Piketty i co dalej?. Отсутствует

Piketty i co dalej? - Отсутствует


Скачать книгу
dochodów z pracy. Odsetek ten dość konsekwentnie rośnie aż do dnia dzisiejszego – obecnie górny 1 procent, jeśli chodzi o dochody z pracy, otrzymuje około 10–12 procent całości dochodów z tego tytułu. Pod tym względem Francja wypada inaczej niż USA. Do niedawna górny 1 procent zagarniał tam 6 procent całości dochodu z pracy, przy czym ostatnio wartość ta wzrosła do 7 procent. Najnowszy dynamiczny wzrost nierówności w górnym przedziale rozkładu dochodów z pracy może być zjawiskiem ograniczonym do Stanów Zjednoczonych. Piketty, który wraz z Emmanuelem Saezem wykonał uważną analizę deklaracji podatkowych najlepiej zarabiających obywateli Stanów Zjednoczonych, przypisuje ten fakt pojawieniu się na rynku pracy ludzi, których sam nazywa „supermenedżerami”. Najwyższa klasa społeczna pod względem dochodów z pracy składa się w dużej mierze z przedstawicieli najwyższego kierownictwa dużych przedsiębiorstw, którzy otrzymują niezwykle sowite wynagrodzenia (nieproporcjonalnie duży odsetek tych menedżerów wywodzi się z sektora usług finansowych, choć oczywiście zdecydowanie nie dotyczy to wszystkich). Z opcjami na akcje czy bez, bardzo hojne pakiety wynagrodzeń są zamieniane w kapitał oraz w przyszły dochód z kapitału. Fakt pozostaje jednak faktem – za dynamiczny wzrost nierówności dochodowych (i majątkowych) w Stanach Zjednoczonych w dużej mierze odpowiada zjawisko pojawienia się supermenedżerów.

      Zjawisko to nie zostało jak dotąd dobrze poznane i Piketty niewiele wnosi do tego tematu. Ma oczywiście pełną świadomość, że o wysokości wynagrodzeń członków najwyższego kierownictwa decydują zarządy i specjalne komitety złożone z ludzi wywodzących się z tych samych kręgów co dyrektorzy, którym płacą. Z pewnością występuje w tym wszystkim element iluzji w stylu Lake Wobegon: każdy zarząd chce wierzyć, że „jego” szefowie są lepsi niż wynika z mediany i w związku z tym zasługują na to, by płacić im więcej.

      Oczywiście to zupełnie możliwe, że „supermenedżerowie” naprawdę są supermenedżerami, czyli że ich bardzo wysokie zarobki stanowią odzwierciedlenie ich olbrzymiego wkładu w zyski wypracowywane przez ich przedsiębiorstwa. Możliwe jest nawet to, że to właśnie przyczyna rosnącej pozycji supermenedżerów od lat 60. XX wieku. Wyjaśnienie to byłoby trudniejsze do obrony, gdyby samo zjawisko okazało się dotyczyć wyłącznie Stanów Zjednoczonych. We Francji ono nie występuje, na pierwszy rzut oka nie występuje również w Niemczech i Japonii. Czy tamtejszym przedstawicielom najwyższego kierownictwa brakuje jakiegoś wyjątkowego genu? Gdyby tak rzeczywiście było, upatrywałbym w tym ciekawego pola do popisu dla medycyny.

      Istnieje jeszcze inne wyjaśnienie, kuszące, choć ciągle nie do końca jednoznaczne. Można mianowicie przyjąć, że wynagrodzenia menedżerów najwyższego szczebla, a przynajmniej jakaś ich część, nie należą do kategorii dochodu z pracy, a stanowią raczej coś w rodzaju ubocznej części kapitału. W tym rozumieniu przynajmniej częściowo dochód supermenedżerów powinien być ujmowany jako dochód z kapitału. Nie wiadomo, która z tych interpretacji pozwala choć trochę wyjaśnić najnowszy wzrost nierówności na najwyższym poziomie zarobków w Stanach Zjednoczonych. Być może odpowiedzi nie poznamy nigdy, ponieważ liczba towarzyszących temu zjawisku okoliczności i rezultatów jest po prostu za duża.

* * *

      Tak czy owak, nie ulega wątpliwości, że klasa supermenedżerów społecznie i politycznie zalicza się do grupy rentierów, a nie do liczniejszej grupy niezależnych profesjonalistów i menedżerów średniego szczebla, otrzymujących za swoją pracę regularne wynagrodzenia. Złowieszcza prognoza Piketty’ego na XXI wiek nadal wymaga zatem weryfikacji: wolniejszy wzrost populacji i produktywności, stopa zwrotu z kapitału wyraźnie wyższa od stopy wzrostu, współczynnik kapitału do dochodu narodowego rosnący do poziomów znanych z XIX wieku, prawdopodobnie nieco wyższy udział dochodów z kapitału w dochodzie narodowym, rosnąca przewaga majątków dziedziczonych nad majątkami wypracowanymi, poszerzająca się luka między najwyższymi dochodami i całą resztą. Być może wskazany byłby tu pewien sceptycyzm. Weźmy na przykład długoterminową stopę zwrotu, która historycznie kształtowała się dość stabilnie. Było to efektem równoważących się sił związanych z prawem malejących zwrotów krańcowych oraz postępem technologicznym. Niewykluczone, że niższa stopa wzrostu w przyszłości przełoży się na drastyczny spadek stopy zwrotu. Być może. Załóżmy jednak, że Piketty w ogóle się nie myli. Czy w takiej sytuacji możemy coś zrobić?

