10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie. Elif Shafak

10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie - Elif Shafak


Скачать книгу
uciekający przez okno w mrok, zawsze wracał do niej właśnie ten moment. Ten moment, który w jej ocenie trwale ją upośledził.

      •

      Jeszcze tego samego dnia w południe Haroun przytrzymał dziecko wysoko w górze, zwrócił się w stronę Mekki i wyrecytował ezan, wezwanie do modlitwy, prosto do prawego ucha małej.

      – Ty, moja córka, ty, która z woli Allacha będziesz pierwszą z wielu dzieci pod tym dachem, ty, o oczach tak ciemnych jak noc, będziesz nosiła imię Leyla. Ale nie będziesz zwykłą Leylą. Nadam ci bowiem również imiona mojej matki. Twoja nine była czcigodną kobietą; była bardzo pobożna i jestem pewien, że i ty taka będziesz. Nazwę cię Afife, cnotliwa, niepokalana. I nazwę cię Kamile, doskonałość. Będziesz skromna, porządna, czysta jak woda…

      Haroun zamilkł pod wpływem dręczącej myśli, że nie każda woda jest czysta. Potem dodał, głośniej, niż zamierzał, aby dopilnować, by niebiosa niczego nie pomieszały, a Bóg niczego nie zrozumiał opacznie:

      – Jak woda źródlana, przejrzysta, nieskazitelna… Wszystkie matki w Van będą strofowały swoje córki: „Dlaczego nie możesz być taka jak Leyla?”, a wszyscy mężowie będą mówili do swoich żon: „Dlaczego nie mogłaś urodzić takiej dziewczyny jak Leyla?!”.

      Tymczasem noworodek próbował wepchnąć sobie pięść do ust, które wykrzywiał w grymasie przy każdej nieudanej próbie.

      – Sprawisz, że będę z ciebie bardzo dumny – kontynuował Haroun. – Posłuszna swojej religii, posłuszna swojemu narodowi, posłuszna swojemu ojcu.

      Kiedy w końcu zrozumiała, że zwyczajnie nie zmieści zaciśniętej piąstki do buzi, zła na siebie, dziewczynka zaniosła się płaczem, jakby postanowiła wynagrodzić sobie wcześniejsze milczenie. Szybko oddano ją Binnaz, która bez zastanowienia przystawiła córkę do piersi, podczas gdy piekący ból kreślił koła wokół jej sutków niczym sęp krążący nad swoją ofiarą.

      Później, kiedy dziecko zasnęło, Suzan, która czekała nieopodal, podeszła do łóżka, ostrożnie, żeby nie narobić hałasu. Unikając kontaktu wzrokowego, wzięła noworodka od jego matki.

      – Przyniosę ją, kiedy będzie płakać – powiedziała Suzan, po czym przełknęła ślinę. – Nie martw się. Dobrze się nią zaopiekuję.

      Binnaz nic nie odpowiedziała. Jej twarz była blada i sfatygowana niczym stary, porcelanowy talerz. Nie dawała znaku życia, jeśli nie liczyć słabego, choć wyraźnego oddechu. Jej łono, jej umysł, ten dom… nawet wiekowe jezioro, w którym podobno utopiło się wielu nieszczęśliwych kochanków, wszystko wydawało się puste i wyschnięte. Wszystko prócz jej bolących, nabrzmiałych piersi, z których wypływały strużki mleka.

      Kiedy już Binnaz została w pokoju sama z mężem, wyczekiwała jego słów. Nie zależało jej tyle na przeprosinach, co na przyznaniu, że spotkała ją niesprawiedliwość, która zadała jej wielki ból. Ale on też milczał. I stało się tak, że dziewczynka urodzona w rodzinie składającej się z jednego męża i dwóch żon szóstego stycznia tysiąc dziewięćset czterdziestego siódmego roku w mieście Van – w „Perle Zachodu” – została nazwana Leylą Afife Kamile. Takie odważne imiona, majestatyczne i jednoznaczne. Duży błąd, jak miało się później okazać. Przez pewien czas rzeczywiście skrywała w oczach noc, jak na Leylę przystało. Wkrótce jednak stało się jasne, że jej kolejne imiona były dalece nietrafione.

      Po pierwsze nie była nieskazitelna; liczne mankamenty znaczyły jej życie niczym sieć podziemnych rzek. Tak naprawdę była chodzącym ucieleśnieniem niedoskonałości – to znaczy, odkąd tylko nauczyła się chodzić. Ponadto czas miał pokazać, że nie odznaczała się również czystością, choć z przyczyn od niej niezależnych.

