Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
podał, co należy robić, jak mają się zachować mieszkańcy itd.

      W związku z tym ustalono miejsce pracy Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa (Stawki) na stacji metra Kirowskaja. Tam też przygotowano gabinet do pracy Stalinowi oraz innym członkom GKO.

      Stalin pojechał tam chyba jeden raz, nie więcej. Kiedy na dźwięk syreny alarmu lotniczego wszyscy jechali do metra, on udawał się do gmachu położonego w pobliżu wymienionej stacji. Muszę powiedzieć, że tchórzostwa bym mu nie zarzucił. Zawsze był spokojny, niespieszny, skupiony.

      Kilka dni temu przyjechał z Arzamasu Zawieniagin* i wpadł do mnie. Na polecenie GKO budował tam na brzegu Wołgi [raczej Tioszy, dopływu Oki – przyp. red.] superschron dla Stawki na głębokości 30 metrów. Zainstalowano już windę, łączność wysokiej częstotliwości, telefony, urządzono gabinety itd. – wszystko dla kierowania frontami walki. Meldował o tym Berii, który prace zatwierdził101.

      Dniami i nocami wykonywałem teraz przeróżne polecenia, związane również z przygotowaniem rezydentury i agentury na wypadek, gdyby przyszło opuścić stolicę. I w tej poważnej sprawie nie obeszło się bez pewnego kuriozum. Tchórze znaleźli się niestety także wśród czekistów.

      Był taki generał Mieszyk*, faworyt Kobułowa i jego kompanów. W pewnej niebezpiecznej sytuacji koło Moskwy powierzono mu rolę kierowcy samochodu. Tego właśnie pijanego „szofera” zatrzymała milicja i odstawiła na posterunek NKWD, gdzie wrzeszczał: „Połączcie mnie z Sierowem!”.

      Odciąłem się od takiego człowieka. Mimo to Kobułow go przygarnął…

      Wczoraj odwiedził mnie zastępca szefa 9. Zarządu – ochrony członków Politbiura – Sasza Egnatoszwili. Przyszedł podchmielony. Wiedziałem, że w młodości razem ze Stalinem uczęszczał do seminarium duchownego i od tamtej pory zachowali przyjacielskie stosunki – zwracali się do siebie odpowiednio „Saszo” i „Soso”.

      „Saszo” często mnie odwiedzał i co nieco opowiadał. Może nie miał komu, a może z jakiejś innej przyczyny.

      Zaczął w ten sposób: „Pogadałem dziś sobie z »gospodarzem«. Wezwał mnie do siebie. Patrzę – nie w humorze. Powiada do mnie: »Przygotuj saciwi, porozmawiamy«. Dobrze – odpowiadam. Kiedy wszystko przygotowałem, poszedłem do jego sekretariatu i czekam. Wyszedł i zaprosił do siebie, do nakrytego stołu. »Cinandali się napijesz?« – pyta. Wypiliśmy, zaczęliśmy jeść…”.

      „Gościnny jest” – podtrzymałem konwersację.

      „Potem popatrzył na mnie – kontynuował Saszo – i mówi: »Czy wiesz, co ci swołocze – miał na myśli członków GKO – mi dziś powiedzieli? Beria oświadczył, że w Arzamasie zbudowali schron przeciwbombowy dla Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa, ponieważ postanowili, że Stawka ze mną tam się przeprowadzi. Powiedziałem, że nie widzę takiej potrzeby. Wtedy zaczęli nalegać. Zezłościłem się i oświadczyłem im: Jeżeli wyjadę z Moskwy, to wy, swołocze, oddacie Niemcowi stolicę, a sami pouciekacie. Idźcie do diabła! – I wyszedłem. Pomyśl tylko, Saszo, jacy nikczemnicy!«. Ja na to: Słusznie postąpiłeś, Soso, pouciekają i Moskwę oddadzą! Ponownie wypiliśmy i Stalin wrócił do pracy”.

      Słuchałem go uważnie i myślałem sobie, że wódz widocznie odczuwał wyrzuty sumienia, iż pochopnie zawierzył paktowi Ribbentrop-Mołotow i nie usłuchał ostrzeżenia naszego agenta w Berlinie z kwietnia 1941 roku o przygotowywanej napaści na ZSRR. Trochę jeszcze pogadaliśmy o sytuacji na froncie i mój rozmówca wyszedł.

      Dobrze zapamiętałem, jak Stalin kiedyś się zezłościł, gdy dotarło do niego, że w Kujbyszewie członkowie rządu, którzy ewakuowali się tam po 16 października 1941 roku – Wozniesienski, Woroszyłow, Mołotow, Kaganowicz i pozostałe osoby z Politbiura – „wyobrazili sobie, że naprawdę rządzą krajem” i wielu miejscowych towarzyszy z komitetów obwodowych i powiatowych zaczęło się ze swoimi sprawami zwracać do „rządu kujbyszewskiego”, a tamtym to się niezwykle spodobało.

      Któryś z ministrów, nie pamiętam który, stojący na czele jednej z grup operacyjnych, poskarżył się w notatce do Stalina, że nie otrzymuje od miejscowych niezbędnego metalu do produkcji moździerzy. Stalin się wściekł, ponieważ ci sami „kujbyszewscy rządcy” własnoręcznie i jednogłośnie głosowali za przekazaniem pełni kompetencji Głównemu Komitetowi Obrony. To właśnie wyprowadziło wodza z równowagi.

