Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II. Отсутствует

Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II - Отсутствует


Скачать книгу
przymusową sytuację osób zamkniętych w getcie albo ukrywających się za jego murami. Mimo fluktuacji i wysokiej podaży utrzymywano wysokie ceny dzieł sztuki polskiej, między innymi ze względu na to, by Niemcom nie opłacało się wywozić ich do Rzeszy. Działania te były rzecz jasna ostrożne i zakulisowe, aby nie wzbudzać zainteresowania Wydziału Kultury i Propagandy dystryktu warszawskiego i czujności Gestapo, a ich efekty okazały się tylko częściowe.

      W ukształtowanej tym sposobem antykwarycznej hierarchii najwyżej stał Skarbiec, za nim plasowała się większość salonów na Mazowieckiej i nieliczne spośród pozostałych. O pierwszej pozycji salonu Czernic-Żalińskiej z pewnością zdecydowała także stosunkowa skrupulatność w kwestiach przejrzystego pochodzenia obiektów wystawianych na sprzedaż, bynajmniej nierównoznaczna z ujawnianiem osoby właściciela582.

      Ta wymagana na poważnym rynku sztuki i antyków przejrzystość niemal zanikła podczas okupacji. Jej brak był wtedy często zrozumiały, a nawet konieczny. Zatarcie pochodzenia obiektu wystawionego na sprzedaż nie tylko mogło chronić jego właścicieli, ale służyło zabezpieczeniu go przed konfiskatą, jeśli – wbrew obowiązującym w GG przepisom – nie został wcześniej urzędowo zarejestrowany583. W przypadku mienia żydowskiego konfiskata miała charakter natychmiastowy i nieodwołalny, nie mówiąc o niebezpieczeństwie, z którym także dla Polaków-Aryjczyków, przynajmniej potencjalnie, wiązało się jego posiadanie i wprowadzanie do obrotu.

      Zacieranie pochodzenia sprzedawanych i nabywanych dzieł i antyków otwierało jednakże kolosalne pole do nadużyć. Właściwie jedynym jako takim zabezpieczeniem przed nimi była prawość właścicieli salonu, staranny dobór jego oferentów, pośredników i rzeczoznawców, poparte opinią środowiskowo-muzealnego kręgu pod egidą Lorentza. W odniesieniu do malarstwa przyzwoitości sprzyjała także wysoka jakość oferty, ponieważ znane pochodzenie, nawet jeśli zachowane w dyskrecji, stanowi jeden z gwarantów autentyczności dzieła i ma wpływ na jego cenę.

      Nie sposób jednak abstrahować od dwóch szczególnych czynników, które znacząco wpływały w tym marnym czasie na zachowanie warszawskich marszandów. Pierwszy, obecny przede wszystkim wśród antykwarskiej elity, to świadomość, że wobec skali zniszczeń wojennych i strat kultury polskiej trzeba ratować dla kraju dzieła sztuki zagrożone wywozem, zniszczeniem lub dostaniem się w niepowołane ręce. Drugi, dość powszechny po zagładzie getta – niezależnie, czy połączony z zadowoleniem, obojętnością, czy żałobą – wyrażał się w przekonaniu, że dobra należące do zamordowanych stały się własnością niczyją, którą tym samym można traktować jak własną. Nieprzypadkowo rynek sztuki zareagował na zamknięcie dzielnicy żydowskiej, a później jej likwidację wyraźnym wzrostem podaży, notowanym zresztą już od wczesnej jesieni 1940 r., gdy zaczęły się masowe przeprowadzki do dzielnicy żydowskiej.

      Za symboliczną cezurę zamykającą panowanie standardów zawodowych oczywistych w przedwojennym handlu antykwarskim skłonna byłabym przyjąć w Warszawie połowę 1940 r. Abe Gutnajer, znalazłszy mieszkanie na Chłodnej i zmuszony ostatecznie do likwidacji nieczynnej Antykwami na Mazowieckiej 11, uznał wówczas za swój obowiązek zwrócić właścicielom przedmioty wzięte w komis przed wybuchem wojny, choć mógł je ukryć albo porzucić584. Uratował je tym samym przed konfiskatą realizowaną zgodnie z czerwcowym nakazem Urzędu Propagandy przez wyznaczonych wcześniej komisarycznych zarządców żydowskich firm, tzw. treuhanderów585. Wówczas też ostatni antykwariat funkcjonujący pod nazwiskiem żydowskiego właściciela, I. Reingewirca, przeszedł w posiadanie spółdzielni „Spólnota”, założonej przez byłych pracowników Banku Gospodarstwa Krajowego, którzy zobowiązali się przekazywać antykwariuszowi do getta pieniądze uzyskane ze sprzedaży stanowiących jego własność obiektów586.