      Piketty zdecydowanie uważa, że należałoby wprowadzić doroczne progresywne opodatkowanie majątków. Najlepiej, gdyby było to rozwiązanie globalne, aby rozwiązać problem ucieczek do lewych rajów podatkowych. Piketty ma świadomość, że globalny podatek to marzenie ściętej głowy, uważa jednak, że możliwe byłoby wprowadzenie podatku regionalnego, na przykład na terenie Europy lub Stanów Zjednoczonych. Oto przykład takiego rozwiązania: 0 procent od majątków o wartości do 1 miliona euro, 1 procent od majątków o wartości od 1 miliona do 5 milionów euro i 2 procent od majątków o wartości powyżej 5 milionów euro. Podkreślam, że to podatek płacony corocznie, a nie jednorazowa danina. Z szacunków Piketty’ego wynika, że tego rodzaju podatek zastosowany w Unii Europejskiej wygenerowałby przychody równe 2 procentom PKB, a środki z tego tytułu byłyby wykorzystywane i dzielone według ściśle określonego wzoru. Wydaje się, że sam Piketty, podobnie jak i ja, byłby zwolennikiem odrobinę bardziej progresywnej skali. Oczywiście pobieranie takiego podatku wymagałoby bardzo dużej transparentności oraz pełnej sprawozdawczości po stronie instytucji finansowych oraz innych przedsiębiorstw. Książka Piketty’ego dość szczegółowo opisuje, jak mogłoby to działać w realiach europejskich. Jak to już z podatkami bywa, trzeba byłoby nieustannie uszczelniać wszelkie luki i walczyć z unikaniem tegoż podatku, ale to nieodłączny element tego procesu.

      Dwa procent PKB rocznie nie jest ani wartością nikłą, ani robiącą jakieś szczególne wrażenie. Trzeba mieć jednak świadomość, że to nie przychód stanowi główny cel propozycji Piketty’ego. Chodzi o to, że wartość ta odpowiada różnicy między stopą wzrostu a stopą zwrotu z kapitału po opodatkowaniu, która to różnica napędza mechanizm bogacenia się bogatych i pogłębiania nierówności. Podatek od kapitału o strukturze zbliżonej do tej zaproponowanej powyżej przełożyłby się na zmniejszenie luki między stopą zwrotu a stopą wzrostu o mniej więcej 1,5 punktu procentowego, a to oznaczałoby zauważalne osłabienie mechanizmu bogacenia się bogatych.

      Z teoretycznego punktu widzenia jest to propozycja sensowna, ponieważ stanowi naturalne rozwiązanie problemu nierówności w takiej postaci, w jakiej definiuje go Piketty. Pamiętajmy, że zjawisko bogacenia się bogatych jest cechą systemu opartego na zgromadzonym już kapitale. Istotą działania tego mechanizmu nie jest zachęcanie ludzi do większej innowacyjności, a nawet do oszczędzania. Osłabienie samego mechanizmu nie musi oznaczać mniejszej motywacji ludzi chcących się bogacić. Oczywiście niższa stopa zwrotu z kapitału po opodatkowaniu mogłaby spowodować, że gromadzenie wielkiego majątku stanie się nieco mniej atrakcyjne, ale w tej kwestii trudno coś jednoznacznie wnioskować. Tak czy owak, byłby to efekt możliwy do przełknięcia.

      Piketty formułuje takie stwierdzenia, jak gdyby w Europie podatek od majątku miał niedługo nabrać pewnej politycznej wykonalności. Nie umiem się do tego odnieść. Po tej stronie Atlantyku absolutnie nie zapowiada się, żeby miała zaistnieć taka możliwość. Amerykanie są politycznie niezdolni nawet do utrzymania sensownego podatku od nieruchomości. Gdybyśmy byli do tego zdolni, to byłby pewnie sensowny punkt wyjścia, o bardziej progresywnym podatku nie wspominając – takim, który nie faworyzowałby zysków kapitałowych jak to ma miejsce w naszym obecnym systemie. Potężny mechanizm, w którego ramach najbogatsi zostawiają wszystkich innych w tyle, z pewnością nie podda się pomniejszym trudnościom. Czyż nie byłoby ciekawie, gdyby Stany Zjednoczone stały się krajem ludzi wolnych, ojczyzną ludzi odważnych, ostatnim bastionem rosnących nierówności na górze (i pewnie także na dole)? Kogoś interesuje taki scenariusz?

      Rozdział 3

      Dlaczego


Скачать книгу