Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II. Отсутствует
labour, and in the establishment of handicraft workshops operating for the occupier.
The said issues, illustrated with documents selected by the ARG, show the Warsaw Judenrats Janus-like countenance: on the one hand an instrument of German terror, on the other hand a shield doing its best to protect the Jewish community against the German authorities’ ruthlessness.
Key words
Warsaw Ghetto, Jewish Council, Underground Warsaw Ghetto Archive (Ringelblum’s Archive), Adam Czerniaków
Barbara Engelking
Tajemnica Hesi. Zapis emocji w świadectwach Zagłady
Kończy się właśnie epoka bezpośrednich świadków Zagłady. Proces odchodzenia ostatnich spośród tych, którzy przeżyli, jest nieunikniony; wraz z nimi przemijają także ich przeżycia, doświadczenia i historie. Pozostanie wyłącznie to, co zostało przez nich zapisane lub opowiedziane, a przeczytane lub usłyszane przez innych – przez nas. Czy to oznacza, że to źródło wiedzy o warszawskim getcie501 zostaje zamknięte, że niczego więcej już się nie dowiemy? Jeżeli kończy się pewna epoka, to jaki będzie kolejny etap w badaniach nad Zagładą? Czego możemy się jeszcze dowiedzieć na podstawie źródeł osobistych? Czego nigdy się już nie dowiemy?
Jakaś część tej wiedzy przepadła wraz ze źródłami, które istniały, ale nie zachowały się. Niektóre zostały zniszczone przez samych autorów, jak choćby listy i dziennik, które spaliła, wychodząc z getta na stronę aryjską, Ita Dimant502. Inne przepadły w dosłownych lub metaforycznych pożarach Historii. „Należy przyjąć, że zaginęły dziesiątki, jeśli nie setki dzienników”– pisał Emanuel Ringelblum503. Nie zachowały się dzienniki pisane w getcie: ani literata Jakira Warszawskiego, ani demografa Menachema Lindera, Józefa Kapłana ani Judy Wengrowera z Ha-Szomer ha-Cair, ani dziennikarzy M. Krymskiego czy Menachema Kipnisa, ani senatora Jakuba Trockenheima, ani wielu, wielu innych. Przepadły także m.in. wspomnienia Izaka Konigsteina, zanotowane zaraz po wyjściu z getta jesienią 1942 r. w mieszkaniu Wacławy Kowalskiej przy ul. Kaliskiej504, oraz „Barbary Rucińskiej”, która spisywała swoje w sierpniu 1944 r., o czym wspomina w relacji: „w Warszawie wybuchło powstanie. Mnie wtedy nawiedziła muza, nie schodziłam do schronu, tylko siedziałam i pisałam pamiętniki”505.
Nie można wykluczyć, że niektóre dokumenty istniały, ale zostały – już po wojnie – zniszczone: albo z głupoty, niezrozumienia ich wartości, albo z lenistwa, przypadkiem lub celowo. Wiele innych zapisów mogło było powstać już po wojnie, ale z takich czy innych powodów nie powstało. Wiele osób można było zapytać, ale nie zrobiliśmy tego. Nie ma sensu wgłębiać się tu w przyczyny, dlaczego tak późno zaczęto doceniać oral history jako pełnoprawne źródło historyczne506. Zbieranie relacji rozpoczęło się zresztą jeszcze w 1944 r. na wyzwolonych terenach Polski i choć ta działalność żydowskich komisji historycznych miała ogromne znaczenie, nie było wówczas możliwe robienie tego systematycznie i na większą skalę507. Były także (i nadal są) osoby, które nie chciały mówić o tym, co przeżyły – do ich doświadczeń i pamięci nie mieliśmy i nie mamy dostępu. Może nie umieliśmy zyskać ich zaufania i zadać odpowiednich pytań, a może nie dość uważnie słuchaliśmy, w rzadkich chwilach, kiedy byli gotowi coś powiedzieć? Nie dowiemy się więc, czy ich doświadczenie różni się w jakiś sposób od przeżyć tych, którzy mówią? Ci, którzy mówią, to zresztą mniejszość spośród tych, którzy przeżyli. Ta mniejszość wybrała zapisanie lub opowiedzenie tego, czego doświadczyli. Czytając czy słuchając ich, warto pamiętać o tym, że dopełnieniem ich słów jest cisza: milczenie martwych i tych niezdolnych do mówienia. Oraz o tym, że słowa są zawodne, a między słowem a doświadczeniem niejednokrotnie ukryta jest przepaść.
Mimo tego, czego brakuje, mamy jednak do dyspozycji ogromną liczbę relacji pisanych i mówionych o getcie warszawskim: ponad 600 relacji w Archiwum ŻIH, ponad tysiąc w Archiwum Yad Vashem, około 1500 nagranych relacji wideo oraz dziesiątki opublikowanych wspomnień na temat warszawskiego getta. Oczywiście w innych archiwach (USHMM, YIVO, CDJC) są także liczne relacje i publikacje, zbiory spuścizn, prywatne listy etc. – wszystkiego razem zapewne nie mniej niż kilka tysięcy jednostek508. Zawierają one ogromny zasób wiedzy, który wydaje się niemal nie do ogarnięcia i z którego dotychczas zrobiliśmy jedynie częściowy użytek. Jest tam wiele – więcej niż by się z pozoru wydawało – niewykorzystanych informacji.
