Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
zaczął się wyścig, którego dziś nie powtórzyłbym za nic. Najpierw ja prowadziłem, potem Fomiczow. Drogi polowe same z siebie są kiepskie, a tędy niedawno przeszły wojska i czołgi. Mimo to jechaliśmy nie dłużej niż 40 minut. Szybko odnalazłem w lesie domki, na szczęście z działającą polową stacją WCz.

      Dodzwoniłem się do generała Lubyja, szefa ochrony zaplecza Frontu Zachodniego, i rozkazałem, by przysłał grupę pograniczników do ochrony i stawił się osobiście. Dziewczyny telegrafistki ze stacji WCz szybko nabiły poduszkę i materac świeżą słomą dla tow. Stalina – sztab frontu, zmieniając miejsce postoju, wszystkie meble i żelazne łóżka zabrał ze sobą.

      Podniszczone łóżko polowe zostawiły sobie, a porządniejsze odstąpiły nam. Znalazły się też dwa krzesła. Poprosiłem dziewczyny o wymycie podłóg, a sam pojechałem na spotkanie Stalina, sądząc, że mam co najmniej godzinę w rezerwie. Wyjechałem z lasu na drogę i zacząłem się golić przy kałuży.

      Ledwo skończyłem, zauważyłem wychylającego się zza zakrętu packarda, ale bez ciężarówki z rzeczami. Wychodzę na środek drogi, unoszę rękę i wydaję komendę: „Stój!”.

      Wysiadł Stalin. Opowiadam mu, jak to wojskowi wszystko zabrali ze sobą i tylko słomiany materac z poduszką zdążyłem przygotować. Spojrzał na mnie i mówi: „A co ja, książę jaki? Pałac mi niepotrzebny”.

      Skoro tak, to w porządku – myślę. Mówię, by jechali za mną, a kierowcę uprzedziłem o marnej drodze – packard jest opancerzony, waży siedem ton, specjalnie dostarczony z Moskwy pociągiem.

      Dojechaliśmy do domków sztabowych bez przygód. Wskazałem tow. Stalinowi jego pokój. Jak tylko zobaczył aparat WCz, zaczął dzwonić do Sokołowskiego, by przyjechał i objaśnił sytuację na froncie. Potem poprosił mnie, by w sąsiednim pokoju postawiono butelkę wina i owoce. To na szczęście miałem ze sobą, ale samochód ciężarowy z żywnością jeszcze nie nadjechał. Szybko wykonałem polecenie i wyszedłem do lasu.

      Po jakimś czasie tow. Stalin też wyszedł. Usłyszeliśmy dźwięk silnika przelatującego wysoko niemieckiego bombowca. Josif Wissarionowicz wskazał naszego packarda zaparkowanego na otwartej przestrzeni i zdenerwowany powiedział: „Przekażcie temu dziwakowi, niech zabierze samochód do jakiegoś ukrycia, to Niemcy go nie zbombardują”.

      Podszedłem do kierowcy, który wytłumaczył, że usiłuje zastartować, ale przegrzany silnik musi się ochłodzić. Poleciłem więc szybko zamaskować wóz ściętymi gałęziami, co tamten szybko wykonał.

      Wracam do domku, a tow. Stalin pyta mnie po cichu: „A co to tam, na wzgórzu?”. Poszedłem sprawdzić, a to Tużłow zaległ za krzaczkiem z pistoletem maszynowym, ponieważ Lubyj z ochroną jeszcze nie przyjechali.

      Wróciłem i mówię, że to mój adiutant. Stalin nic nie odpowiedział i wszedł do domku. Tużłow potem mi wyznał, że zdrowo się wystraszył, kiedy Stalin go dostrzegł, ale uważał, że nadal powinien leżeć.

      Po kilku minutach podjechali Sokołowski z Bułganinem. Podszedłem do Nikołaja Aleksandrowicza i pytam: „Nie masz ze sobą jakichś produktów? Nasz samochód chyba zabłądził – nie mamy czym nakarmić tow. Stalina”171. Okazało się, że dopiero co odebrał produkty z Moskwy. Z miejsca przekazaliśmy je Jefimowowi do przygotowania obiadu.

      Póki Stalin, Sokołowski i Bułganin się naradzali, pomyślałem, że tow. Stalin jest człowiekiem wyjątkowo podejrzliwym – mało komu ufa, wszystko sam sprawdza. Tak nie można żyć. Musi być mu niełatwo. Na pewno wyjeżdżając z Moskwy, nawet nie powiedział członkom Politbiura, dokąd jedzie. Dlaczego?

      Raport Sokołowskiego nie trwał zbyt długo. Wszyscy wyszli podochoceni po wypiciu butelki cinandali. Odprowadziłem ich do samochodów. Sokołowski i Bułganin jeden przez drugiego opowiadali, jak dobrze ich tow. Stalin potraktował. Omawiali z nim plan kolejnej ofensywy w sierpniu.

      Sokołowski wyznał, że w swym raporcie wspomniał o generale pułkowniku Gołowanowie, dowódcy lotnictwa dalekiego zasięgu, który zapewnił skuteczne zbombardowanie przedniej linii obrony niemieckiej przed natarciem wojsk Frontu Zachodniego.

