Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II. Отсутствует

Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II - Отсутствует


Скачать книгу
ortodoksyjnym chasydem. W dniach akcji na skutek jej nalegań mąż „zgolił brodę, włożył europejskie ubranie i dnia jednego wydostał się z grupą robotników. Tałes i tefilin wziął ze sobą. Ojciec jego odsiedział po nim «sziwa», bo zrzucił kapotę i zgolił brodę”. Autorka relacji, obdarzona dobrym wyglądem, świetnymi dokumentami i dużą dozą tupetu, wielokrotnie ratowała siebie i jego z rozlicznych opresji, choć nieraz graniczyło to z cudem. „Barbara Rucińska” opisuje następującą historię: „Przez cały okres okupacji i ukrywania się mąż mój przestrzegał swoich praktyk religijnych, jadał tylko «koszer», nie rozstawał się z «tefilin»519. Zbliżała się Wielkanoc 1944 roku. Koszerowałam kuchnię i przy pomocy naszego syna i naszego kuzyna, który też żył na aryjskich papierach, piekliśmy na tej kuchni mace.

      Na dwa dni przed Wielkanocą dom nasz został otoczony przez żandarmerię niemiecką, przez granatową policję i przez straż ogniową. Szukają Żydów! Wróciłam właśnie z miasta i to ujrzałam. Pierwsza myśl moja – czy mąż jest w domu. W tej chwili nadszedł – był też w mieście. Jak dobrze! Ale nasza gospodyni, pani Bronisława, zwariuje tam, bo w domu znajduje się maca, sidur i tefilin. Poszłam do domu, ona mdlała ze strachu, w ogóle była taka panikmacherka. Zdążyłam się tymczasem dowiedzieć, że tym razem nie chodzi o Żydów. Wykryto tajną drukarnię a w niej 12 osób z ruchu podziemnego. […] Należało się liczyć z tym, że całym domu będzie rewizja. Co tu zrobić z macami, modlitewnikiem i tefilin?

      Wiedziałam, że jak zniszczę macę, to mąż nie będzie miał co jeść, że będzie głodował, a nie skosztuje nawet chleba. Wpadłam na pomysł. Pani Bronisława miała woreczki z sucharami z chleba – na czarną godzinę. Pokruszyłyśmy macę, dałyśmy do takiego samego worka i powiesiłyśmy obok. Co zrobić z tefilin, które zazwyczaj leżały ukryte w sprężynach fotela? Spalić czy rzucić do ubikacji? Wahałam się, co robić, a pani Bronisława załamywała ręce i nagliła, by je zniszczyć. Zeszłam do męża, który stał za rogiem ulicy, i zapytałam go, co zrobić z tefilin.

      Mąż odpowiedział «Rób, co chcesz, ale uważaj, żeby mi się nie zniszczyły*. Zdenerwowałam się i zawołałam: «albo będziesz miał żonę, albo tefilin, albo ani to, ani to». Wróciłam do mieszkania, a muszę zaznaczyć, że przy bramie legitymowano każdego wchodzącego i wychodzącego. Co robić? Wiedziałam, że jeśli zniszczę tefilin, nie zaznam spokoju, nie ze względów religijnych, ale dlatego, że on taką wielką wagę do tego przykłada. Wzięłam tefilin, «wybiustowałam się» nimi i znowu schodzę na dół. Żandarm przy bramie dziwił się, że ciągle się kręcę i pyta, dokąd tak późno, bo godzina policyjna się zbliżała. Mrugnęłam do niego szelmowsko i mówię, że mój przyjaciel czeka na mnie i że jeszcze zdążę zamienić z nim kilka słów. Oddałam memu mężowi ocalony skarb, on poszedł nocować gdzie indziej, a ja wróciłam do mieszkania”520.

      Powszechnie znanym symbolem miłości caritas jest wędrówka Janusza Korczaka z dziećmi na Umschlagplatz i podróż do Treblinki. Ale przecież Korczak nie był jedyną osobą, która nie zostawiła dzieci powierzonych jego opiece na pastwę strachu i samotnej śmierci. Tak postąpiła większość gettowych wychowawców i opiekunów z domów dziecka. Przypomnę jedną z nich – Hendusię Himmelfarb, opiekunkę dzieci z sanatorium Medema. Marek Edelman wspomina, że spotkał ją w czasie wysiedlenia i proponował wyjście na drugą stronę, ale Hendusia powiedziała: „Mam tu sto pięćdziesięcioro dzieci, przecież ich nie zostawię. Nie mogą same iść do wagonów i same pojechać w tę podróż”521.

      Miłość typu filia, czyli szacunek, przywiązanie, życzliwość, lojalność, wierność – to, czym charakteryzuje się także przyjaźń, wspólnota, „pokrewieństwo dusz”, jest także w doświadczeniach getta bogato reprezentowana. Dziecięca przyjaźń została utrwalona choćby w pamiętniczku znalezionym na Majdanku, w którym nieznanej z nazwiska Rutce Fela Bursztyn wpisała 7 maja 1942 r. „na pamiątkę”: „ucz się, Rutko, ucz, bo nauka to złoty klucz”, Basia „ku pamięci” zanotowała: „ile piasku w morzu, ile gwiazd na niebie, tyle szczęścia i słodyczy twoja koleżanka ci życzy”, Edward „w dniu blokady” skreślił: „życzę ci doczekać do po wojnie”, Tadzio Wygotski podpisał się tylko na pamiątkę „koleżance Rutce z kąpletu”, a Fela Tenenbaum zapisała nieśmiertelne „na górze róże, na dole fiołki, kochamy się obie jak dwa aniołki”522. Dzieci wyrażają przyjaźń w konwencjonalny, banalny i charakterystyczny dla „pamiętniczków” sposób. Czas i miejsce pisania tych sztampowych formułek nadają im jednak nieoczekiwany, tragiczny kontekst.