      Miała być Leylą Afife Kamile, pełną zalet i cnót. Ale lata później, po tym, jak zawitała do Stambułu, samotna i spłukana; po tym, jak pierwszy raz w życiu patrzyła na morze, oszołomiona widokiem bezkresnej niebieskiej połaci rozciągającej się po horyzont; po tym, jak zauważyła, że jej loki puszą się pod wpływem wilgotnego powietrza; po tym, jak pewnego dnia rano obudziła się w cudzym łóżku obok mężczyzny, którego nigdy wcześniej nie widziała na oczy, i z tak wielkim ciężarem w piersi, że nabranie powietrza wydawało jej się niemożliwe; po tym, jak sprzedano ją do burdelu, gdzie zmuszano ją do seksu z minimum dziesięcioma, a nawet piętnastoma mężczyznami dziennie w pokoju z zielonym, plastikowym wiadrem, w którym zbierała się woda kapiąca z sufitu za każdym razem, gdy padało… długo po tym wszystkim dla swoich pięciorga drogich przyjaciół, dla swojej wielkiej miłości i dla swoich licznych klientów miała istnieć jako Tequila Leila.

      Kiedy mężczyźni pytali – a robili to często – dlaczego obstawała przy wymawianiu „Leyla” jak „Leila” i czy chciała w ten sposób wydawać się bardziej zachodnia albo egzotyczna, ona wybuchała śmiechem i odpowiadała, że pewnego dnia udała się na bazar, gdzie przehandlowała „y” na „i”, bo tego pierwszego na próżno szukać w słowie „wieczność”.

      Koniec końców nic z tego nie miało znaczenia dla dziennikarzy, którzy opisali jej zabójstwo w gazetach. Dla większości z nich jej imię nie miało żadnego znaczenia i zadowolili się jej inicjałami. Do niemal wszystkich artykułów dołączono to samo zdjęcie – stare ujęcie z czasów szkoły średniej, na którym nie dało się rozpoznać Leili. Oczywiście redaktorzy mogli wybrać aktualniejszą fotografię, choćby tę pochodzącą z akt policyjnych; obawiali się jednak, że widok grubej warstwy makijażu i głębokiego dekoltu zgorszy społeczeństwo.

      Wieczorem dwudziestego dziewiątego listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku telewizja krajowa obwieściła jej śmierć. Wspomniano o tym po obszernym raporcie na temat Rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie usankcjonowania interwencji wojsk w Iraku, konsekwencji płaczliwego ustąpienia Żelaznej Damy w Wielkiej Brytanii, nieustającego napięcia między Grecją a Turcją po agresji w zachodniej Tracji i splądrowaniu sklepów prowadzonych przez etnicznych Turków oraz usunięcia tureckiego konsula z Komotini i greckiego konsula ze Stambułu, połączenia narodowych reprezentacji piłkarskich Zachodnich i Wschodnich Niemiec po zjednoczeniu obu krajów, zniesienia konstytucyjnego wymogu, w myśl którego zamężne kobiety chcące pracować poza domem potrzebowały na to pozwolenia swoich mężów, i zakazu palenia w samolotach tureckich linii lotniczych, wprowadzonego mimo zaciekłych protestów palaczy z całego świata.

      Kiedy program dobiegał końca, na dole ekranu przesunął się jasnożółty pasek z informacją: „Zamordowana prostytutka znaleziona w miejskim pojemniku na śmieci: czwarta w tym miesiącu. Narasta panika wśród pracowników seksualnych w Stambule”.

      Dwie minuty

      Dwie minuty po tym, jak jej serce przestało bić, umysł Leili przywołał wspomnienie dwóch kontrastujących ze sobą smaków: cytryny i cukru.

      Czerwiec tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego roku. Ujrzała siebie jako sześciolatkę z burzą kasztanowych loków okalających drobną, mizerną twarz. Mimo pokaźnego apetytu, zwłaszcza na pistacjową baklawę, sezamki i wszystko, co pikantne, była chuda jak patyk. Jedyne dziecko. Samotne dziecko. Nerwowe i energiczne, i zawsze odrobinę roztargnione, przetaczało się przez dni niczym figura szachowa turlająca się po podłodze, zaangażowane w tworzenie skomplikowanych gier dla jednej tylko osoby.

      Ich dom w Van był tak duży, że nawet szepty niosły się po nim echem. Cienie tańczyły na ścianach jak w otchłannej przestrzeni. Długie, kręte, drewniane schody prowadziły z salonu na pierwsze piętro. Wejście zdobiły płytki, które przedstawiały oszałamiający zbiór scen: pawie rozkładające pióra, okrągłe sery i chałki tuż obok


Скачать книгу