      Wszyscy byli w dobrych nastrojach.

      Wróciłem do domku i słyszałem, jak Stalin wywoływał w Moskwie Malenkowa. „Witam, Iwanow przy telefonie”. Tamten widocznie spytał, skąd dzwoni. Stalin powiedział: „Nieważne skąd” i kontynuował: „Meldował mi Sokołowski, dowódca Frontu Zachodniego, że generał pułkownik Gołowanow nieźle zbombardował niemieckie pozycje przed natarciem naszych wojsk. Opublikujcie jutro postanowienie Prezydium Rady Najwyższej o nadaniu mu stopnia marszałka lotnictwa. Wszystkiego najlepszego” – i odwiesił słuchawkę.

      Potem Stalin przez WCz wywołał Gołowanowa. „Słyszałem, że rząd nadał wam stopień marszałka lotnictwa – tak rozpoczął rozmowę. – Jutro prasa to ogłosi. Gratuluję!”. Tamten widocznie zaczął dziękować, a tow. Stalin do niego: „Nie moja to zasługa. Dziękujcie rządowi sowieckiemu”. Od teraz Gołowanow – marszałek lotnictwa172.

      Po rozmowie Stalin wyszedł na ganek. Poszliśmy na spacer. Spytał w pewnym momencie: „A gdyby tak polewkę dziś na obiad?”. Odpowiadam pewny siebie: „Za około pół godziny może być”. Widzę – nie wierzy, bo wie, że ciężarówka z produktami zabłądziła. Wtedy widocznie dla sprawdzenia mnie spytał: „A gdzie gotują?”. Wskazałem mu na domek po drugiej stronie. „No to zobaczmy!” – i ruszył w tamtym kierunku.

      Weszliśmy. Piec buzuje na całego, zapach zupy mięsnej łaskocze nozdrza, piecze się baranina na drugie danie. Miałem powody do zadowolenia. Stalin tylko spojrzał i wyszedł. Ja za nim.

      Po kilku minutach rzekł z uśmiechem: „Według moich danych agenturalnych nie śpicie już trzecią dobę”. Bez cienia zażenowania odpowiedziałem: „To jest dezinformacja, tow. Stalin”. „Dysponuję sprawdzonymi danymi” – upierał się, więc nie oponowałem.

      Kiedy doszliśmy do domku, powiedział: „Idźcie i natychmiast kładźcie się spać”. „Po obiedzie” – obiecałem.

      Po obiedzie Stalin nakazał Jefimowowi, by mnie odprowadził do mego domku i nie odchodził od łóżka, póki nie zasnę. Jak tyko przyłożyłem głowę do poduszki, zapadłem w kamienny sen i spałem całe dwie godziny.

      Obudziłem się o 9 wieczorem. Stalin jeszcze pracował i mnie wezwał. Gdy wszedłem, powiedział: „Jutro powinniśmy być na Froncie Kalinińskim u Jeriomienki. Zatrzymamy się pod Rżewem. Polecicie tam samolotem i zorganizujecie nasz przyjazd pociągiem. Kiedy będziecie gotowi?”. Odpowiadam, że rankiem. Pokazał mi na mapie, gdzie mamy się spotkać.

      Rano odprowadziłem Stalina do wagonu i od razu wyleciałem U-2. Wylądowałem po 40 minutach w malutkiej wiosce Choroszewo koło Rżewa, 20 chałup, nie całkiem zburzonej przez Niemców.

      W wiosce spodobał mi się pewien schludny domek z ganeczkiem i względnie czystym podwórkiem. Wszedłem i powiedziałem właścicielce, że zatrzyma się u niej na kilka dni sowiecki generał. A ta głupia jak na mnie nie wrzaśnie: Co to znaczy? Za Niemca jakiś ichni pułkownik mnie z własnego domu wygonił, a teraz sowiecki generał? Jak długo tak będzie? Kiedy mam mieszkać?!

      Też się zeźliłem i nakazałem, by po półgodzinie jej tu nie było. Wiedziałem już, że trzy domy dalej mieszka jej brat, więc miała gdzie nocować.

      Zatrzymałem samochód z żołnierzami od generała Zubariowa*, szefa ochrony zaplecza frontu. Zamietli podwórko, ustawili letni piecyk, wyszorowali podłogi, przetarli meble kuchenne, stołowe i sypialniane. Wystawiłem ochronę zewnętrzną i udałem się na stację kolejową. Po dworcu została tylko nazwa


Скачать книгу

<p>171</p>

Sierow opowiedział później swemu zięciowi, znanemu pisarzowi E. Chruckiemu, że na samochód z żywnością napadli bandyci. Ciało kierowcy w porzuconym pustym wozie znaleziono potem w lesie. Cały deficytowy ładunek „stalinowskich delikatesów” przestępcy zabrali ze sobą. (E.A. Chruckij, Tieni w pierieułkie, Dietiektiw-press, Moskwa 2006, s. 115).

<p>172</p>

A. Gołowanowa awansowano 3 sierpnia 1943 r.