      Wyrazy szacunku i przywiązania znajdujemy w liście Haliny Szwambaum z 9 lipca 1942 r. pisanym do jej nauczycielki Stefanii Liliental, mieszkającej po stronie aryjskiej: „siedzę sobie teraz na balkonie w fotelu, wśród doniczek z fasolą i słonecznikami, niczem w altanie, i bardzo się cieszę, że mogę wreszcie napisać do Pani, i bardzo jest mi przytem smutno. Nie wiem, jak to napisać, że teraz dopiero przekonałam się, jak bardzo mi Pani brak i jak mi jest Pani bliska. To wszystko dla mnie samej jest trochę nieoczekiwane, ta nagła tęsknota za Panią, która mnie teraz często łapie”523.

      Pola Rotszyld w swoich wspomnieniach, spisanych w 1945 r., odnotowuje tajne komplety w getcie, na które chodziła w 1941 r.: „Te lekcje były naszym szczęściem, naszym zapomnieniem. Na dworze szalała burza wojenna, słychać było jęki konających z głodu, zwierzęce krzyki bijących, potulne, skarżące się płacze bitych do krwi, a gdzieś w kącie w pokoiku na Pawiej czy Nowolipkach siedzi przy stole osiem dziewcząt w wieku lat 13-15, z nauczycielem czy nauczycielką, zagłębieni w nauce, zapomnieli o Bożym świecie, nawet o tym, że są trochę głodni, a może i więcej niż trochę. […] [Zdecydowałyśmy], że szkoda czasu, można coś robić i podczas wojny […]. Było nas z początku tylko cztery, Andzia [Adler], Guta [Wołowicz], Sara [Fajfer] i ja. I od tego rozpoczął się najpiękniejszy okres w moim życiu, który trwał więcej niż rok. Okres, kiedy żyłam pełnią, wiedziałam, dlaczego żyję i po co, myślałam mniej o sobie niż o innych, każdy dzień miał swoją treść i wartość, każda zbiórka, rozmowa, dyskusja, dobry czyn – pięknym, radosnym, wiosennym wydarzeniem. […] Celem naszym jest Żydówka, kobieta, człowiek. Pracujemy nad sobą na polu kulturalnym i trochę społecznym. […] Najważniejszym naszym zadaniem była praca nad sobą. Obierałyśmy sobie raz po raz cechę, żeby nad nią pracować. Np. prawda. Codziennie każda z nas w swoim zeszycie rezultatów wpisała najdrobniejsze nawet kłamstwo. Rezultaty odczytywało się głośno w sobotę. Raz po raz dodawałyśmy jakąś cechę, nie zaniedbując tych, nad którymi dotychczas pracowałyśmy: modlitwa, stosunek do ludzi, walka z lenistwem itp. Jak dobrze było, gdy można było w sobotę powiedzieć: czyste konto”524.

      Atmosfera w religijnym środowisku Poli Rotszyld to doskonały przykład filia, miłości wynikającej z dążenia do wspólnego celu, więzi duchowej. Podobnie mówił w rozmowie ze mną Israel Gutman, opowiadając o zupełnie niereligijnym środowisku Ha-Szomer ha-Cair w getcie i atmosferze w ich kibucu przy Nalewkach 23: „I zaczęła się ta regularna praca – były znowu spotkania i znowu śpiewano – co prawda półgłosem – i były rozmowy na różne tematy. […] Ciągle coś się działo. Ile się wtedy w to wkładało pracy i wiary i współudziału! […] W ruchu ludzie spędzali nawet więcej czasu niż przed wojną; nie było szkół, nie było nic innego, a dom był czymś tak smutnym i tak trudnym do wytrzymania. Pamiętam ten okres jako okres takiego światła, gdzie było coś z młodości, poczucia przynależności. To dawało siłę. […] Moją rodziną była właściwie organizacja. Śmieszne, ale ja byłem szczęśliwy przez długi okres w getcie. ja byłem po prostu szczęśliwy. Świat poza naszym życiem w organizacji jakby nie istniał. To wyglądało, że to jest całe życie. To był piękny okres w życiu,


Скачать книгу

<p>519</p>

W oryginale konsekwentnie tefilim.

<p>520</p>

AYV, O3/1648, Relacja „Barbary Rucińskiej”.

<p>521</p>

Marek Edelman, I była miłość w getcie, Warszawa: Świat Książki, 2009, s. 62.

<p>522</p>

Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku, V-2, t. 22.

<p>523</p>

AŻIH, Kolekcja Bernarda Marka, 546, Listy Haliny Szwambaum do Stefanii Liliental.

<p>524</p>

AYV, 033.438, Pola Rotszyld, Wspomnienia.