Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
Nasi kontratakowali i ponownie je zajęli. Dom, w którym przebywaliśmy, byłby następnym celem.

      Na ulicy stał niewzruszony kapitan ze sztabu Panfiłowa, który na moje pytanie o sytuację spokojnie odrzekł: „Niezła. Gdyby była zła, to bym przyleciał i uprzedził”. Dobre sobie! „Niezła”, kiedy brakowało kilku sekund do nawiązania walki. Na ulicy leżały trupy niemieckich i naszych żołnierzy.

      Podaję ten przykład, by kolejny raz wykazać, że obecność dowódcy dodaje żołnierzom otuchy. Tych tu atakowano pięć razy. Nie poddają się, odpierają ataki i kontratakują.

      Potem opublikowano rozkaz głównodowodzącego określający dopuszczalną odległość wysokiego dowództwa i sztabów od pierwszej linii obrony – dowódca dywizji, dla przykładu, winien przebywać w odległości 3–4 kilometrów. Panfiłow przebywał wśród swoich żołnierzy, walczył wraz z nimi i z nimi potem zginął, mianowany pośmiertnie Bohaterem Związku Sowieckiego.

      Wtedy poległ też Dowator*, dowódca korpusu kawaleryjskiego, z którym studiowałem w Akademii. Niepotrzebnie, niestety, brawurował – wyjechał na wzgórek dla zorientowania się w sytuacji, Niemcy zobaczyli grupę wojskowych i ostrzelali z moździerzy. W dodatku kilku żołnierzy zginęło w trakcie zynoszenia ciała poległego dowódcy z tego pagórka…

      Nasi szefowie sektorów mocno zaprzyjaźnili się z dowódcą 16. Armii generałem lejtnantem Rokossowskim, W.I. Kuzniecowem*, Bołdinem, Zacharkinem, Biełowem, Goworowem, Jefremowem, broniących wtedy podejść do stolicy.

      Poznałem ich wszystkich. Z K.K. Rokossowskim spotkałem się koło wsi Niefiedowka. Spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, jako że wojsk miał tyle, co kot napłakał, popularnie mówiąc, ale trzymał się po męsku, z godnością…

      Na marginesie, niedawno wzywał mnie Stalin i korzystając z okazji, opowiedziałem mu swoje wrażenia z wyjazdów w teren.

      Na początku listopada Niemcy wstrzymali ofensywę prawie na wszystkich odcinkach. W tym roku śnieg spadł niezwykle wcześnie. Pierwszy raz – 17 października, potem w końcu miesiąca i już nie topniał.

      Ostatnia parada nadchodzi…107

      Około godziny 1 w nocy 5 listopada zadzwonił do mnie Poskriobyszew i nakazał, bym natychmiast jechał na stację metra Majakowskaja. Szybko się zebrałem i po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Patrzę – sunie kawalkada samochodów, świecąc niebieskimi reflektorami. Nadjeżdżają członkowie rządu.

      Z pierwszego wozu wysiadł Stalin, po nim – Mikojan, Malenkow i Beria. Przywitaliśmy się. Wchodząc do metra, Stalin powiedział, że należy wybrać miejsce dla uroczystego posiedzenia w dniu 6 listopada, by Niemiec nie mógł go zbombardować.

      Zeszliśmy na dół. Cały peron zapchany był śpiącymi kobietami z dziećmi. Wódz spytał, co one tu robią. Wyjaśniłem, że jeszcze nie odwołano alarmu lotniczego. Niektóre kobiety się obudziły i z zainteresowaniem przyglądały Stalinowi, który polecił: „Do godziny 6 wieczorem zorganizujcie jutro niewielką trybunę i krzesła dla ludności. Tu zrobimy uroczyste posiedzenie”.

      W ciągu nocy i części dnia 6 listopada zorganizowaliśmy razem z Proninem*, przewodniczącym moskiewskiej rady miejskiej, oraz Chrulowem* od kolejnictwa zarówno „salę posiedzeń”, jak i kilka bufetów wzdłuż peronu. Wyszło przyzwoicie.

      Około godziny 4 po południu zadzwonił Mikojan i przekazał polecenie Stalina, bym się stawił o godzinie 17.00 na stacji metra Biełorusskaja. Początkowo nie rozumiałem, w jakim celu mam się tam udawać. Mikojan dorzucił: „Zamów do tej stacji pociąg metra, a my dojedziemy do Majakowskiej”. Szybko się uwinąłem i w porę stawiłem na Biełorusskiej.

