Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II. Отсутствует

Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II - Отсутствует


Скачать книгу
i w Radzie Pomocy Żydom, ale mogła ona bezspornie z racji towarzyskich należeć do kręgu Zofii Kossak-Szczuckiej, w którym zrodził się zalążek „Żegoty”592.

      Udało się natomiast potwierdzić niezwykłą historię wspomnianego wcześniej przedwojennego właściciela sklepu na Świętokrzyskiej, Marcina Weinsteina. Pochodzący z ortodoksyjnej rodziny, ale wyemancypowany już od dziesięcioleci, wygrał na początku okupacji proces stwierdzający, że jest Aryjczykiem adoptowanym przez Żydów, i uzyskawszy prawo przebywania bez opaski poza murami getta, kierował oficjalnie do 1944 r. (gdy został zamordowany przez Gestapo) Salonem Leśniewskiej, z którą również mieszkał593.

      Na tym nie koniec intrygującej historii tego antykwariatu. Zdaniem Korzeniewskiej, świadczoną w nim intensywnie pomoc Żydom ułatwiała okoliczność – przyznać trzeba, że niespodziewana wśród szanowanych i szanujących się okupacyjnych marszandów – iż „wśród stałych klientów „Salonu Sztuki” było wielu wyższych urzędników administracji niemieckiej i gestapowców, a nawet sam gubernator Franck [pisownia oryginalna, podkreślenia moje – N.C.L.] kupił tam kiedyś serwis”594. Wynikać to miało z „wysokich stosunków właścicieli salonu w sferach niemieckich”; oprócz Leśniewskiej byli to figuranci: profesorowie (?) Svatoslav von Novicky i Kazimierz Truskawski, tudzież z „pewnego szacunku u Niemców”, którym cieszyła się Leśniewska „jako wdowa po generale, będącym przez pewien czas ministrem wojny”595. Musiały to być jednak wyjątkowo dobre stosunki, skoro Salon Leśniewskiej miał przez jakiś czas w getcie oficjalne przedstawicielstwo, które nawet ogłaszało się w 1941 r. w „Gazecie Żydowskiej”596.

      Uzyskanie przez Polaków zgody na działalność handlową w dzielnicy żydowskiej, i to w zakresie wzbudzającym szczególną pożądliwość Niemców, oraz w sytuacji, gdy mienie żydowskie stanowiło zgodnie z przepisami GG własność niemiecką, a wszelka wymiana getta ze stroną aryjską musiała dokonywać się za pośrednictwem tzw. Transferstelle, musiało być niewątpliwie okupione współpracą z Niemcami. Deal (oprócz nieodzownych łapówek) mógł być tylko jeden: zagwarantowane urzędowo polskim właścicielom Salonu korzyści ciągnięte ze skupu antyków w getcie (faktycznie była to przymusowa wyprzedaż) w zamian za zapewnienie niemieckim kontrahentom korzystnego prywatnego zakupu wyłowionych fachowo w wyniku tego procederu atrakcyjnych obiektów. Inaczej mówiąc, hitlerowscy funkcjonariusze mogli korzystnie zaopatrywać się w antykwariacie na Mazowieckiej 7 w cenne przedmioty, obchodząc własne przepisy i unikając zarzutu jawnej korupcji.

      Leśniewska z Weinsteinem mieli, jak wiemy, na względzie świadczenie pomocy ludziom uwięzionym w getcie i ukrywającym się, ale bez wątpienia także własny zysk. Oczekiwać, aby płacili „świetne ceny” (jak Żalińska Klejmanowi) za przedmioty odkupywane od znajdujących się w sytuacji przymusowej Żydów byłoby naiwnością. Są jednak podstawy, by uznać, że bezwzględnie wykorzystywali ich położenie. Świadczą o tym fragmenty wspomnień pisarza i satyryka Antoniego Marianowicza (właśc. Kazimierza J. Bermana), gdy wraz z matką zmuszeni byli sprzedać swoją willę w Konstancinie pani ministrowej L., by mieć środki na ukrywanie się po stronie aryjskiej:

