Piketty i co dalej?. Отсутствует

Piketty i co dalej? - Отсутствует


Скачать книгу
zwrotu z kapitału jest zwykle wyższa niż towarzysząca jej stopa wzrostu. Jedynym istotnym okresem, w którym prawidłowość ta nie występowała, były lata 1910–1950. Piketty przypisuje tę anomalię szczególnym warunkom zewnętrznym oraz podatkowym, wywołanym przez dwie wojny światowe oraz przedzielający je wielki kryzys.

      Nie ma żadnej logicznej konieczności, aby stopa zwrotu musiała być wyższa od stopy wzrostu. Społeczeństwo albo poszczególni jego członkowie mogą postanowić oszczędzać i inwestować tak dużo, że w ten sposób (oni oraz prawo malejących zwrotów krańcowych) obniżą stopę zwrotu poniżej poziomu długoterminowej stopy wzrostu (jakakolwiek by ona nie była). Wiadomo, że taka potencjalna sytuacja byłaby społecznie perwersyjna – pozwalając, by dostępny kapitał malał do momentu, w którym stopa zwrotu zrównałaby się ze stopą wzrostu, osiągnęlibyśmy trwały wzrost konsumpcji w przeliczeniu na osobę, a to oznaczałoby wyższy dobrobyt społeczny. Nie istnieje jednak żadna niewidzialna ręka, która oddalałaby gospodarkę rynkową od tego perwersyjnego stanu. Mimo to jakoś udaje się tej sytuacji uniknąć, prawdopodobnie dlatego, że historyczne stopy wzrostu były niskie, a kapitał pozostaje zasobem rzadkim. Możemy bezpiecznie przyjąć, że sytuacja normalna to taka, w której stopa zwrotu z kapitału przewyższa towarzyszącą jej stopę wzrostu.

* * *

      Wreszcie możemy zająć się tym, co dzieje się w gospodarce. Załóżmy, że osiągnie ona „stabilność”, gdy ustabilizuje się współczynnik kapitału do dochodu narodowego. Ludzie, którzy całość dochodu osiągają z wykonywanej pracy, mogą oczekiwać, że ich zarobki będą rosnąć w tym samym tempie, w jakim rośnie produktywność dzięki postępowi technologicznemu. Będzie to tempo odrobinę wolniejsze od ogólnej stopy wzrostu, która uwzględnia również wzrost liczebności populacji. Teraz dla odmiany wyobraźmy sobie kogoś, kto cały swój dochód uzyskuje ze zgromadzonego majątku. Taka osoba zarabia r procent rocznie (na razie pomijam kwestię podatków). Jeżeli jest to osoba bardzo zamożna, prawdopodobnie skonsumuje tylko niewielką część swojego dochodu. Reszta zostaje zaoszczędzona i podlega akumulacji. Majątek tej osoby będzie zatem rósł w tempie niemal r procent rocznie, podobnie jak jej dochody. Gdy ktoś zdeponuje w banku 100 dolarów na lokacie oprocentowanej na 3 procent, co roku będzie miał tam o 3 procent więcej.

      To główna teza stawiana przez Piketty’ego i jego najważniejszy wkład w prace nad znanym od dawna zagadnieniem: dopóki stopa zwrotu jest wyższa od stopy wzrostu, dochody i majątek najbogatszych będą rosnąć szybciej niż typowe dochody z pracy. (Wydaje się, że bilansująca tendencja do kurczenia się ogólnej dostępnej ilości kapitału nie występuje; jeśli już, to proces ten następuje powolnie w odwrotnym kierunku). Ta interpretacja zjawiska polegającego na powiększaniu się nierówności, a zwłaszcza fenomenu 1 procenta, nie wynika z żadnych błędów popełnianych przez instytucje ekonomiczne – sprowadza się ona głównie do potencjału gospodarki w zakresie wchłaniania kolejnych ilości kapitału, czemu nie towarzyszy istotny spadek stopy zwrotu. Dla gospodarki rozumianej jako całość to pewnie dobrze, trochę gorzej zaś dla poczucia sprawiedliwości wśród ludzi tę gospodarkę tworzących.

      Potrzebujemy jakoś nazwać ten proces na przyszłość. Ja będę nazywał go „zjawiskiem bogacenia się bogatych”. Sam mechanizm jest nieco bardziej skomplikowany, niż wynikałoby to z książki Piketty’ego. Ludzie uzyskujący dochody z pracy też coś oszczędzają, a więc w ich rękach także znajduje się jakiś narastający kapitał, trzeba zatem uwzględnić zwrot z tego kapitału. Trzeba jednak pamiętać, że majątek wyjściowy tej grupy jest niewielki, że odznacza się ona relatywnie niską stopą oszczędności (w porównaniu z najbogatszymi) i że niewielkie oszczędności generują względnie niewysoką stopę zwrotu – jak wynika z obliczeń, mechanizm ten nie jest w stanie zrównoważyć prognozowanego narastania nierówności.

