Dworska tancerka. Kyung-Sook Shin

Dworska tancerka - Kyung-Sook  Shin


Скачать книгу
się łzami. Nie rozpłakała się na widok pożaru, nie rozpłakała się na widok królowej, nie rozpłakała się nawet na widok Yeona. Teraz wybuchła płaczem. Dopadły ją wszystkie lęki z minionej nocy. Jin przyciskała do piersi słownik, pozostawiony przez ojca Blanc.

      „Jeśli ty umrzesz, ja także umrę”.

      Yeon trzymał dłoń Jin i co chwila pisał to jedno zdanie.

      – Ja nie umrę!

      Odpowiedziała krzykiem Jin, a potem zacisnęła mocno usta. Przed oczami mignęła jej twarz królowej. Zobaczyła, jak królowa wpatruje się w płomienie trawiące jej rezydencję. Raz jeszcze usłyszała, jak chłodnym tonem mówi: „Ja nie umrę!”. Nieprzystępna twarz królowej, naznaczona samotnością i gniewem, w niczym nie przypominała twarzy królowej, która karmiła ją białym miąższem gruszki. Jin powtórzyła w stronę Yeona.

      – Ja nie umrę!

      Francja prezentowała całemu światu metryczny system miar, jedno z osiągnięć rewolucji francuskiej, Niemcy wprowadziły silnik spalinowy, który przez rozprężanie gazu dostarczał energii mechanicznej, Korea właśnie zaczęła otwierać się na świat. Mała dziewczynka, która minionej nocy widziała, jak pałac jej władców pożera ogień, ściskała w dłoniach słownik francusko-koreański i zanosiła się płaczem.

      1 Ostatni z cyklu utworów Ouga (Pieśń o pięciu przyjaciołach) pióra Yun Seondo (1587–1671).

      2 Psalm 23, [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu (Biblia Tysiąclecia, wydanie trzecie poprawione), Wydawnictwo Pallotinum, Poznań, Warszawa 1980, s. 587.

      Rozdział II

      Spotkanie

      Wasza Wysokość!

      Mam zaszczyt donieść, że z dniem trzeciego czerwca przybiłem do portu Jemulpo i po odpowiednich przygotowaniach dotarłem do stolicy szóstego czerwca. Zaraz następnego dnia złożyłem w Ministerstwie Dyplomacji i Handlu list uwierzytelniający z prośbą o pozwolenie na podejmowanie działań z ramienia Republiki Francji.

      Chciałbym wyrazić ogromny szacunek dla Waszej Wysokości i zapewnić, że służba u boku Jego Królewskiej Mości to dla mnie wielki zaszczyt.

      Collin Victor de Plancy

      Seul, 10 czerwca 1888

      Bywa, że jakieś spotkanie odciśnie się na zawsze, choć było ulotne jak kropla rosy, która znika w promieniach porannego słońca.

      Był czerwcowy poranek 1888 roku.

      Collin Victor de Plancy sprawdzał mundur, stojąc przed lustrem w kwaterze konsulatu. Konsulat znajdował się w pobliżu bramy Seoso. Mieścił się w typowym koreańskim budynku, wymieniono w nim jednak okna, zastępując tradycyjne, wykonane z papieru skrzydła okienne lśniącymi szybami. Za tymi szybami rozciągał się ogród, porosły gęsto kwiatami i drzewami. Hortensje, piwonie i kwiaty niecierpka otaczały drzewa pigwy i persymony, w mocnym uścisku oplatały się dekoracyjne krzewy lespedezy i dzikiej róży, za nimi ciężko zwisały gałęzie lagerstremii i po tych gałęziach pięły się ozdobne pnącza milinu.

      Collin poprawiał kolejne części munduru, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Za każdym razem, gdy czuł narastające napięcie, przenosił wzrok na ogród, na drzewo paulowni, które zwane było także drzewem feniksa, bo jak wierzono, to właśnie na nim miał przesiadywać ten mityczny ptak. Patrzył, jak jego wielkie, zielone liście kołyszą się na letnim wietrze, jak przez te liście przebijają się drobne, białe kwiaty, przypominające do złudzenia żagle.

