Zgromadzenie, Tom III Ulubienica. Joanna Jarczyk

Zgromadzenie, Tom III Ulubienica - Joanna Jarczyk


Скачать книгу
obejrzał go z każdej strony i zwrócił się do policjanta: – Ściągnijcie go. Patolog jest już w drodze.

      Funkcjonariusz ruszył na dół po pomocników, a Louis został z prokuratorem sam. Wykorzystał więc okazję i zapytał:

      – Jest pan pewien, że ktoś mu nie pomógł?

      – Nie ma śladów walki. Krzesło jest obalone pod odpowiednim kątem. Lina zawiązana na kilka supłów. Typowe.

      – Ale nie ma ani listu pożegnalnego, ani…

      – Nie musi być. Nic nie wskazuje na udział osób trzecich, co za chwilę potwierdzą mi kryminalni – rzekł swobodnie, po czym podszedł do okna i wyjrzał na okolicę.

      Daquin założył ręce na piersiach. Gdyby Łowcy chcieli zabić burmistrza, raczej nie staraliby się, aby pozorować samobójstwo. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by odebrali mu wszystkie trzy cnoty, a to z kolei mogło doprowadzić go do tak dramatycznego kroku. Czy właśnie tak się nie stało podczas napadu na Letona zaledwie miesiąc temu? Louis tego nie sprawdził. Kompletnie o tym zapomniał. A teraz patrzył na wiszące martwe ciało i miał ogromne wyrzuty sumienia.

      3

      Louis wparował do Kampu, jakby się paliło. I faktycznie, tym razem to nie budynek płonął, ale wnętrze dowódcy Stróżów. Przeszedł korytarzem i zatrzymał się przed drzwiami, które prowadziły do tymczasowego domu Damiena i Catherine. Jego przyjaciel był w pracy, ale to nie o niego chodziło Daquinowi. Zapukał, jakby miał wyważyć drzwi, a sekundę później wszedł do środka.

      Kobieta leżała na łóżku, przykryta do połowy kołdrą. Wyglądało na to, że właśnie została gwałtownie wybudzona ze snu.

      – Wstawaj. Musimy pogadać. – Zatrzasnął drzwi i stanął pośrodku pokoju z założonymi rękami.

      – O tak. – Podniosła się powoli do siadu. – Żądam drzwi z podwójnym zamkiem, żeby nikt nie wchodził tu nieproszony.

      Louis wydmuchał nerwowo powietrze, a potem zrobił krok i złapał się ramy łóżka. Nie mógł sobie pozwolić ani na gniew, ani na utratę równowagi.

      – Co wiesz na temat cnót burmistrza?

      – A co? Coś mnie ominęło, gdy spałam? – zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem.

      – Leton się powiesił. Rozumiesz, co to znaczy?

      – Pewnie to, że jest już martwy.

      – Naprawdę bawi cię czyjaś śmierć? Aż tak… – urwał w porę. Choć niewypowiedziane „jesteś bezduszna” zdawało się i tak wybrzmieć w pokoju.

      Z twarzy Łowczyni zszedł uśmiech. Wstała z łóżka i spokojnie podeszła do małego stolika, na którym stała butelka wody. Zapatrzyła się na moment na nią, a potem powiedziała:

      – Brak nadziei sprawia, że śmierć wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Jeśli do tego dochodzi brak pozostałych cnót, ludzie zaczynają szukać tylko okazji.

      – Odebraliście mu wszystkie cnoty, tak?

      – Tak zakładał plan. – Catherine spojrzała na niego. – Choć nie zabraliśmy wszystkich. Cnota nadziei jest w waszym posiadaniu.

      – Co ty pie… – Daquin nagle szeroko otworzył oczy i nie chciał wierzyć, że to, co zaraz usłyszy, jest prawdą.

      – Tak, tak. Pamiętasz to. Zabiliście moją współsiostrę, a Virtus, który miała przy sobie, zachowaliście na pamiątkę. Mam rację? – Nie mogła powstrzymać tonu satysfakcji. – To w nim jest cnota nadziei Victora Letona.

      – Skąd ty to wszystko wiesz, do cholery? Byłaś tam? – Puścił się poręczy i gwałtownie zrobił ku niej krok. – To ty byłaś tą drugą Łowczynią?!

