Piketty i co dalej?. Отсутствует

Piketty i co dalej? - Отсутствует


Скачать книгу
Solow

      Od lat 70. XX wieku dochodzi do pogłębiania się nierówności dochodowych w Stanach Zjednoczonych i innych krajach. Najbardziej uderzającym aspektem tego zjawiska jest poszerzająca się przepaść między bogatymi a resztą. Złowieszczy antydemokratyczny trend trafił wreszcie do świadomości publicznej i do retoryki politycznej. Racjonalna i skuteczna polityka mająca na celu rozwiązanie tego problemu – jeśli taka w ogóle ma powstać – będzie musiała wynikać z poznania i zrozumienia przyczyn występowania wzrostu nierówności. W dotychczasowych rozważaniach na ten temat wskazywano wiele możliwych czynników: erozję pensji minimalnej w ujęciu realnym; osłabienie pozycji związków zawodowych i zbiorowej siły przetargowej klasy pracującej; globalizację i nasiloną konkurencję ze strony taniej siły roboczej z ubogich krajów; zmiany technologiczne i zmiany popytu, które wyeliminowały pracowników średniego szczebla i doprowadziły do polaryzacji rynku pracy, na którym na szczycie znajdują się ludzie wykształceni i dysponujący szerokimi kompetencjami, a na dole masy ludzi słabo wykształconych i bez szczególnych umiejętności.

      Wydaje się, że każdy z tych czynników może w jakimś stopniu faktycznie wywoływać zjawisko powiększania nierówności, ale nawet ujęte wszystkie razem nie kreślą satysfakcjonującego obrazu. Można w nich wskazać co najmniej dwa braki. Po pierwsze, w żaden sposób nie wyjaśniają najbardziej dramatycznego aspektu tego zjawiska, a mianowicie nieustannego oddalania się ludzi osiągających najwyższe dochody – powszechnie znanego „1 procenta” – od reszty społeczeństwa. Po drugie, sprawiają wrażenie trochę przygodnych, przypadkowych. Można by oczekiwać, że trend obserwowany od czterdziestu lat w rozwiniętych gospodarkach Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii będzie opierał się na jakichś głębszych siłach związanych z nowoczesnym kapitalizmem przemysłowym. W takich oto okolicznościach na scenie pojawia się Thomas Piketty, czterdziestodwuletni francuski ekonomista, który wypełnia kilka luk i formułuje jeszcze parę dodatkowych tez. Miałem swego czasu przyjaciela, znanego algebraistę, który w ramach pochwały chętnie sięgał po przymiotnik „poważny”. „Z jest poważnym matematykiem – zwykł mawiać albo – O proszę, to jest poważny obraz”. Cóż, to jest poważna książka.

      To również książka długa: 577 gęsto zadrukowanych stron i do tego 77 stron przypisów. (Na redaktorów, którzy postanowili zamieścić przypisy na końcu książki, gdzie czytelnik taki jak ja większości z nich nie przeczyta, zamiast na dole strony, gdzie powinny się znaleźć, zsyłam niniejszym swędzącą ospę). Do książki dołączono również obszerny „dodatek techniczny” dostępny w sieci, w którym znalazły się tabele z danymi, dowody matematyczne, odwołania do dodatkowej literatury oraz odnośniki do notatek z (najwyraźniej znakomitej) serii wykładów, które Piketty prowadzi w Paryżu. Angielski przekład autorstwa Arthura Goldhammera czyta się bardzo dobrze.

      Strategia Piketty’ego zakłada rozpoczęcie lektury od panoramicznego zapoznania się z danymi w czasie i przestrzeni, to ma być swego rodzaju punkt wyjścia. On i grupa jego współpracowników – zwłaszcza Emmanuel Saez, kolejny młody ekonomista francuski, profesor w Berkeley, a także Anthony B. Atkinson z Oksfordu, pionier i szara eminencja badań nad nierównościami czasów nowoczesnych – podjęli się pracochłonnego zadania budowy olbrzymiej bazy danych, która jest cały czas rozbudowywana i dopracowywana. Stanowi ona empiryczny fundament argumentacji Piketty’ego.

      Wszystko zaczyna się od przedstawienia całkowitego kapitału – prywatnego i publicznego – na osi czasu dla Francji, Zjednoczonego Królestwa i Stanów Zjednoczonych. Dane sięgają tak daleko, jak tylko udało się sięgnąć, i są przedstawiane aż do teraźniejszości. W bazie pojawiają się też Niemcy, Japonia, Szwecja oraz okazjonalnie inne kraje, jeśli tylko udało się pozyskać satysfakcjonujące dane statystyczne. Jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego książka traktująca o nierównościach rozpoczyna się od pomiarów kapitału w ujęciu całkowitym, zaraz zrozumie, o co w tym chodzi.

