Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II. Отсутствует
o tragicznym jutrze”537.
W tej potrzebie seksu i miłości fizycznej dostrzegam także aspekt zrozumiały w kontekście ówczesnej obyczajowości – chęć doświadczenia tego, co zakazane, przełamania tabu. Lęk, który nazwał Henry Thoreau: „abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem. […] Pragnąłem żyć pełnią życia i wysysać z niego całą kwintesencję”538. Kwintesencja życia może oznaczać najróżniejsze zachowania w obliczu śmierci, na przykład takie, jak w zapiskach Sewka Okonowskiego: „Stanowiliśmy grupę młodych, tryskających zdrowiem i życiem ludzi: Anka i Nina dopiero po akcji styczniowej wyszły za mąż, a Matka nasza, młoda duchem, pełna była zawsze dla nas zrozumienia. Mijały więc dni na wesoło, a wieczorami najczystszy, żywiołowy humor tryskał przy kieliszkach. Właśnie bo śmierć tak blisko. Właśnie bo dziś, wczoraj, przedwczoraj i dnia każdego wywożono na rzeź tysiące mężczyzn kobiet i dzieci żydowskich, a my jeszcze żyjemy. Więc cieszmy się życiem, którego tak mało zostało. Jedzmy dużo a dobrze, bo któż wie, co przyniesie jutro”539.
Azyl w ramionach drugiego człowieka, bliskość fizyczna, dotyk miały moc ukojenia lęku, odsunięcia pustki egzystencjalnej. W czasie wyjątkowo skondensowanym, kiedy pozostaje niewiele życia, wszystko przeżywa się inaczej, intensywniej, uczucia są zagęszczone, stężone – nie tylko strach i trwoga, lecz także namiętność i miłość. Ta różnica jakościowa w przeżywaniu uczuć stanowi jedną z przyczyn, dla której Żydzi byli wówczas wyobcowani z życia, mieli poczucie niezmierzonej przepaści wobec tych, którzy nie przeżywali tego co oni, łatwiej było obcować z ludźmi o podobnych doświadczeniach. Pomiędzy tymi, którzy odnieśli równie wielkie straty, istniał pewien rodzaj wzajemnego zrozumienia, uwalniający ich od ciężaru słów. „Tak, tego nie potrafi zrozumieć człowiek, który nie przeżył tego. Bo nie wie o dwóch rzeczach: o tej pierwszej, że w takich warunkach zmienia się zupełnie psychika ludzka – człowiek zupełnie normalny nie byłby zdolny do zniesienia takiego bezmiaru poniewierki, tragedii, strachu – ale człowiek tępieje, na wiele rzeczy przestaje reagować zupełnie, z istoty myślącej i czującej przekształca się w zwierzątko, zwierzątko, które żyje tylko instynktem – chęcią zaspokojenia głodu i chłodu, i które w razie niebezpieczeństwa szuka sobie kryjówki – to wszystko. Na myślenie, analizowanie, zastanawianie się nie ma miejsca. I to jest jedyne szczęście – ta samoobrona natury. Bez tego wszyscy musieliby oszaleć. […] Człowieczeństwu zachowanemu pomimo wszystko jeszcze w głębi duszy przychodzą na pomoc dwie rzeczy: jedna to, że nieszczęście ogólne, które dotyka całą masę, jest znacznie łatwiejsze do zniesienia, niż gdyby spadło ono na jednostkę. I wreszcie instynkt życia – zupełnie niewiarygodnie silny instynkt życia, który właśnie z całą siłą objawia się w obliczu grożącej ogólnej zagłady. Wbrew wszystkiemu i pomimo wszystko, nie rozumiejąc właściwie dlaczego, człowiek chce żyć!”540.
Czy jesteśmy dziś w stanie zrozumieć doświadczenie getta, dramaty i cierpienie jego mieszkańców, ich przeżycia i natężenie uczuć? Czy czytając cierpliwie, z empatią i współczuciem ich relacje i wspomnienia, czy poświęcając im czas i uwagę, mamy szansę zbliżyć się do poznania i zrozumienia ich przeżyć? Czy odkryje się przed nami tajemnica Hesi? Nie wiem. Mam poczucie, że postępując zgodnie ze wskazówkami Korczaka, Różyckiego i Wiesela, odkrywam jedynie kolejne pytania i nowe obszary własnej niewiedzy. Ale w tej lekturze, w owym lectio, nie chodzi tylko o – być może całkowicie niemożliwe – zrozumienie tamtego doświadczenia. Być może chodzi o lepsze zrozumienie samych siebie.
A więc nie wiemy i nie dowiemy się wielu rzeczy o warszawskim getcie, pozostaną one dla nas wyzwaniem. Teksty z getta pozostają prowokacją, inspirującym źródłem poszukiwań, nowych pytań, nieznanych tematów, czasem niechcianej wiedzy o nas samych. Jeżeli wykażemy odpowiednio wiele szacunku wobec ich autorów, zagłębimy się dostatecznie w milczeniu innych oraz będziemy wystarczająco cierpliwi, to być może poznamy tajemnicę Hesi. Jestem pewna, że w tych tekstach czekają na nas także – zgodnie z pewną obietnicą Korczaka – „niespodzianki i wtajemniczenia”.