      Od jesieni 1940 r. respekt dla prawa własności w odniesieniu do znajdujących się w obiegu antykwarycznym przedmiotów należących do Żydów zaczął ulegać stopniowej korozji. Choć nie natychmiast i nie u wszystkich uczestników tego obiegu.

      W okresie wzmożonej działalności salonów sztuki i antykwariatów, zapełnionych przedmiotami z opuszczanych [podkreślenie moje – N.C.L.] mieszkań – wspominała Maria Mrozińska, kustosz Gabinetu Rycin Muzeum Narodowego – wzywana byłam w charakterze eksperta dla oceny grafiki i rysunków, co z uwagi na nasze głodowe wówczas pobory stanowiło uznane przez Dyrekcję [tj. Stanisława Lorentza] źródło dochodu. Odwiedzałam salony B. i K. Tyszkiewiczów [Miniatura] na Mazowieckiej (sztychy angielskie), „Skarbiec” W. Czernic-Żalińskiej na Kredytowej (rysunki i ryciny polskie), Salon W. Grzybowskiego na Moniuszki (cenna grafika malarzy holenderskich XVII w., akwaforty A. Canaletta). Dla salonu „Xenion” [?] na Wareckiej oceniałam sztychy angielskie, opracowałam też rysunek malarza portugalskiego Fr. Vieira de Mattos587.

      Częściej jednak niż rysunki trafiały wtedy do antykwariatów obrazy, zabytkowe meble, perskie dywany, na które w mieszkaniach gettowych nie znaleziono miejsca i których z różnych przyczyn nie przekazano pod opiekę aryjskich znajomych. Do połowy listopada 1940 r. ceny obiektów ustalano zapewne jeszcze bezpośrednio ze zmuszonymi rozstać się z nimi właścicielami i im też może wypłacano należność za nie. Po tej dacie, czyli od chwili zamknięcia getta, żydowscy kolekcjonerzy i posiadacze wartościowych przedmiotów sztuki i rzemiosła mogli liczyć już tylko na przyzwoitość antykwariatów i pośredników po aryjskiej stronie, którym powierzyli swoje dobra. Tak jak to uczynił Abe Gutnajer, którego prywatne zbiory na jego polecenie miał wyprzedawać w Skarbcu i Miniaturze jego przedwojenny znajomy i klient, Edmund Mętlewicz, przekazując uzyskane z ich sprzedaży pieniądze do getta.

      Jakub Klejman, który ocalał, ukrywając się po stronie aryjskiej, nieświadomie wystawił najlepsze świadectwo salonowi Skarbiec, gdy zwrócił się tuż po wojnie do jego właścicielki: „Pani Żalińska, sprzedała Pani moje obrazy za świetną cenę”. A na jej pytanie, co robił z otrzymanymi pieniędzmi, odrzekł: „Kupiłem obrazy starej szkoły”, dodając, że spłonęły w 1944 r. w powstaniu588. W tym opublikowanym ponad dwadzieścia lat po wojnie wspomnieniu Żalińska przypomniała również nazwiska kilku innych żydowskich kolekcjonerów, wymieniając ich obrazy, które przeszły przez jej salon (a niekiedy także ich nabywców), np. Owczarek Chełmońskiego i Jawnogrzesznica Henryka Siemiradzkiego ze zbiorów p. Sommerowej, Postój w Orońsku Brandta, będący własnością p. Praskiej, a przede wszystkim płótna z kolekcji Edwarda Rejchera, likwidowanej pośpiesznie już od wiosny 1940 r. przez jego córkę Janinę Grossmanową. Należały do nich: Portret własny Matejki, Łąka Chełmońskiego, Portret własny z 1902 r. i Widok na kopiec Kościuszki Stanisława Wyspiańskiego, Madonna Vlastimila Hofmanna, Autoportret Olgi Boznańskiej i Portret młodej kobiety Anny Bilińskiej589.