      Ta interpretacja podstawowych trendów gospodarczych rodzi jeszcze inne, również raczej mroczne implikacje. Skoro istniejące już majątki przyrastają szybciej niż rosną dochody z pracy, należy się spodziewać, że znaczenie społeczne majątków dziedziczonych wzrośnie w porównaniu z majątkami świeżo zbudowanymi, a więc opartymi na wiedzy i umiejętnościach. Nie trzeba oczywiście dodawać, że fakt, iż dochody z pracy w ujęciu łącznym rosną względnie powoli, nie wyklucza możliwości, by najbardziej skuteczni innowatorzy, menedżerowie, przedsiębiorcy, ludzie ze świata rozrywki i inni byli w stanie zgromadzić w okresie swego życia duże majątki i tym samym dołączyć do grona rentierów. Natomiast prawdą jest, że niższa stopa wzrostu oznacza, iż tego rodzaju sukcesy stają się mniej prawdopodobne. Na ten temat będę miał do powiedzenia coś jeszcze. Tak czy owak, arytmetyka sugeruje, że koncentracja majątków i tempo ich wzrostu będą sprzyjać umacnianiu roli społecznej spadków względem wartości merytorycznej.

      Piketty chętnie opisuje rozkład zamożności i dochodów w sposób konkretny, a nie w postaci zbiorczych statystyk. Przygląda się odsetkowi całości, która przypada górnemu 1 procentowi (a czasem także górnej 0,1 procent), górnym 10 procentom, kolejnym 40 procentom i dolnej połowie (wspomniane 40 procent między górnym decylem a medianą Piketty nazywa „klasą średnią”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że klasa średnia leżąca w całości ponad medianą rozkładu to taki trochę oksymoron. Moim zdaniem jednak taka nomenklatura z pewnością nie jest gorsza od amerykańskiego zwyczaju nazywania klasą średnią wszystkich, którzy nie są ani skrajnie bogaci, ani rażąco ubodzy).

      Analizowane dane są skomplikowane i trudno porównuje się je w czasie i przestrzeni, dlatego przedstawię tu samą istotę obrazu kreślonego przez Piketty’ego. Kapitał podlega bardzo nierównej dystrybucji. Obecnie górne 10 procent obywateli Stanów Zjednoczonych skupia w swoich rękach około 70 procent całego kapitału. Kolejne 40 procent społeczeństwa – czyli „klasa średnia” – gromadzi około jednej czwartej całości (w dużej mierze są to nieruchomości mieszkalne), a pozostałe 50 procent populacji nie ma prawie nic, ponieważ przypada na nich pozostałe 5 procent całkowitego kapitału. Trzeba przyznać, że nawet ten skromny stan posiadania klasy średniej jest w historii zjawiskiem nowym. Typowe kraje europejskie są tylko nieznacznie bardziej egalitarne: górny 1 procent skupia w swoich rękach 25 procent kapitału, a klasa średnia ma tego kapitału 35 procent (jeszcze sto lat temu europejska klasa średnia praktycznie w ogóle nie posiadała majątku). Jeżeli w pozostałej części XXI wieku majątek będzie ulegał jeszcze większej koncentracji, rysują się przed nami raczej marne perspektywy – no chyba że ktoś jest fanem oligarchii.

      Dochód z kapitału jest prawdopodobnie jeszcze bardziej skoncentrowany niż sam kapitał, ponieważ – jak zauważa Piketty – duże ilości kapitału generują zwykle wyższy zwrot niż mniejsze jego porcje. Wynika to po części z korzyści skali, ale też z pewnością istotną rolę odgrywa tu fakt, że najwięksi inwestorzy mają dostęp do szerszego wachlarza możliwości inwestowania niż inwestorzy drobni. Dochody z pracy są z oczywistych powodów mniej skoncentrowane niż dochody z kapitału. W obrazie Stanów Zjednoczonych kreślonym przez Piketty’ego górny 1 procent kontroluje około 12 procent dochodu z pracy, następne 9 procent kontroluje 23 procent tego dochodu, klasa średnia zagarnia około 40 procent, a dolna połowa musi się zadowolić mniej więcej jedną czwartą całości dochodów z pracy. Europa wypada pod tym względem podobnie: górne 10 procent zarabia tam trochę mniej, a dwie pozostałe grupy odrobinę więcej.

* * *

      Współczesny kapitalizm sprzyja nierównościom społecznym, a zjawisko bogacenia się bogatych spowoduje, że nierówności te będą się prawdopodobnie pogłębiać – tak wynika z powyższych rozważań. Trzeba jednak wspomnieć o jeszcze jednej sprawie, o której już napomknąłem, a która ma związek z pojawieniem się na rynku bardzo wysokich dochodów z pracy. Zacznijmy od kilku faktów na temat struktury najwyższych dochodów. Dzisiaj w Stanach Zjednoczonych około 60 procent dochodów uzyskiwanych przez górny 1 procent populacji to dochody z pracy. Dopiero w 0,1 procent najbogatszych


Скачать книгу