Zgromadzenie, Tom III Ulubienica. Joanna Jarczyk
wpatrywał się w płonący budynek z zadowoleniem, kiedy niespodziewanie dopadło go zupełnie inne uczucie. Rozgoryczenie. Dokładnie tak to wszystko się zaczęło przed wieloma laty. Od spalenia domu. Od ocalenia małej Catherine przed ludzkim życiem. A jednak jego mała Łowczyni wybrała ludzi. Chociaż nie. Zdecydowała się na znacznie gorszą rasę – wybrała Stróżów.
Mężczyzna ze złości zacisnął pięści, a potem dopowiedział:
– O ile szczęście ci dopisze, zaprowadzą cię wprost do głównej siedziby Zgromadzenia.
***
Wodna kopuła utrzymywana przez Łowczynię była doskonałą ochroną wewnątrz palącego się budynku. Ale miała jedną zasadniczą wadę. Woda co prawda chroniła przed ogniem, jednak z każdą minutą coraz bardziej się nagrzewała, powodując, że wewnątrz robiło się coraz cieplej.
Damien czuł się, jakby siedział w saunie. Ubrania przykleiły się mu do ciała, a z czoła kapały stróżki potu. Wpatrywał się w Catherine, która wcale nie wyglądała lepiej. Oddychała głęboko i ciężko, całe jej ciało pokryte było kropelkami wody. Kurczowo trzymała magiczny łuk, ale jej dłoń drżała. Wyraźnie słabła, a mężczyzna nie miał pojęcia, co zrobić, by jakoś pomóc.
– W porządku? – zapytał, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo ze względu na okoliczności było to głupie pytanie.
Uniosła ku niemu wzrok. Niebieskie oczy były załzawione, a białka przekrwione jak po suto zakrapianej imprezie. Jej psychopatyczny uśmiech, który wymalował się na zmęczonej twarzy, tylko to potwierdzał.
– Jesteśmy w piwnicy płonącego budynku. Nie jest ani trochę w porządku – odparła.
– Pytam, bo wyglądasz, jakby coś ci się działo.
– Dzieje się.
– Słabniesz? – Damien czuł, że znów przyspiesza mu tętno. Tylko Catherine mogła ich stąd wydostać żywych.
– To też.
– I jest ci niesamowicie gorąco? – Nawet w tak dramatycznej sytuacji próbował rozluźnić atmosferę i udało mu się. Tym razem Catherine uśmiechnęła się szczerze.
– Tak, też, ale strzelaj dalej.
Mężczyzna zamyślił się, chociaż trudno było mu logicznie rozumować. Łowczyni skinęła na otaczające ich ścianki i bąknęła:
– Woda.
– I co?
– To, że jest wszędzie. Otacza mnie z każdej strony – mówiła z wyraźnym strachem. Damien zrozumiał.
– Boisz się wody?
Catherine wzruszyła ramionami, a dopiero potem oznajmiła:
– Mam nieciekawe wspomnienia z dzieciństwa… W dodatku nie potrafię pływać.
– Nauczę cię kiedyś.
Uśmiechnęła się pod nosem. Damien musiałby siłą zaprowadzić ją do wody, żeby w ogóle była w stanie się zanurzyć. Kiedy poziom przekraczał wysokość jej ud, włączał się w jej głowie alarm, który skutecznie blokował mięśnie i dalsze ruchy.
Nagle coś gruchnęło na parterze i oboje mimowolnie spojrzeli do góry. Na szczęście sufit piwnicy był jak dotąd w nienaruszonym stanie, przynajmniej jego główny strop.
– Gdzie jest stąd najbliższe wyjście? – zapytała Catherine. Czuła, że coraz ciężej jest jej utrzymywać wodne ścianki, a budynek powoli zaczynał się walić. Powinni uciekać.
– Normalnie na parterze, ale tu w piwnicy, jest dziura na zsyp. – Wskazał miejsce, gdzie palił się węgiel. – Widzisz tę brązową dyktę? Trzeba będzie ją wyważyć.
Skinęła głową, złapała za łuk obiema rękoma, a następnie wstała i zamachnęła się tak, by wodna kopuła rozprysła się w kierunku zsypu. Mieli chwilę, zanim ogień zatamuje im drogę.