      Pamiętając, że w 1966 r. w kraju ratowanie Żydów w latach okupacji nie uchodziło za szczególny tytuł do chwały, na uwagę zasługuje jeszcze inny fragment cytowanego wspomnienia właścicielki Skarbca:

      Na wiosnę wybuchło powstanie w getcie. Kredytowa była blisko. Dochodziły do nas dymy i świeciła stale łuna. Przejmowaliśmy się ogromnie, zwłaszcza że w naszym Salonie chroniliśmy parę osób przez całą okupację. Nie udało się nam jednak uratować Janiny Rejcher-Grossmanowej. Była to niezwykle łagodna i miła osoba, wszechstronnie wykształcona, zdolna miniaturzystka. Z wielką odwagą i spokojem poruszała się po Warszawie, nie bacząc na śmiertelne niebezpieczeństwo, grożące na każdym kroku. Zginęła wraz ze swym synem, działaczem podziemia. […] Męczeńską śmiercią zginął częsty gość naszego Salonu, bardzo przez nas lubiany i ceniony historyk sztuki – dr Alfred Lauterbach590.

      Daleko


Скачать книгу

<p>582</p>

Także w salonach prowadzonych przez członków rodzin arystokratycznych proweniencja nie wywoływała zazwyczaj niepokoju z uwagi na konieczność wyprzedawania przez nie historycznych zbiorów w związku z pauperyzacją tej grupy społecznej w czasie okupacji.

<p>583</p>

W tym kontekście warto przytoczyć wspomnienie konserwatora Muzeum Narodowego Bohdana Marconiego: „W roku 1942 zgłosił się do mego mieszkania dr Wilhelm von Lonsdorf, chirurg-ginekolog z Wiednia. […] był dyrektorem szpitala w Radomiu. Kupował obrazy w «Domu Sztuki», nie wykorzystując możliwości szantażowania zapytaniem, czy obrazy wybrane przez niego są rejestrowane [sic!]. Oczywiście nadarzyła się okazja inwentaryzacji dzieł, które dostały się w ręce niemieckie. […] Ostatni obraz w r. 1943 odebrał aptekarz, zawiadamiając mnie, ze dr Lonsdorf zniknął, gdyż leczył Polaków zbyt starannie. Spotkałem go później [po powstaniu warszawskim – N.C.L.] jako więźnia w obozie koncentracyjnym” (idem, Wspomnienia z lat 1939-1945, s. 273).

<p>584</p>

Jeremi Przybora wspominał, jak Abe Gutnajer w obliczu przeprowadzki do getta odesłał jego matce przez pośrednika wziętą w komis bransoletkę, co skomentował następująco: „Ze strony antykwariusza, zważywszy moment odesłania depozytu, był to akt zdumiewającej wręcz uczciwości i skrupulatności” (idem, Przymknięte oko opaczności. Memuarów część II, red. Maja Płażewska, Warszawa: Tenten, 1998, s. 45-46).

<p>585</p>

Por. Edward Assbury, Losy księgozbiorów warszawskich zabezpieczonych w Bibliotece Narodowej w latach 1940-1944 [w:] Walka o dobra kultury.., t. 1, s. 267; Andrzej Mężyński, Biblioteki Warszawy w latach 1939-1945, Warszawa 2010, s. 117.

<p>586</p>

Bołdok, Antykwariaty artystyczne, salony i domy aukcyjne.., s. 315-316.

<p>587</p>

Maria Mrozińska, Wspomnienia z czasów okupacji, „Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie” 1966, nr 10, s. 524. Zob. też przyp. 31.

<p>588</p>

Czernic-Żalińska, Salon sztuki „Skarbiec”.., s. 483.

<p>589</p>

Z wymienionych przez Żalińską płócien kilka znajduje się obecnie w Muzeum Narodowym w Warszawie, por. ibidem, s. 473-493.

<p>590</p>

Ibidem, s. 493.