      Podjechały rządowe limuzyny. Stalin spytał, czy wszystko gotowe, i zeszliśmy do pociągu. Na stacji Majakowskaja czekały tłumy. Stalin wszedł na trybunę i zaczął przemówienie. Wypadło bardzo dobrze…

      Po przemówieniu był koncert. Po zakończeniu pierwszej części wódz zapytał: „A co, drugiej części nie będzie?”. Odpowiedziałem: „Nie przewidziano”. „Szkoda” – usłyszałem.

      Szybko wróciłem na widownię, zobaczyłem artystę Dormidonta Michajłowa* i umówiłem się z nim na drugą część koncertu. Po każdym numerze wódz z zadowoleniem bił brawo.

      Potem weszliśmy do wagonu metra, by dojechać do stacji Biełorusskaja. Stalin stał, trzymając się uchwytu. Maszynistę pociągu, zasłużonego towarzysza z Orderem Lenina, wyznaczył osobiście Chrulow.

      Jak tylko ruszyliśmy i zaczęliśmy przyspieszać, pociąg naraz stanął jak wryty. Siłą bezwładu Stalin poleciał do przodu. Na szczęście stałem tuż za nim i zdążyłem chwycić go w ramiona. Wódz się zezłościł.

      Podszedłem do bladego jak płótno maszynisty. Spytałem spokojnym tonem, co się stało. Odpowiedział zachrypniętym głosem: „Nacisnąłem niewłaściwy guzik”. „Dobra, jedźmy spokojnie” – poleciłem i już od niego nie odchodziłem.

      Na stacji Biełorusskaja Stalin wyszedł i od razu udał się do samochodu. W drodze spytał, co się stało. Odrzekłem, że maszynista ze zdenerwowania wcisnął niewłaściwy guzik. Wódz zmienił temat: „Uprzedźcie Artemiewa* (dowódcę Moskiewskiego Okręgu Wojskowego), by jutrzejszej parady o 10 rano nie transmitowali przez radio, by radio wyłączyli”.

      Pojechałem do komendanta Kremla Spirydonowa* i poleciłem, by na mauzoleum postawiono trybuny. Odpowiedział, że nie wie, gdzie je na wszelki wypadek zakopano, by nie dostały się w ręce Niemców. Powiedziałem, by je odnalazł i przygotował na jutro, na 8 rano. Potem po rozmowie telefonicznej z Artemiewem pojechałem na plac Czerwony.

      Gdy przyjechał Artemiew, zapytałem go o liczbę wojsk na defiladzie. Odrzekł, że nie więcej niż jedna dywizja plus trochę czołgów i kawalerii. „Ta dywizja od razu idzie na front” – podkreślił. Wbrew tradycji defiladę wojskową wyznaczono nie na 10.00, lecz na 8.00 rano. Zakazano kogokolwiek informować czy ogłaszać przez radio.

      Koło 2 w nocy pojechałem się przespać, a o 6 już stawiłem się na placu Czerwonym. Padał gęsty śnieg.

      Przed 8 rano zjawił się Stalin. Mimo mrozu ubrany był w lekki szynel, czapkę z daszkiem i miękkie gruzińskie długie buty. Wchodząc po schodkach mauzoleum, obrócił się do mnie i powiedział: „W taki śnieg Niemiec bombardować nie będzie. Trzeba przekazać sprawozdanie radiowe z defilady na placu Czerwonym”.

      Połączyłem się z radiowcami, którym z wieczora nakazałem, by pod żadnym pozorem nie transmitowali uroczystości z placu Czerwonego. Należało odwołać wczorajszy rozkaz.

      W centralnej rozgłośni radiowej zastałem tylko dyżurującą pracownicę. Namawiam do włączenia mikrofonów na placu Czerwonym – nadaremnie. „Towarzysz Sierow mnie aresztuje, jeśli włączę” – twierdzi uparcie.

      Na targowanie się brakowało czasu, jako że Stalin już prawie wchodził na trybunę mauzoleum. Musiałem przyznać, że jestem tym właśnie groźnym Sierowem. Dziewczyna mówi: „Włączę, ale odpowiadamy razem”. Zgodziłem się.

      Wszedłem na mauzoleum, a wódz pyta: „Radio włączone?”. Odpowiadam: „Tak jest”. – „A sprawdziliście, jak pracuje?”. – „Nie zdążyłem”. – „No to sprawdźcie”.

      Połączyłem się przez WCz z Kujbyszewem i Gorkim i pytam, co nadaje radio. „Nastrajają się na transmisję defilady moskiewskiej” – odpowiadają. W porządku. Zameldowałem Stalinowi, który zaraz zaczął przemawiać.

      Defilada przebiegła jak należy. Żołnierze maszerowali z bronią, w strojach maskujących, w podniosłym nastroju, prawdziwi wojownicy. Muszę powiedzieć, że Stalin wypadł dobrze.


Скачать книгу