      Porównania danych z długich okresów i różnych obszarów stanowią esencję tych rozważań, pojawia się jednak problem ze znalezieniem porównywalnych jednostek, w których można by zmierzyć na przykład całkowity kapitał we Francji w 1850 roku oraz w Stanach Zjednoczonych w 1950 roku. Piketty rozwiązuje ten problem, dzieląc kapitał wyrażony w lokalnej walucie obowiązującej w danym okresie przez dochód narodowy również wyrażony w obowiązującej walucie w danym okresie. W ten oto sposób współczynnik kapitału do dochodu zostaje ujęty w „latach”. Wspomniane powyżej porównanie pozwala nam stwierdzić, że we Francji w 1850 roku całkowity kapitał wynosił około siedmiu lat dochodu narodowego, natomiast całkowity kapitał w Stanach Zjednoczonych w 1950 roku był równy około czterem latom dochodu narodowego. Przedstawienie całkowitego bogactwa czy też kapitału danego kraju w stosunku do jego dochodu narodowego okazuje się fundamentem całego dalszego wywodu. W ekonomii odwołania do współczynnika kapitału do produkcji ogółem lub współczynnika kapitału do dochodu są na porządku dziennym. Czas przywyknąć.

      Pojawia się tutaj mała niejednoznaczność. Piketty zamiennie posługuje się określeniami „bogactwo” i „kapitał”. Wiemy, w jaki sposób oblicza się stan posiadania człowieka lub instytucji: sumuje się wartość wszystkich jego aktywów, a następnie odejmuje się od niej sumę całego zadłużenia (przyjmuje się wartości rynkowe aktywów, a gdy cen rynkowych nie da się ustalić, bierze się pod uwagę jakieś wartości przybliżone). W ten sposób oblicza się majątek netto danej osoby lub podmiotu, czyli inaczej ich „bogactwo”. Przynajmniej po angielsku ta sama wartość jest często nazywana kapitałem danej osoby lub instytucji. Warto jednak pamiętać, że kapitał ma również inne znaczenie: słowo to może być również rozumiane jako czynnik produkcji, element niezbędny w procesie wytwarzania, przybierający postać fabryk, maszyn, komputerów, budynków biurowych czy domów (domy produkują „usługi mieszkalne”). To znaczenie odbiega od znaczenia kapitału rozumianego jako majątek. Można podać przykłady aktywów posiadających konkretną wartość, ale niczego nieprodukujących, takie jak dzieła sztuki, zasoby metali szlachetnych i tak dalej (obrazy wiszące w salonie można postrzegać w kategoriach dóbr produkujących „usługi estetyczne”, ale co do zasady nie wlicza się ich do rachunku dochodu narodowego). Co jednak ważniejsze, wartości rynkowe akcji, czyli finansowego odpowiednika kapitału produkcyjnego przedsiębiorstw, podlegają silnym fluktuacjom – silniejszym niż wahania dochodu narodowego. W okresie recesji współczynnik kapitału do dochodu może znacząco spaść, choć sam kapitał produktywny, w szczególności jego przyszły potencjał w zakresie generowania dochodów, mógł się zmienić w bardzo niewielkim stopniu lub wręcz wcale. O ile jednak będziemy się trzymać długookresowych trendów, co Piketty robi, te utrudnienia można spokojnie zignorować.

      Z podanych przez niego danych wynika pewien określony schemat. W latach 1700–1910 we Francji i Wielkiej Brytanii kapitał utrzymywał się na dość stabilnym poziomie siedmiokrotności dochodu narodowego, a następnie jego wartość istotnie spadła w okresie 1910–1950. Przypuszczalnie wynikało to z wojen i spowolnienia gospodarczego. W wielkiej Brytanii współczynnik kapitału do dochodu narodowego osiągnął wartość 2,5, a we Francji nieco poniżej 3. Następnie w obu krajach wartość tego współczynnika zaczęła rosnąć, by w 2010 roku osiągnąć we Francji wartość ponad 5, a w Wielkiej Brytanii nieco poniżej 6. W stanach Zjednoczonych wyglądało to trochę inaczej: w 1770 roku wartość współczynnika wynosiła nieco ponad 3, w 1910 roku ponad 5, w 1920 lekko spadła, wróciła do poziomu 5–5,5 w 1930, spadła poniżej 4 w roku 1950, a w 2010 roku wróciła do poziomu 4,5.

      Wartość współczynnika kapitału do dochodu narodowego w Stanach Zjednoczonych zawsze była niższa niż w Europie. Było to spowodowane przede wszystkim faktem, że na wielkich otwartych przestrzeniach Ameryki Północnej ziemia znacznie wolniej zyskiwała na wartości. Było jej tam oczywiście znacznie więcej, tyle że była tania. W wieku XX i później niższa wartość tego współczynnika


Скачать книгу