Zgromadzenie, Tom III Ulubienica. Joanna Jarczyk
domu i tym, jak strażacy zabezpieczali teren taśmą. Fascynujące zjawisko. Ale dla Vivian był to plus. Wymknęła się z szopy i ruszyła w stronę samochodu, którym przyjechali Stróże. Nikt nie zauważył, jak znalazła się za nim i nagle zniknęła, grzebiąc co nieco w podwoziu. To było takie banalne, pomyślała.
***
Po oględzinach spalonego budynku przyjaciele wrócili z powrotem do domu Louisa. Tym razem weszli przez główne drzwi, bo staruszka już nie spała. Siedziała na swoim ulubionym miejscu w kuchni przy blacie i dziergała na drutach skarpetki. Rimet przywitał się i od razu przeprosił za nachodzenie o tak wczesnej porze. Potem opowiedzieli kobiecie, co się wydarzyło.
Przejęta wiadomością od razu zapewniła o swoim wsparciu i oznajmiła, że Damien ma zamieszkać razem z nimi. I tak od dawna traktowała go jak członka rodziny, więc byłaby szczęśliwa, mając w domu kogoś jeszcze. Rimet podziękował serdecznie. Nie spodziewał się aż tak miłego przyjęcia.
– Babciu, zrobisz nam jakieś kanapki?
– Głupio pytasz – odburknęła i od razu zabrała się do roboty.
– Pójdziemy do mnie. Jak coś, to zawołaj, przyjdę po nie.
– Idźcie, idźcie.
Weszli do pokoju Louisa i od razu zamknęli za sobą drzwi. Kiedy Daquin odwrócił się, otworzył szeroko oczy, bo w pomieszczeniu nie było nikogo.
– Gdzie ona jest?
– Nie panikuj – odparł kobiecy głos, a sekundę później Catherine pojawiła się przy oknie. Siedziała pod ścianą z albumem w rękach. Damien przywitał ją uśmiechem, ale drugi z mężczyzn doskoczył do tego, co oglądała i od razu wyszarpał jej to z rąk.
– Pozwoliłem ci coś tu ruszać?! To prywatne rzeczy.
– Leżało na widoku.
– Nieważne. Albumów się nie ogląda bez pytania. – Oburzył się i schował go do szafki.
Catherine wstała z uśmieszkiem i założyła ręce na piersiach. Widząc, że rozzłościła Louisa, doliczyła sobie punkt w głowie, a potem powiedziała:
– W młodości byłeś bardzo urodziwy. – Stróż jedynie zmierzył ją posępnym spojrzeniem, a kobieta puściła mu oczko i dodała: – Byłeś.
– Ona zawsze jest taka…? – Wydał z siebie stłumiony warkot.
– Taka irytująca?
Damien zaśmiał się, po czym przyznał mu rację. Następnie usiadł na łóżku i skinął kobiecie, by zajęła miejsce obok niego.
– Ma uraz z dzieciństwa – szepnął jej, kiedy usiadła obok.
– Milcz! – bąknął Louis i oparł się o blat biurka. – Musimy ogarnąć kilka spraw. Święta się skończyły, więc wracamy do roboty.
– Balthazar wrócił dzisiejszej nocy.
– Ty orientujesz się w jego planach? Może wiesz coś, co powinniśmy wiedzieć?
– Ostatnio mieliśmy, że tak powiem, gorszy kontakt. Ale domyślam się pewnych spraw – przyznała. – Na pewno ma zamiar atakować wpływowe osoby w Bireno. Wspominał też coś o wymordowaniu Zgromadzenia, choć to chyba nie nowość.
– I będzie polował na ciebie.
– Przypuszczam, że nie spocznie, dopóki mnie nie dorwie.
Przyjaciele wymienili się znaczącymi spojrzeniami.
– Nie możesz tu zostać – stwierdził Louis. – Nie pozwolę narażać mojej babci.
– Mówiłam.
– Jedyne bezpieczne miejsce jest w głównej siedzibie Zgromadzenia. Na razie to tam zamieszkasz. A ty Damien sam zdecyduj, gdzie chcesz się zatrzymać.
