Piketty i co dalej?. Отсутствует

Piketty i co dalej? - Отсутствует


Скачать книгу
tak to właśnie wygląda, to dlaczego majątki dziedziczone odgrywają tak nikłą rolę w dzisiejszej debacie publicznej? Piketty twierdzi, że dzisiejsze dziedziczone fortuny są niewidzialne już choćby z uwagi na swoje rozmiary: „majątek jest tak skoncentrowany, że znaczna część społeczeństwa praktycznie nie wie o jego istnieniu i wyobraża sobie czasami, że znajduje się on w posiadaniu jakichś nierealnych, tajemniczych istot”69. Słuszna uwaga, ale z pewnością nie wyjaśnia tego zjawiska w całości. Weźmy chociażby to, że najbardziej rzucający się w oczy przejaw rosnących nierówności w dzisiejszym świecie, czyli bogacenie się niezwykle zamożnego 1 procenta w świecie anglosaskim, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych, nie ma za wiele wspólnego z akumulacją kapitału, a przynajmniej dotąd nie miało. W zdecydowanie większym stopniu wynika to z nadzwyczaj wysokich wynagrodzeń i dochodów.

      3

      Mam nadzieję, że napisałem już wystarczająco jasno i dobitnie, że Kapitał w XXI wieku to moim zdaniem wspaniała książka. W czasach gdy koncentracja majątku i dochodów w rękach nielicznych znów stała się jednym z najważniejszych tematów debaty politycznej, Piketty nie ogranicza się do przedstawienia bezprecedensowo rzetelnej dokumentacji, która sięga daleko wstecz. Proponuje nam również spójną i kompleksową teorię nierówności, łączącą wzrost gospodarczy, podział dochodu na dochód z kapitału i dochód z pracy, a także podział bogactwa i dochodu między ludzi. Wszystko to w jednym modelu.

      Mimo to trzeba zwrócić uwagę na jeden element, który trochę odwraca uwagę od tego wielkiego osiągnięcia – to coś w stylu intelektualnej manipulacji, choć takiej, której celem w żaden sposób nie jest zwodzenie czytelnika i która nie wynika z żadnych złych zamiarów Piketty’ego. Niemniej jednak trzeba o tym wspomnieć: głównym powodem, dla którego pojawiło się zapotrzebowanie na tego typu książkę, jest wzrost pozycji 1 procenta najbogatszych, a zwłaszcza amerykańskiego 1 procenta najbogatszych. Tymczasem okazuje się, że wzrost statusu tej grupy miał miejsce z powodów, które nie mieszczą się w głównej tezie formułowanej przez Piketty’ego.

      Piketty jest oczywiście zbyt dobrym i zbyt uczciwym ekonomistą, żeby niewygodne fakty traktować po macoszemu. „Amerykańska nierówność drugiej dekady XXI stulecia – pisze Francuz – jest równie skrajna ilościowo, co ta cechująca starą Europę lat 1900–1910, ale jej struktura jest zasadniczo inna”70. To, co obserwujemy w Ameryce i co zaczynamy obserwować także w innych krajach, to coś radykalnie nowego. Chodzi tu konkretnie o pojawienie się superwynagrodzeń.

      Kapitał ciągle jeszcze ma znaczenie. W najbogatszych kręgach społecznych dochód z kapitału nadal przeważa nad dochodem z pracy (regularne pensje i premie). Piketty szacuje, że większe nierówności w obszarze dochodu z kapitału odpowiadają za około jedną trzecią ogólnego wzrostu nierówności w Stanach Zjednoczonych. Warto mieć także świadomość, że wśród najbogatszych wzrosły również dochody z pracy. Od początku lat 70. XX wieku zarobki amerykańskich pracowników w ujęciu realnym wzrosły bardzo nieznacznie albo nie wzrosły w ogóle, natomiast zarobki górnego 1 procenta najlepiej zarabiających wzrosły o 165 procent, a zarobki górnej 0,1 procent wzrosły aż o 362 procent. Gdyby Rastignac żył w obecnych czasach, Vautrin mógłby dojść do wniosku, że dobre małżeństwo to nie jedyny sposób na zbicie majątku – równie dobrze można zostać zarządzającym funduszem hedgingowym.

      Co tłumaczy ten dramatyczny wzrost nierówności dochodowych, w którego ramach lwia część korzyści trafia do absolutnie najbogatszych? Część amerykańskich ekonomistów sugeruje, że wynika to ze zmian o charakterze technologicznym. W słynnym artykule z 1981 roku zatytułowanym The Economics of Superstars Sherwin Rosen twierdził, że nowoczesne technologie komunikacyjne poszerzają zasięg kompetentnych ludzi, a tym samym sprzyjają powstawaniu rynków, na których zwycięzca bierze wszystko. Na takim rynku niewielka grupa wyjątkowych osób zagarnia olbrzymie korzyści, nawet jeśli osoby te są tylko nieznacznie lepsze w swojej pracy od znacznie gorzej wynagradzanych rywali.

