wciąż jeszcze wijące się w całości.

      – Fuj. Co to ma być?

      – To dla dzieci. Ich ulubione danie.

      – Dla dzieci? – Leila poczuła, że zbiera jej się na wymioty.

      Najwyraźniej matka mówiła prawdę: ciocia miała nie po kolei w głowie. Spojrzenie dziecka powędrowało na podłogę. Ciocia nie nosiła butów, a stopy miała popękane i stwardniałe na brzegach, jakby pieszo pokonała wiele kilometrów, aby dotrzeć do tego miejsca. Leilę zaintrygowała ta myśl; może ciocia lunatykowała, może każdej nocy znikała w szeleszczącym mroku, aby o świcie wrócić do domu, wydychając obłoczki pary w chłodne powietrze. Może przekradała się przez furtkę ogrodową, wspinała po rynnie, przeskakiwała przez balustradę na balkonie i niepostrzeżenie docierała do swojej sypialni, ani na moment nie otwierając oczu. Co mogłoby się stać, gdyby pewnego dnia zabłądziła?

      Gdyby ciocia miała w zwyczaju wałęsać się we śnie po ulicach miasta, baba by o tym wiedział. Niestety Leila nie mogła go o to zapytać. Był to jeden z wielu tematów, w które jej nie wtajemniczano. Tymczasem dziewczynce nie dawało spokoju, dlaczego ona spała z matką w jednym pokoju, podczas gdy ojciec dzielił inną sypialnię na piętrze z ciocią Binnaz. Kiedy o to dopytywała, matka twierdziła, że ciocia bała się spać sama, ponieważ we śnie walczyła z demonami.

      – Zamierzasz to zjeść? – zapytała Leila. – Rozchorujesz się.

      – Ja? Nie! To dla dzieci, przecież ci mówiłam. – Spojrzenie, które Binnaz posłała dziewczynce, było niespodziewane jak dotyk biedronki, która przysiadła na palcu, i równie delikatne. – Nie widziałaś ich? Na dachu. Sądziłam, że ciągle tam chodzisz.

      Zdumiona Leila uniosła brwi. Nawet nie podejrzewała, że ciotka może odwiedzać jej tajemnicze miejsce. Wcale się tym jednak nie zmartwiła. Ciocia miała w sobie coś takiego, co upodabniało ją do zjawy; nie przejmowała kontroli nad rzeczami, tylko przez nie przenikała. Tak czy inaczej, mała była pewna, że na dachu nie było żadnych dzieci.

      – Nie wierzysz mi? Myślisz, że zwariowałam. Wszyscy tak myślą.

      Głos tej kobiety wyrażał tyle cierpienia, a z jej pięknych oczu wyzierało tyle smutku, że na moment Leili odjęło mowę. Zawstydzona własnymi myślami próbowała się zrehabilitować.

      – To nieprawda. Zawsze w ciebie wierzyłam!

      – Na pewno? Wiara w drugiego człowieka to poważna sprawa. Nie możesz tak tylko sobie mówić. Kiedy naprawdę w kogoś wierzysz, musisz wspierać tę osobę bez względu na wszystko. Nawet jeśli inni ludzie opowiadają o niej potworne rzeczy. Czy jesteś na to gotowa?

      Dziecko skinęło głową, ochoczo przyjmując wyzwanie.

      Zadowolona ciocia uśmiechnęła się.

      – W takim razie wyjawię ci sekret, bardzo duży. Obiecujesz, że nikomu go nie zdradzisz?

      – Obiecuję – odparła bez wahania Leila.

      – Suzan nie jest twoją matką.

      Leila szeroko otworzyła oczy.

      – Chcesz wiedzieć, kto naprawdę nią jest?

      Cisza.

      – To ja cię urodziłam. Był zimny dzień, ale na ulicy jakiś mężczyzna sprzedawał słodkie morele. Dziwne, prawda? Gdyby się dowiedzieli, że ci powiedziałam, odesłaliby mnie z powrotem do wioski… albo może zamknęliby mnie w szpitalu psychiatrycznym i już nigdy więcej byśmy się nie spotkały. Rozumiesz?

      Dziecko skinęło głową, choć jego twarz nie zmieniła wyrazu.

      – To dobrze. W takim razie trzymaj buzię na kłódkę.

      Ciocia wróciła do pracy, nucąc pod nosem. Bulgotanie w kociołku, pogaduszki kobiet w salonie, pobrzękiwanie łyżeczek o filiżanki… Nawet baran w ogrodzie wydawał się chętny dołączyć do tego chóru, pobekując na własną


Скачать книгу