      Zobaczył to drzewo paulowni zaraz pierwszego dnia, kiedy dotarł do konsulatu. Uśmiechnął się do siebie na widok jego wielkich liści, które swobodnie, wręcz nonszalancko opadały na drugą stronę ogrodzenia. Pomyślał, że Azjaci darzą drzewo feniksa szczególnym względem. Podobne ros­ło w ogrodzie francuskiego konsulatu w stolicy chińskiej dynastii Qing. Wraz z nastaniem jesieni jego wielkie liście opadały ciężko na ziemię. Collin wskazał drzewo paulowni koreańskiemu tłumaczowi, a wówczas ten pospieszył z wyjaśnieniem, że feniks wije swoje gniazdo jedynie na drzewie paulowni, że śpiewa jedynie w gałęziach paulowni, że żywi się jedynie owocami bambusa. To samo usłyszał od chińskiego urzędnika. Spytał się więc koreańskiego tłumacza, czy kiedykolwiek widział feniksa, na co ten odparł, że każdy, kto go ujrzy, staje się nieśmiertelny, a potem wyraził nadzieję, że Collin zobaczy feniksa. Taką samą odpowiedź usłyszał w Chinach. Wszyscy sadzą drzewa paulowni, zauważył Collin, bo chcą zobaczyć feniksa, ale jeszcze nikomu się to nie udało, ani w Chinach, ani pewnie też w Korei. „Jeśli nikomu się nie udało, to każdemu się udało” – odparł tłumacz. Collina intrygował ten sposób myślenia Azjatów, którzy w naturalny sposób znosili wszelkie dualistyczne podziały. W tym myśleniu kryła się siła łagodzenia wszelkich ostrości, różnic, dysonansów.

      Collin oderwał wzrok od drzewa paulowni i ponownie spojrzał w lustro.

      Dobrze wiedział, co się przydarzyło Thomasowi Watter­sowi, generalnemu konsulowi Wielkiej Brytanii. To była jedna z pierwszych wiadomości, jaką mu przekazano, gdy przybył do Korei. Watters udał się do pałacu, by pożegnać się z królem i formalnie ogłosić koniec swojego urzędowania, zresztą dość długiego. Jednak Watters włożył frak, a nie oficjalny surdut. Najpierw kazano mu czekać dwie godziny, a po dwóch godzinach poinformowano go, że w takim stroju nie może stanąć przed królem.

      Watters informował rząd koreański o swoim wyjeź­dzie i wielokrotnie prosił o audiencję u króla, nie do­cze­kawszy się odpowiedzi, założył, że do spotkania nie dojdzie. Kazał więc spakować i wysłać wszystkie swoje rzeczy, w tym także oficjalny strój dzienny. Dwa dni przed jego wyjazdem przyszło zaproszenie z pałacu. Watters, który tak zabiegał o audiencję u króla, miał pod ręką jedynie frak. Sądził, że zdoła się jakoś wytłumaczyć, gdy stanie przed królem, nie został jednak do niego dopuszczony i nie miał nawet okazji przedstawić swojego następcy.

      Collin postawił sobie za cel nie dopuścić dzisiaj do żadnego uchybienia i, co więcej, zamierzał pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie, dlatego z taką nabożnością polerował srebrne i złote gwiazdy, przyszyte do naramienników. Palcami przeczesał złote frędzle i poprawił galowy pas przerzucony przez ramię. Nabrał kilka kropli olejku, rozsmarował je w dłoniach, a potem wtarł we włosy i brodę. Uważnie spojrzał na swoje odbicie w lustrze, zamyślił się na chwilę. Ocknął się i zdeterminowanym gestem sięgnął po leżącą na stole miniaturową ukrytą kamerę, najnowszy wynalazek technologii, który niedawno zakupił. Włożył ją do wewnętrznej kieszeni munduru i przecisnął czterdziestomilimetrowy obiektyw przez dziurkę od guzika. Wystarczyło włożyć rękę do kieszeni i pociągnąć za kabelek, zdjęcie było zrobione. Z ukrycia, bez niczyjej wiedzy. W zależności od potrzeby mógł też umieścić kamerę na statywie i to rozwiązanie też mu się bardzo podobało. Fotografiką zainteresował się cztery, pięć lat temu i przez te wszystkie lata, ilekroć robił zdjęcie z ukrytej kamery, towarzyszyła mu myśl, że ostatecznie aparat fotograficzny został wynaleziony w jednym tylko celu – żeby potajemnie robić zdjęcia.

      Audiencja zaplanowana została na jedenastą, jednak Collin zdecydował się wyjść odpowiednio wcześniej, żeby dotrzeć do pałacu bez zbędnego pośpiechu.

      W nocy padał deszcz, więc ziemia była wilgotna.

      Warzywny ogródek, położony przed konsulatem, skąpany był w deszczu, tchnął niezwykłą świeżością. Collin spojrzał na zarysowany w oddali budynek konsulatu Rosji. Po raz kolejny pomyślał, że Francuzi przybyli do Korei zbyt późno.


Скачать книгу