      Piketty’ego to nie przekonuje. Stwierdza, że konserwatywni ekonomiści lubują się w rozważaniach dotyczących wysokich wynagrodzeń jednostek wybitnych w takiej czy innej dziedzinie, na przykład gwiazd filmowych czy sportowców. Starają się w ten sposób sugerować, że istnieją przypadki uzasadnionych wysokich dochodów. Tak naprawdę jednak tego rodzaju ludzie stanowią tylko niewielki ułamek elity zarobkowej. Znajdują się w niej głównie wszelkiego rodzaju przedstawiciele najwyższego kierownictwa firm, czyli ludzie, których efektywność i wyniki trudno jest wycenić, trudno jest przypisać im konkretną wartość pieniężną.

      Co decyduje o tym, ile jest warty dany dyrektor generalny? Cóż, zwykle decyduje o tym jakiś komitet ds. wynagrodzeń, wybrany przez rzeczonego dyrektora generalnego. Piketty twierdzi zatem, że najwyżsi rangą szefowie sami określają poziom swoich zarobków, a ograniczają ich w tym raczej normy społeczne niż jakaś dyscyplina finansowa. Gwałtowny wzrost wynagrodzeń kierownictwa firm Piketty przypisuje erozji tych norm społecznych. Stwierdza tym samym, że niebotycznie wysokie zarobki najbogatszej grupy społecznej wynikają z oddziaływania czynników społecznych i politycznych, a nie ekonomicznych.

      Trzeba mu oddać, że następnie przystępuje do analizy potencjalnych czynników ekonomicznych skutkujących zmianą tych norm. Twierdzi, że malejąca stopa opodatkowania najbogatszych ośmieliła ich w kwestiach zarobkowych. Gdyby menedżer najwyższego szczebla wiedział, że zachowa tylko nieznaczną część swojego dochodu, gdyby zignorował normy społeczne i zażądał bardzo dużych pieniędzy, mógłby dojść do wniosku, że to gra niewarta świeczki. Wystarczy jednak istotnie zmniejszyć krańcową stopę opodatkowania, aby ten sam menedżer mógł zechcieć zachować się inaczej. Im więcej takich wybitnie sowicie wynagradzanych szefów będzie ignorować normy społeczne, tym bardziej będą zmieniać się same normy.

      O tej diagnozie można powiedzieć bardzo wiele, ale ewidentnie brakuje jej rzetelności i uniwersalności, które przyświecały Piketty’emu w jego analizie dystrybucji majątku i zwrotów z kapitału. Uważam również, że Kapitał w XXI wieku nie udziela satysfakcjonującej odpowiedzi na najcelniejszą krytykę formułowaną w stosunku do hipotezy o władzy szefów przedsiębiorstw: mam tu na myśli koncentrację bardzo wysokich zarobków w sektorze finansowym, w którym akurat uzyskiwane wyniki da się wymiernie ocenić. Nie bez powodu nie wspominam tu o menedżerach funduszy hedgingowych – tym ludziom płaci się za umiejętność pozyskiwania klientów oraz osiągania określonych zwrotów z inwestycji. Można oczywiście kwestionować wartość społeczną współczesnego świata finansów, nie zmienia to jednak faktu, że ludzie tacy jak Gordon Gekko są w czymś dobrzy, a ich sukcesów nie można przypisywać wyłącznie układom władzy, choć pewnie można by się pokusić o stwierdzenie, że gotowości do angażowania się w moralnie wątpliwe interesy sprzyja niska krańcowa stopa opodatkowania.

      Ogólnie rzecz ujmując, analiza przyczyn wystąpienia wzrostu nierówności dochodowych według Piketty’ego jest dla mnie w mniejszym lub większym stopniu przekonująca, choć przyznaję, że sporym rozczarowaniem było dla mnie nieuwzględnienie w tej analizie kwestii deregulacji. Jak już jednak wspominałem, jego analizie tego zagadnienia brakuje tej samej rzetelności, którą znalazłem w analizie nierówności majątkowych. Brakuje jej też tej samej czystej elegancji intelektualnej.

      Nie powinniśmy jednak się tym nadmiernie przejmować. Nawet jeżeli dotychczasowy wzrost nierówności w Stanach Zjednoczonych był wywołany głównie dochodem z pracy, to dochód z kapitału też miał niemałe znaczenie. Tak czy owak, wszystko wskazuje na to, że w przyszłości obraz tych nierówności będzie rysował się inaczej. Bieżące pokolenie najbogatszych Amerykanów może się składać w większym stopniu z dyrektorów generalnych niż z rentierów (ludzi żyjących ze zgromadzonego kapitału), nie


Скачать книгу

<p>69</p>

Tamże, s. 318–319.

<p>70</p>

Tamże, s. 357.