Janusz Korczak zapisał w swoim dzienniku 21 lipca 1942 r., na dzień przed rozpoczęciem wywózki Żydów z warszawskiego getta do Treblinki: „Ciężka to rzecz urodzić się i nauczyć się żyć. Pozostaje mi o wiele łatwiejsze zadanie: umrzeć. […] Chciałbym umierać świadomie i przytomnie. Nie wiem, co powiedziałbym dzieciom na pożegnanie”541. I ja nie chcę wiedzieć – jeszcze nie teraz – co Stary Doktor powiedział dzieciom na pożegnanie.
Słowa kluczowe
Zagłada, Żydzi, getto warszawskie, uczucia
Abstract
The text analyses various forms of love in the Warsaw ghetto – caritas (agape), filia (dilectio), eros (amor), and asylum (refugium) – all of which are characteristic of peak experiences. Basing on the example of personal notes and post-war testimonies, the author describes various examples of these four types of love.
Key words
Holocaust, Jews, Warsaw Ghetto, feelings
Nawojka Cieślińska-Lobkowicz
Habent sua fata libelli. Okupacyjny rynek sztuki w Warszawie a własność żydowska
Wspólny fotograficzny portret trzech mężczyzn542. Ich podobieństwo fizyczne nie budzi wątpliwości – to bracia. Elegancko ubrani, patrzą ze spokojem i godnością w obiektyw aparatu. Ten po lewej stronie, lekko już łysiejący, ale z imponującymi wąsami, przewiązany dwubarwną korporacyjną szarfą, jest najstarszy.
Kilka lat młodszy po prawej stronie; w klapę garnituru wpiął jakąś odznakę, w lewej ręce trzyma ni to zwój, ni to wąską tubę, której górny koniec nie zmieścił się w kadrze. Między nimi siedzi wsparty na poręczy fotela najmłodszy z nich; powagi dodają mu ciemna broda i skupione spojrzenie. Tło sceny stanowi dyskretnie wzorzysta tkanina, zapewne znacznej wartości.
Nie wiadomo, z jakiej okazji wykonano ten uroczysty wizerunek. Jego bohaterem wydaje się zajmujący centrum fotografii najmłodszy z braci, choć niewykluczone, że w ten sposób chciano jedynie okazać mu specjalny szacunek jako wiernemu nakazom religii żydowskiej. Tylko on bowiem zgodnie z nimi zachował obfity zarost; dwaj pozostali są starannie ogoleni.
Także datowanie zdjęcia jest nieznane, ale zapewne wykonano je pod koniec pierwszej wojny światowej lub tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Wiadomo natomiast, kim jest portretowana trójka: to bracia Bernard, Abe (Abel) i Józef Gutnajerowie. Zdjęcie ukazuje ich w czasie, kiedy dwaj starsi są już znanymi i cenionymi w Warszawie marszandami. Tę zdobytą wówczas pozycję potwierdzą i umocnią w całym międzywojniu. Najmłodszy Józef poprzestanie na skromniejszej.
Handel sztuką i tzw. antykami, nawet najbardziej uczciwy, toczy się w znacznej mierze za zamkniętymi drzwiami. Dyskrecji wymaga poszukiwanie i pozyskiwanie cennych obiektów, sprawdzanie ich autentyczności i pochodzenia, szacowanie wartości artystycznej, negocjowanie cen i prowizji, a także częste życzenie zachowania anonimowości czy to przez rozstającego się z przedmiotem właściciela, czy przez jego nabywcę. Nic dziwnego, że zawsze towarzyszyła temu szara strefa i silna pokusa różnego rodzaju nadużyć, tym większa, jeśli za kontrahenta ma się ignoranta lub zapamiętałego w swej pasji kolekcjonera. Przeciwwagę dla tych pokus i niejako najważniejszy kapitał każdego z poważnych kunsthendlerów i prowadzonych przez nich salonów sztuki lub antykwarni artystycznych – żeby użyć terminów stosowanych w Warszawie do 1939 r. – stanowi
537
AŻIH, 302/139, Natan Żelechower (Jan Kurczab), Pamiętnik, s. 19-20.
538
Henry David Thoreau,
539
AYV, 033/1092, Sewek Okonowski, „Aryjskiego Żyda wspomnienia, łzy, myśli”.
540
AYV, 033/285, Aleksandra Sołowiejczyk-Guter, s. 36.
541
Korczak,
542
Dziękuję Anne Hayden-Stevens, właścicielce domu zaprojektowanego przez Josefa Mariona Gutnayera (1911-2004), syna Bernarda, w Willmette, Illinois, za udostępnienie mi jego prywatnej spuścizny i zgodę na reprodukowanie zdjęcia trzech braci Gutnajerów.