      Pani ministrowa była wciąż jeszcze „niczego sobie” i jak mówiono, miała przyjaciela Żyda, z którym do spółki robiła świetne interesy na dziełach sztuki wywożonych przy współudziale Niemców z warszawskiego getta. […] Ot jedna z pań, które na okupacji nie zrobiły złego interesu. Miała pieniędzy jak lodu i chętnie lokowała je w żydowskich nieruchomościach – widać lubiła wszystko, co żydowskie. Obrót „niearyjskim” majątkiem był zakazany, ministrowa nabywała więc domy i wille za niespełna połowę wartości. Ponieważ istniał cień ryzyka, że po wojnie niełatwo będzie wejść w ich posiadanie (np. wskutek fizycznej eksterminacji kontrahentów), zabezpieczała się mnóstwem anty– i postdatowanych umów kupna-sprzedaży, ażeby na podstawie najdogodniejszej z nich przejąć obiekt, gdy skończy się okupacyjna bonanza. […] Pamiętam dokładnie salon, w którym przyjęła nas ministrowa w kusząco przejrzystym peniuarze, wśród pięknych mebli i przedmiotów, o których pochodzeniu wolałem nie myśleć. Choć byliśmy poza prawem, traktowała nas, trzeba przyznać, jak ludzi. […] Podpisaliśmy z matką dziesiątki dokumentów, po czym weszliśmy w posiadanie dużej na owe czasy sumy; obiekt wart był niemal trzy razy więcej597.

      Równie niepochlebnie pisała o Leśniewskiej i jej Salonie Monika Żeromska:

      antykwariat ten, chyba pod numerem 7 albo 5, był największy i najwspanialej zaopatrzony na całej Mazowieckiej. Świetnie pokazane w wielkich oknach zachwycały wszystkich kolekcje biżuterii, najwyższej klasy stara broń, dywany i porcelana. Wejście tam było prawdziwym rajem dla oczu […]. Ale cóż się nagle okazało. Ktoś dowiedział się i wzburzył wszystkich wiadomością, że pani, która jest właścicielką tych skarbów, zaopatruje się w getcie. Przez zaufanych faktorów, za łapówki u Niemców wykupuje i wywozi stamtąd to wszystko. Bez specjalnych porozumień, dzięki przedziwnej obowiązującej wtedy wszystkich solidarności ludzie przestali zatrzymywać się przed tymi wystawami, nikt tam nie wchodził598.

      Po opublikowaniu tego wspomnienia z jego autorką skontaktowały się osoby przyznające, że wszystko, co napisała, jest prawdą, ale Leśniewska uratowała im i ich bliskim życie599. W późniejszej swojej książce Antoni Marianowicz przytacza tekst wysłany doń po lekturze jego wspomnień o Leśniewskiej przez panią Marylę Komar, która przebywała w getcie warszawskim:

      Otóż antykwariat, o którym mowa, i jego właścicielkę panią L. dobrze znało wiele żydowskich rodzin. Prawdą jest bowiem, że pani ta kupowała w getcie rozmaite precjoza, biżuterię, obrazy itp. Po „naszej” [gettowej] stronie przedmioty te nie miały żadnej wartości. Któż by je bowiem kupował, za co i po co? Dzięki transakcjom z panią L. niejednej żydowskiej rodzinie udawało się jako tako egzystować, a nawet pomagać innym. Przynajmniej do czasu „ostatecznego rozwiązania” nie traciło się nadziei na przetrwanie. Pani L. ponadto dzięki kontaktom z Niemcami załatwiała nieraz przepustki na aryjską stronę, niedostępne w getcie lekarstwa i inne potrzebne rzeczy.