– Zostanę przy Catherine.
– Niech będzie. Zorganizuję wam tam pokój i wszystko, czego będziecie potrzebować.
Rimet pokiwał głową ze szczerą wdzięcznością, ale kobieta nie była zachwycona tym pomysłem. Może i będzie bezpieczna w siedzibie Zgromadzenia, ale będzie również otoczona przez innych Stróżów, a to mimo wszystko napawało ją wyuczoną przez Balthazara odrazą. Chciała zaproponować coś innego, ale wtedy Louis przypomniał sobie o jeszcze jednej istotnej sprawie, którą miał na głowie i która zupełnie zmieniła tor rozmowy.
– Szlag… Nie będziecie mieszkać tam sami.
– To znaczy?
– Adeline jest w ciąży.
– Aha? – Damien rozłożył ręce ze zdziwienia.
– To jeszcze nic. Największy problem jest taki, że to dziecko Samuela.
– Co ty gadasz… Jak?!
– Chyba nie muszę ci tłumaczyć. Mieli potajemny romans już od dawna.
– W którym jest miesiącu?
– Niby w czwartym, ale…
– Ale dziecko rozwija się szybciej, prawda? – Nagle odezwała się Catherine.
Mężczyźni spojrzeli na nią zdumieni, że posiada wiedzę nawet na ten temat. Daquin potwierdził jej pytanie ruchem głowy.
– Mamy bardziej przewalone, niż wam się wydaje – dodała, po czym założyła nogę na nogę, a ręce splotła na kolanach.
– Czemu? – Louis nie rozumiał. – Urodzi się mały Stróż. To chyba dobrze…
– Stróż? Chyba nie sądzicie, że Samuel od urodzenia był obdarzony mocą Stróża? Albo zaraz. Według jego historii moc pozyskał przez magiczny kamień, tak? – Zaśmiała się, a przyjaciele wciąż patrzyli na nią zdezorientowani.
– Dobra… – rzucił Damien. – Może przejdźmy do sedna. Kto więc się urodzi?
– Idąc rozumowaniem Loczka, w Zgromadzeniu urodzi się mały Balthazar.
Z kuchni nagle dobiegł ich głos staruszki.
– Chyba sobie jaja robisz. – Louis szybko ruszył do drzwi. – Zaczekajcie chwilę.
– Skąd ty wiesz takie rzeczy? – zagadał Damien od razu po wyjściu przyjaciela.
– Jestem w Łowcach od początku, więc trochę wiem. Zresztą Balthazar często mówił przy mnie rzeczy, których nie powinien.
– Jak na przykład?
– Jego dzieciństwo. – Wzruszyła ramionami, a do pokoju wrócił Daquin.
Niósł talerz wypełniony po brzegi kanapkami. Babcia nie wiedziała, że musiała wliczyć jedną osobę więcej, ale i tak przygotowała śniadanie nie na dwie, a przynajmniej na cztery osoby. Wrócił jeszcze po dzbanek z herbatą i szklanki, a kiedy zamknął drzwi, zapytał:
– No więc to pewne, co mówisz?
– Nic bardziej pewnego. Jeśli dziecko rozwija się szybciej, to znak, że przejęło nie tylko geny Samuela, ale także jego moc.
– Czyli energię Stróża.
– Nie! – Westchnęła i porwała jedną kanapkę. – Zarówno Balthazar, jak i Samuel w czasie urodzenia przesiąknęli eterem. Gdyby Samuel nie wyrzekł się swych zdolności i udawał, że ich nie ma, w życiu dorosłym byłby równy swemu bratu.
– Chcesz powiedzieć, że Samuel mógł o wiele więcej? – włączył się Damien.
– Stróża moc to tylko jego wymysł. Był wybitnym naukowcem, to trzeba mu przyznać. Dzięki temu w jakiś sposób zaprogramował cząsteczki mocy. Przypuszczam, że robił je z własnej krwi. One potem w efekcie dawały energię Stróża.