Jeżeli nawet zbiór przekazów o getcie warszawskim jest już zbiorem zamkniętym (lub właśnie się domyka), to rozwój wiedzy o getcie na szczęście się nie kończy. To, co można zrobić, co zawsze będzie możliwe – to odczytywanie i wsłuchiwanie się na nowo w te źródła – pod odmiennym kątem, w poszukiwaniu innego rodzaju znaczeń i informacji. W tych materiałach są odpowiedzi na pytania, które dotychczas nie przyszły nam jeszcze do głowy, tematy, których istnienia nie domyślaliśmy się nawet; jest tam wiedza, której wciąż nie umiemy dostrzec. Warto podchodzić do tych źródeł z empatią i zaufaniem. Można wejść z nimi w relację, stworzyć pewnego rodzaju przymierze, które pozwoli nam odkryć głębiej ukryte treści i znaczenia. Budowanie takiego przymierza to długotrwały proces, ale nie trzeba się spieszyć. Wspomnienia, dzienniki, relacje czekają: gotowe do naszej lektury, do naszych własnych odkryć – chętne, by ujawnić niektóre swoje sekrety i w ten sposób nas zmieniać. Ci, którzy mówili i pisali, chcieli być wysłuchani, potrzebują naszej uwagi i współodczuwania, bardziej zapewne niż interpretacji czy wyjaśniania.
Warto wracać do kiedyś czytanych wspomnień czy relacji. One się nie zmieniają, ale my jesteśmy za każdym razem inni. Gdy wracam po dziesięciu czy dwudziestu latach do relacji, które „znam”, które dawno już czytałam – najczęściej okazuje się, że odnajduję w nich nowe treści, inspiracje, na które niegdyś nie zwróciłam uwagi, bo wówczas poruszało mnie coś innego. Sposób lektury źródeł jest uzależniony przecież od emocji i przeżyć czytelnika. Im więcej doświadczeń, a przede wszystkim cierpienia przynosi nam własne życie, tym może lepiej jesteśmy w stanie zrozumieć tamte doświadczenia.
Czytanie relacji (ale też dzienników pisanych tam i wtedy) można traktować także jak lectio, tym bardziej że niektóre z nich mają charakter ewangelicznych przypowieści, z tą różnicą, że nie ma tam Boga. Za wskazówkę przy tej lekturze niech posłuży nam refleksja Janusza Korczaka: „Badać, by wiedzieć? Nie. Badać, by znaleźć, dotrzeć do dna? I to nie. Chyba badać, by zadawać coraz dalsze i dalsze pytania. Pytania stawiam ludziom […], faktom, zdarzeniom, losom. Nie ponosi mnie ambicja odpowiedzi, chcę przejść do innych pytań – niekoniecznie o tym samym”509.
Czytanie relacji z jednostkowych losów i przeżyć jest czymś innym niż historyczne podejście do badania Zagłady. Tę różnicę rozumiał w 1942 r. Stanisław Różycki, gdy jego uwagę pewnego ranka na ul. Śliskiej przykuł nagi trup małej dziewczynki. Pragnąc dowiedzieć się, kim była, przeprowadził „dziennikarskie śledztwo” i udało mu się odnaleźć rodzinę zmarłej, której wizerunek kreśli w dramatycznym reportażu. O samej dziewczynce Różycki nie ujawnia jednak wszystkiego. „Na imię jej było Hesia, na nazwisko Żydówka” – pisze. I jakby odpowiadając na oczekiwania historyków dodaje: „Wy na pewno żądacie cyfr, dokumentów, liczb, danych. A więc nazwiska Wam nie wyjawię, numeru mieszkania i domu nie zdradzę. […] Cienie Hesi zostawmy w spokoju. I tak była obdarta ze wszystkiego, nie obdzierajmy jej po śmierci z jej osobistej tajemnicy. Niech ze swą tajemnicą spokojnie spoczywa we wspólnym grobie jako NN, nieznana i nierozpoznana, bezimienny bohater, niema męczennica, nieznany żołnierz, co padł na najniebezpieczniejszej
501
I oczywiście o Zagładzie w ogóle, ale w tym tekście koncentruję się na getcie warszawskim.
502
Zob. Ita Dimant,
503
Emanuel Ringelblum,
504
Pamiętnik został spalony po najściu szantażystów, którzy nie wiadomo skąd wiedzieli o jego istnieniu. Zob. Sąd Okręgowy w Warszawie (1946-1950), 654/III, nr 3694, k. 347.
505
Archiwum Yad Vashem (dalej AYV), O3/1648, „Barbara Rucińska” to fałszywe nazwisko autorki. Nie ujawniła swojej prawdziwej tożsamości.
506
Zob. Piotr Filipkowski,
507
W 1946 r. w obozach DP we Francji, w Szwajcarii, Włoszech i Niemczech zaczął zbierać relacje psycholog David Boder. W ciągu trzech miesięcy nagrał na magnetofon 130 relacji w dziewięciu językach. Więcej informacji oraz transkrypcje wywiadów na stronie internetowej: http://voices.iit.edu.
508
Pomijam w tym tekście wszelkie inne źródła (dokumenty organizacji i instytucji, materiał filmowy, zdjęciowy etc.) – koncentruję się wyłącznie na źródłach osobistych. W cytowanych dokumentach zachowałam oryginalną pisownię, uwspółcześniłam jedynie interpunkcję.
509
Janusz Korczak,