***
Kiedy Balthazar zdematerializował się do Tenebris, Vivian udała się do drewnianej szopy. Stanęła przy starym brudnym oknie i obserwowała pożar budynku. Według rozkazu Pana miała czekać na powrót Stróża i Catherine, choć doskonale wiedziała, że oboje znajdowali się w piwnicy domu. Musiała więc wyczekiwać momentu, kiedy wydostaną się na zewnątrz, a następnie udadzą prawdopodobnie do tajnej siedziby Zgromadzenia. Wyśledzi ich, a później powiadomi Balthazara. Według rozkazu.
Wlepiała wzrok w płonący dom, a żar w jej żyłach tylko się podsycał. To właśnie wydarzenie z dzieciństwa zadecydowało o jej dalszym losie. Zadecydowało także o tym, że w trakcie obdarowywania otrzymała moc żywiołu ognia. Natura doskonale wychwyciła w jej duszy palący gniew i zamieniła go w prawdziwy ogień, którym zaczęła władać.
A jednak w tym momencie odezwała się w niej głęboko zakopana w duszy ludzka natura. Bo gdyby nie pożar domu, w którym mieszkała, byłaby teraz kimś zupełnie innym.
Wściekła sama na siebie, że o tym pomyślała, wyjęła z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnęła jednego i już chciała zapalić, gdy usłyszała trzask. Był specyficzny i na pewno nie został spowodowany rozpadającym się domem. Brzmiało to, jakby ktoś specjalnie próbował coś wyburzyć, by wydostać się na zewnątrz. Vivian schowała papierosy. Zapatrzyła się uważnie na otoczenie wokół budynku, była bowiem pewna, że za moment ujrzy właściciela domu i Catherine.
***
Damien wyskoczył przez dziurę na zsyp węgla i szybko odbiegł od płonącego budynku. Dołączył do Łowczyni, która lustrowała wzrokiem otoczenie, sprawdzając, czy mogli czuć się bezpiecznie. Wyglądało na to, że Balthazar i Vivian zniknęli. Gdyby było inaczej, Pan Łowców właśnie by ich obezwładniał.
Stróż skupiony był bardziej na swoim domu. Oceniał zniszczenia, jakby naiwnie wierząc, że jeszcze uda się coś z niego ocalić. Nawet nie zwracał uwagi na fakt, że stał boso na śniegu.
– Słyszę syreny – oznajmiła Catherine. – Powinniśmy stąd zniknąć.
– Pewnie sąsiedzi zauważyli ogień.
Damien przemienił swoją postać, a po kilku sekundach on również usłyszał wycie straży pożarnej. W niczym go to nie pocieszyło. Z domu i tak nie pozostanie nic innego, jak zwęglona ruina, nadająca się jedynie do rozbiórki.
– Chodź. – Wyciągnął do niej ręce, by mogła na nie wskoczyć.
– Dokąd chcesz lecieć?
– Do Louisa. Tylko on może nam pomóc.
Zawahała się przez moment. Ale nie dlatego, że chodziło o dowódcę Stróżów. Przyszły jej do głowy rozmaite myśli, na które właściwie nie było teraz czasu. Straż pożarna zbliżała się, więc Łowczyni postanowiła poruszyć temat później.
Złapała się Damiena, a następnie oboje wznieśli się w powietrze, by złożyć bardzo wczesną i dość nietypową wizytę Louisowi.
5
Dochodziła czwarta nad ranem. Bireno nadal było pogrążone w głębokim śnie, więc Damien bez żadnych obaw wylądował na ulicy przed domem przyjaciela. Budynek tonął w mroku, a jego lokatorzy, niczego nieświadomi, spali w swoich łóżkach.
Stróż czym prędzej podbiegł pod okno pokoju Louisa, które znajdowało się z lewej strony ogródka i dopiero tam postawił Catherine na ziemię.
Oboje trzęśli się z zimna. Byli bez butów, ubrani jedynie w piżamy, a temperatura na dworze wynosiła kilka kresek poniżej zera.
– Zapukam w okno – powiedział, szczękając zębami, a następnie uniósł się na wysokość