      Nie można jednak powiedzieć, że działalność ta była bezinteresowna, że płynęła z potrzeby serca. Nic z tych rzeczy. Wiadomo bowiem, że pani L. za nabywane przedmioty płaciła poniżej ich ówczesnej rynkowej wartości. Po prostu lubiła pieniądze. Ale skoro już używam handlowej terminologii, to muszę powiedzieć, że była na swój sposób uczciwą kupcową. Można było mieć do niej zaufanie, w przeciwieństwie do niektórych innych osób, niegardzących żydowskim mieniem. Nie obawiano się z jej strony szantażu czy denuncjacji. W sytuacji ludzi w dzielnicy zamkniętej, a także Żydów ukrywających się poza gettem świadomość ta była czymś niesłychanie krzepiącym.600.

      Marianowicz przyznaje, że jego impresje z kontaktu z Leśniewską „potwierdzają opinie pani Komar. Proceder pani ministrowej, choć raczej paskudny, nie miał bandyckiego charakteru. Była to, można by rzec, hiena w rękawiczkach.”601.

      Cytuję te relacje bynajmniej nie dla moralnego osądu ani obyczajowych smaczków. Dowodzą one skądinąd tego, o czym ocaleni, a i historycy doskonale wiedzą, że w czasach Zagłady heroizm i podłość nieraz splatały się w postępowaniu jednego człowieka. Tutaj jednak interesuje mnie mechanizm okupacyjnego rynku sztuki, jego zagrożenia i patologie.

      W przypadku Leśniewskiej ciekawe w tym kontekście jest jednak nie to, że wykorzystywała brutalnie sytuację prześladowanych Żydów i ewidentnie robiła wiązane interesy z Niemcami, którzy stanowili część jej stałej klienteli. Takie praktyki


Скачать книгу

<p>592</p>

Władysław Bartoszewski, O Żegocie relacja poufna sprzed pół wieku, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2013, s. 44.

<p>593</p>

Marcin Weinstein zginął na początku 1944 r. po ujawnieniu jego pochodzenia przez aresztowaną przez Gestapo jego byłą żonę Alinę, ukrywającą się po wyjściu z getta po stronie aryjskiej. Relację Korzeniewskiej potwierdził syn Weinsteina Bernard (okupacyjne nazwisko Czesław Bednarczyk, przy którym pozostał po wojnie). Zob Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej (dalej AIPN), 01255/253/J (mf 4037/3-17, t. 5), Oświadczenie Czesława Bednarczyka z 20 IX 1954 r.

<p>594</p>

AYV, O3/2518, Zeznanie Heleny Korzeniewskiej, k. 9. Stałe wizyty w Salonie Leśniewskiej Niemców, w tym gestapowców, potwierdza też Bednarczyk (AIPN, 01255/253/J [mf 4037/3-17, t. 5], Oświadczenie Czesława Bednarczyka z 20 IX 1954 r.).

<p>595</p>

AYV, O3/2518, Zeznanie Heleny Korzeniewskiej, k. 9. Chodzi zapewne o gen. Józefa K. Leśniewskiego (1867-1921), ministra spraw wojskowych w latach 1919-1920.

<p>596</p>

„Gazeta Żydowska”, 14 XI 1941.

<p>597</p>

Marianowicz, Życie surowo wzbronione, s. 314-315. Krytycznie o zakupie przez Leśniewską willi w Konstancinie i jej zachowaniu po śmierci Marcina Weinsteina wypowiadał się także Czesław Bednarczyk, który pozostawał z nią po wojnie w sporze prawnym. Zob. AIPN, 01255/253/J (mf 4037/3-17, t. 5), Oświadczenie Czesława Bednarczyka z 20 IX 1954 r.

<p>598</p>

Monika Żeromska, Moja ulica Mazowiecka, „Rocznik Warszawski” 1995, nr 25, s. 207.

<p>599</p>

Ibidem, s. 208.

<p>600</p>

Antoni Marianowicz, Polska, Żydzi i cykliści. Dziennik roku przestępnego, Warszawa: Iskry, 1999, s. 44-45.

<p>601</p>

Ibidem, s. 45.