      Muszę dodać, że wielu ministrów, wiedząc o moich doskonałych kontaktach i poinformowaniu o rzeczywistej sytuacji na frontach, również z własnego doświadczenia, zapraszało do siebie na herbatkę i przyjacielską pogawędkę. Nie dziwiłem się im. „Kujbyszewska burza”, na marginesie, została szybko uśmierzona.

      Wieczorem otrzymaliśmy szyfrogram „Pilne. Do wszystkich”, co oznaczało wszystkie ogniwa i szczeble kierownicze w ZSRR – rady komisarzy ludowych, komitety partii itd. Tekst w przybliżeniu brzmiał następująco: „Wbrew wszelkim pogłoskom i rozmowom o tym, że rząd sowiecki znajduje się w Kujbyszewie, poleca się prośby, propozycje i zapytania we wszelkich sprawach wojskowych, politycznych i gospodarczych kierować pod adresem: Moskwa, Kreml, Rada Komisarzy Ludowych. Podpis – J. Stalin”.

      Wylot do Rostowa

      Piszę nie w kolejności chronologicznej, gdyż z powodu nadmiaru pracy i natłoku zdarzeń nie nadążam z ich opisywaniem na bieżąco, dopóki mam je świeżo w pamięci.

      W końcu października Niemiec doszedł do Rostowa nad Donem. Często rozmawiałem przez telefon z tamtejszym szefem UNKWD i sekretarzem komitetu obwodowego Dwinskim* na temat tworzenia oddziałów dywersyjnych i partyzanckich na zapleczu wroga. Wszystko szło jak należy, moim zdaniem.

      Wraz ze zbliżaniem się faszystów zaczęły wszakże napływać alarmistyczne sygnały, że w mieście zaczynają się grabieże, a niektórzy z kierownictwa samowolnie z niego wyjeżdżają, zabierając ze sobą należące do zakładów pracy cenne przedmioty itd.102

      Otrzymałem polecenie wylotu na trzy dni i zaprowadzenia w Rostowie porządku. Do samego miasta dolecieć nie byłem w stanie, wylądowałem więc w Nowoczerkasku, a stamtąd dotarłem do celu podróży samochodem.

      Na ulicach panowało uczucie trwogi. W mieście rzeczywiście nie brakowało elementów awanturniczych, ale główna przyczyna polegała na tym, że kierownictwo komitetu miejskiego, innych organów administracyjnych oraz zakładowych potraciło głowy i niczym nie kierowało.

      Zwołałem ogólne zebranie kadry kierowniczej, długo obradowaliśmy. Pytania zadawano prawie identyczne jak w stolicy. Tow. Dwinski zapoznał mnie z planem organizacji oddziałów dywersyjnych oraz partyzanckich. Na papierze wyglądało to na przemyślaną koncepcję. Potem pojechałem do UNKWD i porozmawiałem z szefami sztabów batalionów antydywersyjnych103.

      Zebrani sprawiają dobre wrażenie – przeważają pracownicy milicji. Czekistów mało. Okazuje się, że zgłaszają się niechętnie. Zrugałem ich, zwołałem z nimi odrębną naradę i nakazałem, by uczestniczyli w pracach sztabów na równi z milicjantami. Odmawiających będziemy kierowali do Armii Czerwonej i wyprawiali na front. Sądzę, że to poskutkuje.

      W nocy przesłuchiwaliśmy aresztowanych spekulantów oraz inne szumowiny społeczne, których i w czasach pokoju nie brakowało.

      Po powrocie nad ranem do Rostowa znalazłem na biurku notatkę z centrali NKWD ZSRR, nakazującą, bym wracał do Moskwy.

      „Głuptas z tego Hitlera”

      Po kilku dniach wezwano mnie do Stalina w związku z niezadowalającą


Скачать книгу

<p>101</p>

Tajemnica stalinowskiego bunkra już kilkadziesiąt lat nurtuje miłośników sowieckiej imperialnej romantyki. Liczni pośredni świadkowie wymieniają w swoich wspomnieniach budowę podziemnego kompleksu w odległości 100 km od Gorkiego. Naocznych świadków jednak brak. Notatki Sierowa stanowią pierwsze wyjaśnienie tej historycznej zagadki – budowę wstrzymała niechęć Stalina do porzucenia Moskwy.

<p>102</p>

W przededniu niemieckiej okupacji na kozackich terenach ze świeżą pamięcią o tłumieniu buntów chłopskich, rozkułaczaniu i „rozkozaczaniu” gwałtownie wzrosły nastroje antysowieckie, wielu wiązało duże nadzieje z oczekiwanym nadejściem Niemców. Współczesny badacz przytacza zaczerpnięte z dokumentów archiwalnych dane: „Na terytorium okupowanego obwodu rostowskiego samowolnie pozostało około 10 tys. komunistów, z czego 40 procent podczas okupacji zniszczyło swoje legitymacje członkowskie lub odniosło do Gestapo. Po wyzwoleniu z partii wyrzucono 5019 osób”. (I. Jermołow, Tri goda biez Stalina. Okkupacija. Sowietskije grażdanie mieżdu nacistami i bolsziewikami. 1941–1944, Centrpoligraf, Moskwa 2010, s. 208–209).

<p>103</p>

Patrz przypis 89 w części „Przygotowania do poddania Moskwy”.