      Catherine momentalnie uniosła ręce, a palce wygięła, jakby była krwiożerczą bestią, która ma zamiar zaatakować ostrymi pazurami. Ona była jednak kimś lepszym. Była Łowczynią, której ręce zaczęły błyskać pojedynczymi światłami, a przy dłoniach wytworzyły się dwie energetyczne kule. Louis momentalnie odskoczył, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przekroczył granicę.

      – Jeśli szukasz winnego, najpierw spójrz na siebie – wymówiła cicho, aczkolwiek dosadnie.

      Dowódca Stróżów zacisnął zęby i nie odezwał się słowem. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, ale w końcu mężczyzna odwrócił się i opuścił pokój, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.

      Kobieta wypuściła powietrze, a jej magiczna broń rozpadła się w drobny pył, który spadł na podłogę i zniknął.

      – Niech go szlag! – sapnęła.

      Nerwowo przeszła parę kroków. Balthazar pewnie nie spodziewał się aż takich konsekwencji w przypadku burmistrza, ale kiedy dowie się o jego śmierci, będzie wniebowzięty. To go zmotywuje. To da mu siłę do jeszcze większego działania. Zacznie się polowanie na kolejne osoby, te najbardziej wpływowe, najbardziej znaczące w miasteczku. Plan Balthazara wejdzie w życie, a wtedy…

      Catherine skoczyła do drzwi, by wybiec za Louisem i powiedzieć mu o tym. Ostrzec Stróżów, a dzięki temu całe Bireno. Jednak gdy ścisnęła mocno klamkę, nagle zatrzymała się. „Obdarowałem cię pięknym darem, a czy ty zaszczycisz mnie swą ofiarnością? – usłyszała w głowie głos Pana. – Zostaniesz moją Łowczynią?”

      Puściła klamkę i odsunęła się od drzwi. Nie była podwładna Louisowi. Nie należała do Stróżów. Choć wybrała Damiena, wciąż była Łowczynią.

      4

      Przechadzał się po starych ulicach, które od dawna nie miały styczności ze współczesną cywilizacją. Czasami, choć bardzo rzadko, podjeżdżała tu policja i sprawdzała, czy opuszczone tereny rzeczywiście takie były. Ale tylko kontrolnie, bez wnikliwego przeszukiwania, by nikt nie zarzucił im braku zainteresowania.

      Wkrótce miało to się zmienić, pomyślał Balthazar, a już po chwili zatrzymał się przed dużym obiektem budowlanym. Spojrzał na dziurę w murze o znacznych rozmiarach. Jak dotąd nie chciał marnować energii na takie drobnostki, ale za parę dni na pewno zajmie się naprawą budynku. Wszedł do środka.

      Od razu spodobała mu się przestrzeń. Sufit sięgał kilkunastu metrów, a powierzchnia mogłaby pomieścić stado słoni. Konstrukcja nie była tak uszkodzona, jak wcześniej się tego spodziewał. Kilka dziur w dachu szybko załata. W prawej części leżały porozrzucane i zardzewiałe rusztowania i stare deski. Wiele lat temu może ktoś próbował odnowić budynek, ale najwyraźniej go to przerosło.

      Balthazar wciągnął w nozdrza chłodne powietrze i zdecydował, że to miejsce będzie idealne. Wystarczyło tu nieco ogarnąć, pozbierać leżący gdzieniegdzie gruz, wyznaczyć jakieś segmenty. W późniejszym czasie ulepszy budynek, choć już i tak wszystko szło ku spełnieniu jego zamysłu.

      Zamachnął się ręką, a wszelki kurz, żwir i drobne kamienie wymiotły się ze środka pomieszczenia. Podszedł tam, po czym kucnął na betonowej podłodze. Położył dłoń na zimnej ziemi, a ta zadrżała.

      Wkrótce zmieni się wiele rzeczy.

      5

      Damien stał przy oknie i wpatrywał się w gęsty las, który rozpoczynał się zaledwie kilka metrów dalej. Panowała ciemność, ponura otchłań, która gdzieś tam skrywała mroczne miasto Tenebris. I Balthazara, który chciał ich zabić. Przede wszystkim chciał znaleźć Catherine. Co by się stało, gdyby jej instynkt nie dał sygnału do ucieczki w feralną noc? Już by nie żył.

      Nie potrafił stłumić zdenerwowania. Nie czuł się tu dobrze i nawet fakt, że znajdował się w możliwie najbezpieczniejszym miejscu na ziemi, nie dawał mu takiego poczucia. Bo to nie był jego dom. Nie


Скачать книгу